sobota, 13 grudnia 2014

Aktualizacja wrzechśwaita część II


 Jezu, od czego mam zacząć? Tak strasznie mi wstyd, że znowu powtarzam znowu was opuściłam. Jednak wciąż żyje i tak się stało, że postanowiłam przypomnieć sobie wszystkie elementy tego opowiadania. To już chyba stało się tradycją, że wracam do was w okresie zimowym, nie wiem dlaczego tak jest, to w sumie jakiś sentyment czy coś. Uwierzcie mi ja naprawdę chciałabym dokończyć tego bloga bo kocham tą historie w każdym jej szczególiku i w sumie wiecie co? Zrobię to! Oczywiście zamiast dodać coś nowego dam wam zmienione trzy rozdziały. Będę miała teraz naprawdę, naprawdę dużo wolnego czasu i was nie zawiodę jeśli w ogóle tu jeszcze jesteście. Na pewno do końca grudnia pojawi się tu pechowy upragniony 13 rozdział.
Kisses


* * * * * * * * * * * * * * *

6. "Nie jesteśmy, nie byliśmy... i raczej nie będziemy"


  - Nie złapiecie mnie!- krzyknęła Lily podczas ucieczki z "miejsca zbrodni", chociaż doskonale zdawała sobie sprawę, jak te słowa muszą śmiesznie brzmieć. Istotnie nie myliła się. Po chwili była niesiona przez Jamesa i Syriusza. "Jeden za nogi, drugi za ręce"- to było ich chwilowe hasło. Dziewczyna jednak zamiast wyrywać się i wrzeszczeć śmiała się jak mała dziewczynka. Przechodząca obok kobieta w średnim wieku pomyślała Dziadzieją i jednocześnie dziecinnieją...zupełnie jak ja... przeszła obok trójki nastolatków z lekkim uśmiechem.

    Po może pięciu minutach zabawy w wodzie zmierzali w stronę domu Rogacza śmiejąc z wszystkiego co możliwe. Ludzie przyglądali się temu z rozbawieniem, a im to zwyczajnie nie przeszkadzało.
Kiedy doszli na miejsce Lily pożegnała się z Huncwotami i udała się do domu Amy. Stała prze drzwiami i zastanawiała się jaka będzie reakcja jej rodziców na jej obecny wygląd. Pod wpływem takich myśli roześmiała się i zadzwoniła dzwonkiem. Nie musiała długo czekać. Na progu ozdobnych drzwi w malownicze wzory pojawił się Mark Evans, gdy zobaczył mokrą i roześmianą córkę nie wiedział co powiedzieć przed kilkoma dniami była rozżalona i wściekła, a teraz stoi i się śmiej, Gdzie tu logika?
Po chwili milczenia spowodowanego lekkim szokiem zapytał:
- Czemu Ty jesteś mokra?
- Można powiedzieć, że na własne życzenie - odpowiedziała i wyminęła swojego osłupiałego ojca. Poszła na górę aby się przebrać. Po chwili ubrana była w krótkie spodenki i T-shirt. Stwierdziła, że nie będzie suszyć włosów bo jest na tyle ciepło aby same wyschły.
Zeszła po schodach na dół gdzie spotkała całą rodzinę wraz z Amy. Wszyscy przyglądali jej się z zafascynowaniem i ze zdziwieniem. Lily nalała sobie wody cytrynowej do szklanki i usiadła na kuchennym blacie. Poczuła się nieswojo. Spostrzegła, że wszyscy się jej przypatrują więc się odezwała :
- No co?
- No...bo.. ten.. Ty byłaś ostatnio tak...ten...inna niż teraz- wydukał ojciec dziewczyny. Lily wzruszyła ramionami i powiedziała :
- Kobieta zmienną jest, a tak przy okazji mogę jechać z Jamesem, Syriuszem i może z Dorcas na biwak na cztery dni?- rodzice nie odpowiadali, ale sytuacje odratowała Amy :
- Myślę, że rodzice nie maja nic przeciwko idź się pakuj -Ruda ucieszona rozwojem wydarzeniem poszła na górę.
Gdy młoda Gryfonka zastanawiała się jakie zabrać ciuchy, do sypialni przyszła jej mama, usiadła na krawędzi łóżka i zacz   ęła rozmowę z córką :
- Lily, powiedzmy, że możesz jechać na ten biwak, jeżeli- zastanowiła się chwilę, by potem kontynuować- jeżeli Petunia pojedzie z wami.
Lily nie chętnie zgodziła się na to. Co miała zrobić? Nie lubiła swojej siostry, za to jak ją traktowała, bolało ją to jak mało, co, ale stwierdziła po analizie, że może tak będzie lepiej.
 Dziewczyna z miny rodzicielki wywnioskowała, że ma jej coś do powiedzenia, ale gryzie się z własnymi myślami. Matka spojrzała w piękne, zielone oczy swojej córki, w których odczytała zachętę i ciekawość. Wstała, delikatnie zamknęła drzwi i zaczęła chodzić w te iż powrotem, tak radząc sobie z lekkim zdenerwowaniem. Przystanęła, zaczesała włosy ręką i powiedziała z nutką żalu w głosie:
- Mogłaś nam powiedzieć.
Lily tego nienawidziła; przychodzi, normalnie rozmawia, a potem jak gdyby nigdy nic wyskakuje z czymś co wybija druga osobę z rytmu. Ostatkiem sił powstrzymała się przed wywróceniem oczami i zadała jedyne pytanie jakie mogła:
- O czym?
- Raczej, o kim - poprawiła ją matka i dodała- o Jamesie...
Dziewczyna spojrzała na swoją matkę i ze szczerym uśmiechem na ustach pokiwała głową.
- Co miałam o nim powiedzieć? Że jest najbardziej irytującym chłopakiem jakiego w życiu poznałam? Że nęka mnie od mojego pierwszego dnia w Hogwarcie? Czy, że oświadczał mi się miliony razy przy całej szkole? Hmm....a może to, że mimo tego jego irytującego doprowadzającego czasem do szału uśmiechu, lubię go? -przemknęła jej przez myśl taka odpowiedź lecz zrezygnowała i odpowiedziała:
- Nie jesteśmy razem, nie byliśmy i...- zawahała się, zawsze była uczona aby nie wybiegać za daleko w przyszłość i nie mówić NIE nawet rzeczą, których była pewna, ale mimo to nie oparła się pokusie.
 - i według Pottera kiedyś będziemy małżeństwem, ale ja szczerze w to wątpię,
 Za nim Marry zdążyła cokolwiek odpowiedzieć Lily rzuciła " spieszy mi się, jeszcze kiedyś o tym pogadamy, pa mamuś" i wyszła z pokoju kierując swoje kroki w stronę Domu Potterów.


* * *

    Rodzice Rogacza bez większych problemów zgodzili się na wyjazd. James z Syriuszem zresztą nawet nie dopuszczali do siebie innego scenariusza dla tej sytuacji. Według nich nikomu. nawet rodzicom rozczochrańca nie uda się przebić oryginalnych argumentów ich syna typu :A co jeśli los zechce poznać mnie tam z moją przyszłą żoną? Jeśli tam nie pojadę nie poznam jej, a potem wy będziecie narzekać na brak wnuków, oraz typowego dla Syriusza spojrzenia zbitego psa. Nie mylili się, doskonale wiedzieli jak to się zakończy. Takie sytuacje. Huncwoci wyćwiczyli do perfekcji, w końcu nikt w historii Hogwartu nie musiał tłumaczyć się z tylu wybryków, co ta znana wszystkim paczka Gryffonów. Po lekkich wątpliwościach Pani Potter wreszcie uległa kolejnej zachciance swojego syna i jego przyjaciela naiwnie wmawiając sobie, że to już ostatni raz. Wówczas nie zdawała sobie sprawy z planów Gryffona.

  James sprytnie "pozbył się" na chwilę Syriusz mówiąc, że chyba przyleciała do niego sowa. W czasie kiedy Black był w pokoju okularnika, Rogacz wytłumaczył rodzicom sytuację Syriusza i oznajmił im, że on będzie teraz mieszkać razem z nimi. Rodzice chłopaka zgodzili się na takie wyjście z sytuacji, może dlatego, że traktowali Syriusza jak drugiego syna, którego zawsze pragnęli, a może dlatego, że było im zwyczajnie żal Blacka. Kiedy Łapa wrócił do jadalni temat dotyczący przybyłego szybko został zastąpiony "pysznym obiadem".

    Po chwili rozległo się pukanie do drzwi. Pani Potter odłożyła parującą filiżankę swojej ulubionej kawy, ale zanim podniosła się z miejsca, uprzedził ją jej syn krzycząc :
- Ja otworze!.
Dorea jednym ruchem różdżki sprzątnęła ze stoły palmy po kawie, które pojawiły się za sprawą Jamesa i pod nosem mruknęła :
- Przecież on nigdy nie otwiera drzwi- stało się tak, że "przez przypadek" Syriusz to usłyszał i powiedział:
- Otwiera tylko dlatego, że wie kto przyjdzie.
- Kto?
- No jak to kto? No Lily!- odpowiedział Syriusz i poszedł do pokoju Rogacza, bo tam udali się Gryffoni.

 Kto by pomyślał, że Evans i Potter; osoby, które nigdy nie żyły ze sobą w zgodzie dłużej niż tydzień teraz będą siedzieć sami w jednym pokoju jak starzy przyjaciele, a Lilka nie wyzwie Jamesa od kretynów i tym podobnych, a on ją od księżniczek...W skrócie: Świat zwariował, ale na chwile obecną  Syriusz postanowił nie przywracać go do optymalnego porządku. Wchodząc po schodach usłyszał kawałek rozmowy przyjaciół odnoszący się do ich wspólnego wyjazdu. Z tych dwóch zdań dowiedział się jedynie, że będą mieli nieproszonego gościa podczas wycieczki. Postanowił wtrącić swoje trzy grosze do rozmowy, więc powiedział:
- To super!! Przynajmniej nie będziemy się nudzić prawda Rogaczu? -mówiąc to mrugnął do Jamesa porozumiewawczo.
- Dobra udam, że tego nie słyszałam. A tak wracając do biwaku mam dwie sprawy.
Młoda Evans "w skrócie" omówiła im, że nie posiada własnej sowy, a potrzebuje wysłać list do Dorcas, bo jest już stosunkowy późno; z pierwszą sprawą nie było większego problemu, James bez słowa pożyczył dziewczynie swojego Puchacza, natomiast jeśli mowa o sprawę numer dwa....dotyczyła ona zapakowania przez Huncwotów najpotrzebniejszych rzeczy. W momencie kiedy chłopcy oznajmili jej, że jeszcze nawet o tym nie pomyśleli Lily miała zamiar przemówić im do rozsądku, ale Syriusz stwierdził tylko jemu znana pewnością w głosie, że zanim ona wyślę ten list, to oni już dawno będą spakowani. Ruda jedynie wywróciła oczami i podeszła do okna by wykonać swoje zadanie.


Kochana Dorcas!

    Mam nadzieję, że nie spłonęłaś jeszcze na słońcu, bo mam dla Ciebie propozycję nie do odrzucenia! Ja, Petunia tak, tak, wiem "za jakie grzechy?", Syriusz i Potter James- nie pytaj!. Wybieramy się nad jezioro na biwak. Jeśli nie chcesz mieć na sumieniu  nikogo z powyższych to teleportuj się dziś około 16 pod domem Potterów.

 Lily

- Już? - zapytał Syriusz podchodząc do Rudej.
- Tak. a wy co już? - zapytała w osłupieniu. Spojrzenie jej bystrych zielonych oczu omiotło cały pokój i spostrzegło dwa średniej wielkości mugolskie plecaki stojące tuż obok łózka, na którym wylegiwał się Rogacz. Lily zdołała wydusić z siebie tylko:
- Ale jak?
- Huncwocka Tajemnica!- wykrzyknęli uradowani.
To tak czego innego mogłam się spodziewać?


* * *


Godzina 15 : 00 nadmorski dom Państwa Meadowes.

W jasnym salonie, który był przestronnym, ale za razem przytulnym pomieszczeniem w odcieniach delikatnej zielni, w dużym wyglądającym na wygodny fotelu siedział mężczyzna, który czytając Proroka Codziennego i pijąc herbatę starał się ignorować rytmiczne stukanie o szybę, z której nawiasem mówiąc można było podziwiać piękno fal rozbijających się o tafle wody tuż przy brzegu i słońce znikające za horyzontem. Gdy pukanie stało się bardziej natarczywe mężczyzna dał za wygraną. Zawołał swoją z pozoru uroczą córkę informując, iż otrzymała list.
Po chwili w drzwiach stanęła średniego wzrostu szatynka o pięknych niebieskich oczach i zgrabnej sylwetce. Podeszła do okna i otworzyła je. Na parapecie stała sowa Jamesa Pottera. Znała ją bardzo dobrze, bo przynajmniej raz dziennie pukała w szybkę okna dormitorium, które dzieliła wraz z Lily, Marleną, Alicją i Ann. Odwiązała list od nóżki sowy, dała jej smakołyk, po czym zamknęła okno i usiadła na parapecie. Otworzyła list, kiedy go przeczytała popatrzyła na zegarek- 15: 05. Pobiegła do ojca i bardzo szybko powiedziała :
- Mogęjechaćnabiwak z Lily jej siostrą Jamesem i Syriuszem ? Wiem, że mogę idę się spakować, bo mam mało czasu. Tato teleportujemy się pod dom Potterów o 16 to ja lecę kocham Cię- po czym ucałowała ojca w policzek i pognała do swojego pokoju...
Mężczyzna tylko pokręcił głowa z rozbawieniem. Kochał tą wszechobecna dziewczynę, nawet wtedy gdy używała tak niewybrednych słów gdy potykała się o" jakiś nikomu nie potrzebny kawałek ścierki" czyli dywan.

* * *



- Jestem! Tęskniliście?- rozejrzała się po wszystkich, i tylko bardzo bystry obserwator zauważyłby, że spojrzenie jej błękitnych oczu, na moment dłużej zatrzymało się na Syriusz, który udawał, że wpatruje,się w krajobraz za jej plecami.
- Dor!- krzyknęła Lily i rzuciła się jej na szyje. W tym samym czasie James szepnął do Syriusza:
- Szkoda, że mnie tak nie powitała....
- A tobie co? Jeszcze Ci nie przeszło?
Rogacz wymownie spojrzał na swojego przyjaciela.
- Oj stary wpadłeś jak jabłko w wodę.
- Jak już to jak śliwka w kompot Syriuszu - powiedziała Lily, która usłyszała ostatnią wypowiedź.
-Tak, tak no właśnie jak śliwka w kompot....ej ale czekaj co to jest kompot?- zapytał. Lily spojrzała na niego i wybuchnęła śmiechem. Kiedy już się opanowała powiedziała:
- Wytłumaczę Ci w Autobusie.

- Pst Łapo
- No?
- Wiem, ze Ci nie szło, aż tak dobrze z Mugoloznawstwa, no ale bez przeŻady...
- Durniu to taka taktyka, żeby zwrócić uwagę Meadowes, ale piśnij słówko a Cię utopie i nawet nie będziesz wiedział kiedy! A i może ty byś zmienił swoją beznadziejną taktykę co? Lilka jak na razie za bardzo to nie jest tobą zainteresowana.
- Spadaj - krótkie słowo, które zakończyło dialog, a rozpoczęło burzę poszukiwań w umyśle Rogatego.

    Po 10 minutach siedzieli już w transporcie mugolskim. Zajęli miejsca na samym tyle. Podczas podróży śpiewali znane przeboje "Fatalnych jędz". Wszyscy ludzie patrzyli na nich tak jakby uciekli z psychiatryka.
Kiedy zatrzymali się na pierwszym przystanku James krzyknął:
-To tutaj na pewno!- wszyscy uwierzyli mu na słowo i wygramolili się z pojazdu. Lily rozejrzała się dookoła, coś jej nie pasowało więc zapytała:
- Jak to tu? Przecież TU nic nie ma!
- A to nie tu? Przecież ten pojazd się zatrzymał, więc pomyślałem, że to tu - tłumaczył się James.
- Tak, super James teraz musimy iść na piechotę wielkie dzięki - powiedziała ironicznie Ruda.
- Ja nigdzie nie idę- oświadczyła nagle Petunia.
- Na prawdę? To świetnie jeden problem z głowy -powiedziała do Petunii jej młodsza siostra, następnie zwróciła się do swoich przyjaciół:
- Chodźcie, idziemy.

    Po kilki minutach usłyszeli wołanie :
 - Czekajcie! Idę!- oczywiście to była Petunia, która najwidoczniej zrozumiała, że nikt nie będzie jej, o nic prosił. Szła z wielce naburmuszoną miną mierząc nienawistnym spojrzeniem całą grupkę "tych popaprańców" a szczególnie w pewną, niską rudowłosą Gryffonkę.

* * *


    Po godzinie. Kiedy wszyscy byli już wyczerpani drogą, której tępo narzucał Syriusz wraz z Jamesem  spostrzegli na uboczu drogi, którą podążali mały sklepik, który przysłaniał olbrzymich rozmiarów dąb. Gdy już Syriusz uświadomił wszystkim, że ma wdzięk osobisty i potrafi rozmawiać z mugolami weszli do środka a sam zainteresowany rozpoczął dialog, stosując najgłupszą technikę podrywy, jaka kiedykolwiek wymyślił~ według Rogacza.
Ekspedientką w ów sklepiku była młoda dziewczyna około dziewiętnastego roku życia. Jej uroda: naturalne blond włosy, delikatne rysy twarzy i oczy, które miały barwę zjawiskowego nieba przed burzą, w których tańczyły wesołe, lekko przytłumione przez otoczenie, błyskawice. Te przykuwające wzrok innych oczy były otoczone gęstymi rzęsami. Młoda kobieta stanowczo nie pasowała do wnętrza sklepiku, którego wygląd odstraszał swoją ponurą aurą. Jednak na Syriuszu nie zrobiła takiego wrażenie; dla niego nie było oczu piękniejszych niż te należące do przyjaciółki Lily, Dorcas; niebieskie, przypominające, głęboki ocean, w którym masz ochotę utonąć, nie będąc tego świadomym, ocean, który w jednej chwili jest spokojny, a w drugie jago fale mogą Cię porwać bez możliwości powrotu. Syriusz potrząsnął głową, jakby chciał za wszelką cenę odpędzić myśli o intrygujących oczach panny Meadowes. Oparł się o ladę i odgrywał swoją rolę, przećwiczoną w myślach po drodze około dwudziestokrotnie.
- Witam Panią serdecznie. Czy wie Pani gdzie znajdziemy no...taki...ten...no...tam...gdzie...ten się...śpi...i co jest woda...wie Pani o co mi chodzi?- zapytał z nadzieją, ale jednak nadzieja matką głupich.
Kobieta dobrodusznie się uśmiechnęła i lekko pokręciła głową na znak, że nie ma pojęcia o co może chodzić ów młodzieńcowi, następnie zmierzyła wzrokiem grupkę osób za jego plecami i spojrzeniem nakazała im by wspomogli kolegę. Dorcas była rozbawiona zachowaniem Syriusz. Łapa; zawsze odważny, wiedzący co powiedzieć, pewny siebie i nonszalancki...te zachowanie jej do niego nie pasowało, ale nie wiedziała co knuje Black. Szybko spojrzała na blondynkę i, chwila, chwila czyżby poczuła uczucie zazdrości? Nie, nie...to uczucie litości względem Syriusza tak, to na pewno to. Żeby zagłuszyć myśli przekształciła wypowiedź Gryffona i powiedziała do sprzedawczyni:
- Koledze chodzi o to czy wie Pani gdzie jest pole namiotowe nad jeziorem.
- Ah o to chodzi...Więc pole namiotowe znajduję się jakieś 15 minut drogi stąd. Musicie iść wzdłuż szosy.
- Dziękujemy- powiedziała za wszystkich Dorcas.
Grupa nastolatków wygramoliła się ze sklepu i zaczęli kłócić się oto, którą stroną drogi należy iść. Kiedy po trafnych argumentach Lily, złowrogich spojrzeniach Petunii i chichotach Huncwotów doszli do porozumienia. Wolnym krokiem zaczęli sunąc w skazanym kierunku.

Mimo, że Lily z Dorcas widziały się stosunkowo nie dawno, to wcale nie brakowało im tematów do rozmów, co również dotyczyło Huncwotów. Tylko Petunia celowo szła najwolniej, bo nie wiedziała w jaki inny sposób może wyrazić złość na "tych dziwaków". Jej starania nie przyniosły jednak żadnych korzyści, bo ich drogę i tak bardziej niż ona spowalniali Rogacz z Łapą. Za każdym gdy nadjeżdżał jakiś pojazd wskakiwali do rowu krzycząc" TO NIE MY!". Przez tą ich zabawę drogę, którą mieli pokonać w ciągu 15 minut przebyli w trochę ponad godzinę, ale za to większość miała doskonałe humory spowodowane dziecinnym zachowaniem chłopców.

Kiedy dotarli na upragnione pole namiotowe zaparło im dech w piersiach. Widok był przecudowny; ogromne pole, na którym były rozbite namioty o rozmaitych kolorach, za nimi znajdowała się sztuczna plaża, a na drugim końcu jezioro i po prawej jego stronie rozpościerał się las na niewielkim wzniesieniu. Pole namiotowe jak i jezioro znajdowały się bowiem w jednej z piękniejszych dolin.
Lily jako pierwsza wyrwała się z tego dziwnego stanu i powiedziała do znajomych, choć szczerze wątpiła aby, którekolwiek ją słuchało.
- Dobra to ja idę wykupić miejsce a wy TU czekajcie jasne?
- Taa...



- Gdzie oni są?- zapytała zdenerwowana Lily.
- Nie mam pojęcia straciłam ich z oczu tylko na chwilkę- tłumaczyła się Dorcas.
- Pff- fuknęła Petunia.
- Coś mówiłaś?
- Nie nic- powiedziała Petunia i odwróciła się od tego "niegodnego" towarzystwa.
- Świetnie! Ja nie mam zamiaru ich szukać chodźcie -powiedział Lily i poszła w stronę wolnego miejsca.


- Tuniu gdzie jest nasz namiot ?
- Nie mów do mnie Tuniu Ty...ty dziwolągu rozumiesz?!
- Dobrze Tusiu, a teraz powiedz gdzie jest nasz namiot!
- Ty miałaś go wziąć.
- Chyba żartujesz!
- Nie a ni trochę.
- Nie chce wam przerywać, ale słyszycie te śmiechy?- zapytała Dorcas. Pod wpływem wypowiedzi Lily i Petunia zamilkły.
- Coś słyszę...czekajcie to gdzieś nie daleko chodźmy -powiedziała pewnie Lily.


    Okazało się, że to Łapa z Rogaczem próbowali wbić kołki swojego namioty łyżkami, a ludzie wokół się śmiali. Dziewczyny też nie mogły wytrzymać i roześmiały się. Pomiędzy jedną a drugą salwą śmiechu Dorcas zdołała ich zapytać co wyprawiają. Kiedy spojrzała na nieporadną minę Syriusza zapragnęła zapamiętać ten moment na zawsze, a tym bardziej słowa wypowiedziane przez Łapę:
- No bo James zapomniał talerza i nie mieliśmy czy wbić tych widelcy.
Co ta dziewczyna ze mną robi, że robię z siebie takiego kretyna? Baby –pomyślał Syriusz.
Gdy ludzie się już rozeszli, dziewczyny doszły do porozumienia z Huncwotami, które opierało się w skrócie na tym, że w zamian za rozbicie namioty one będą mogły w nim spać.

- Jak stracę przez te twoje łyżki i talerze w oczach Lily to obiecuję Ci, że roztrzaskam je o na twojej głowię!- powiedział udawanym, gniewnym tonem w stronę przyjaciela, James.


    Po godzinie namiot był gotowy do użytku. Dziewczyny z dumą w oczach spojrzały na swoje dzieło i z mało wyczuwalną wyższością na chłopców, którzy szeptali między sobą. Lily i Dorcas wymieniły spojrzenia, mówiące tyle co "I to niby dziewczyny są największym plotkarami?". Dorcas kiwnęła głową w stronę Lily by na załatwiła jeszcze tylko jedną kwestię:
- James....
- Hmn...?
- Bo widzisz Petunia przypadkiem zapomniała naszego namiotu i my przypadkiem nie mamy gdzie spać więc...
- Czyli tak przypadkiem namiot koedukacyjny? -zapytał z Huncwockim, uśmiechem. Lily przewróciła oczami, ale uśmiechnęła się i dziewczynom namiot ręką. Gdy starsza z sióstr Evans przekroczyła prb namioty wydała z siebie przeraźliwy pisk. Wówczas do namioty wpadła cała reszta i głos zabrał Black:
- Cicho, bo ktoś tu jeszcze przyjdzie i co zrobimy?
- Całe szczęście, że wzięliście magiczny namiot.-powiedziała z ulgą Ruda, bo na myśl o bliskości, jaka by ich dzieliła w normalnym namiocie, aż przeszły ją ciarki.
- Raczej nie szczęście- powiedział pod nosem Rogacz.


    Namiot składał się z dwóch średniej wielkości pokoi oddzielonych od siebie kuchnią i małą łazienką. Dziewczyny zajmowały pokój, z którego najbliżej było do łazienki. Znajdowało się w nim jedno łóżko piętrowe, które zajmowała Lily i Dorcas, a na przeciwległej ścianie mały tapczan, na którym już smacznie spała Petunia, obok łóżka starszej z sióstr Evans znajdowała się jedna wspólna szafa, w której nie zmieściła się nawet połowa przywiezionych przez dziewczęta rzeczy. Było o koło godziny 23, Lily i Dorcas siedziały po turecku na błękitnej pościeli górnego piętra łóżka i rudowłosa wreszcie na spokojnie mogła opowiedzieć jej ze szczegółami wszystko co wydarzyło się od momentu ich pożegnania w Ekspresie Hogwart-Londyn. Dorcas w skupieniu słuchała opowieści przyjaciółki o sukienkach, planach rodziców, przypadkowym spotkaniu w domu Rogacza, zboczeńcach i śmierciożercach, o wszystkim. Miała do wielu spraw mieszane uczucia, szczególnie do ekspresywnego podejścia przyjaciółki i nie omieszkała jej o tym w dość brutalny sposób powiedzieć. Kiedy Dorcas dowiedziała się, że Lily żyje w koleżeńskich stosunkach z Łapą i Rogaczem cała się rozpromieniła, ponieważ wreszcie nie będzie zmuszona przy każdej z ich kłótni pocieszać Jamesa i doradzać zmianę nastawienia Lily. Kiedy Ruda zakończyła swój rozbudowany monolog spostrzegła, że Meadowes patrzy się w bliżej nieokreślonym kierunku nieco rozmarzonym wzrokiem. Młodsza Evans spojrzała na swoją siostrę by upewnić się, że jest pogrążona w głębokim śnie, a następnie zapytał bez ogródek Dorcas o sprawę, która nurtowała ją od dość dawna:
- Dori czy Ty coś masz do Syriusza?
- A ty musisz być zawsze taka bezpośrednia? Lepiej Ty mi powiedz co ty masz do Jamesa? -odpowiedziała Meadowes rzucając poduszką w siedząca na brzegu łóżka Lily.
- Tak się bawisz? Dobra! - wtedy zaczęła się głośna walka na poduszki, której towarzyszyły wybuchu śmiechu i krzyki typu "RATUNKU!". Po chwili w damskiej części namiotu pojawili się Huncwoci:
- Banzaj -krzyknęli Syriusz z Jamsem i rzucili się na dziewczyny, które pod wpływem ich skoku wylądowały na ziemi przygniecione ich ciałami. Kiedy Lily "złapała" tlen powiedziała :
- Dobra, dobra rozejm, a teraz złaź ze mnie Potter!
- Jak sobie życzysz księ...
- Nie wyjeżdżaj mi tu z żadnymi Księżniczkami tylko wynocha do swojej części namiotu.
- A dasz mi buzi na dobranoc?
- James zlituj się... myślałam, że już przeszliśmy ten etap.
- Jak nie dasz to ja tu zostaje.
L:Co za dzieciak
- Ehh no dobra, ale w policzek.
J: a myślałem, że oberwę, a tu tak zmian coś w tym musi być...
- Zgoda!
Lily podeszła do niego i chciała go pocałować w policzek, ale w tym momencie trafiła ich wielka poduszka.
- Co do...
- SPAĆ!!- wrzasnęła Petunia.
- No, to chyba nie będzie całusa cześć.- Rudowłosa wypchnęła Huncwotów z ich części namiotu, tak aby nie spostrzegli jej lekko zaczerwienionych policzków, co nie umknęło uwadze jej przyjaciółki, która z rozbawieniem przyglądała się zakłopotanej miny dziewczyny. Postanowiła ją trochę pomęczyć, ale zanim zdążyła powiedzieć choć słowo, Lily pokonała dystans do swojego łóżka, położyła się i przykryła kołdrą po koniuszki uszu i skwitowała wszystko w jednym krótkim "Dobranoc", które miało zakończyć nie rozpoczętą nawet konwersację.
- Oj Lilka, Lilka czy tak, czy inaczej o tym pogadamy więc nie wiem przed czym się bronisz. Dobranoc.



* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *  * * * * * * * * * * * * * *




Dorcas Meadowes.



7. Faceci to zło,..ale zło konieczne


Następnego dnia rano



   Promienie słoneczne, które przedostawały się przez jedno z okienek namioty i delikatnie łaskotało Lily po twarzy przywracając ją do rzeczywistości, nie były na tyle silne by do końca wybudzić Lily ze snu. Jak każdy z nas wie, rzeczywistość jest brutalna, a jeszcze bardziej brutalna potrafi być Dorcas Meadowos budząc kogoś z prawdopodobnie cudownego snu.
- Wstawaj!- wrzeszczała Dorcas stojąca obok łóżka Lily. Rudowłosa jednak chciała trochę podenerwować przyjaciółkę więc najzwyczajniej w świecie udawać, że śpi.
Meadowes kontynuowała swoje próby wyciągnięcie "śpiącej królewny" z łóżka.
- Mówię do Ciebie!! Wstawaj!!- nic, nie działało.
- Dobra sama tego chciałaś- powiedziała Dor i szarpnęła Lily z całej siły za nogę. Evans wylądowała na ziemi i spojrzała na przyjaciółkę z mordem w oczach. Meadowes podniosła ręce w geście obronnym i powiedziała ze śmiechem :
- Byłam zmuszona użyć takich metod działania. Nie patrz tak na mnie, a teraz zrób nam coś na śniadanie bo twoja siostra gdzieś wyszła z samego rana, a ja nie umiem gotować. Zresztą  chłopaków lepiej nie wpuszczać do kuchni, bo chyba pamiętasz jak w 5 klasie mieliśmy lekcje Mugoloznastwa prawda? - Ruda nie odpowiedziała tylko zaczęła się śmiać. Oj ona doskonale pamiętała tą lekcje: profesorka próbowała ich nauczyć jak się robi Rosół no, ale wiadomo, że kto jak kto, ale Huncwoici  nigdy nie trzymają się receptury, bo oczywiście uważają, że wiedzą wszystko lepiej. Kiedy każdy skończył swoją wersje zupy, ktoś musiał jej spróbować...Zupę Łapy i Rogacza próbował nie kto inny jak największy głodomór Hogwartu - Peter Pettigrew. Niestety nie skończyło się to dla niego zbyt pozytywnie - cały tydzień leżał w skrzydle szpitalnym. Kiedy Lily przypomniała sobie ostatni fakt powiedziała ze śmiechem :
- Biedny Glizdek.
- Co biedny Glizdek ?- zapytał właśnie przybyły James.
- A no wiesz, tak sobie wspominamy lekcje mugoloznastwa i wiesz szczególnie tą jak gotowaliśmy Rosół...mówi Ci to coś? - chłopak zrobił głupia minę i zanim zdążył odpowiedzieć dostał poduszką w twarz.
- Wynocha do siebie my tu musimy się trochę ogarnąć, bądźcie za 30 minut w kuchni.


    Po lekkim zamieszaniu wywołanym podczas śniadania przez Syriusza szukającego po całym namiocie swoich kąpielówek, cała czwórka wzięła swoje rzeczy i udała się nad jezioro. Dzień był idealny; słońce przyjemnie ogrzewało ciała ludzi, lekki wietrzyk sprawiał, iż można było bez problemów zaczerpnąć powietrza; niebo było nieskazitelnie błękitne co idealnie komponowało się z nieco ciemniejszą taflą jeziora, która przypominała swoją barwą tło herbu Ravencalvu.

   Gdy Lily i Dorcas w świetnych nastrojach wkroczyły na przyjeziorną plażę miny im trochę zrzedły. Pomimo wczesnej pory nad jeziorem wylegiwało się już mnóstwo osób. Po paru minutach poszukiwań znaleźli idealne miejsce by rozłożyć swoje ręczniki. W między czasie gdy Gryffonki ściągały z siebie krótkie szorty i koszulki na ramiączkach by zostać tylko w uroczych strojach kąpielowych, chłopców już nie było. Leżały na brzuchach, podpierając się na łokciach by wygodnie móc porozmawiać, chociaż ciężko było to nazwać rozmową, ponieważ tym razem to Dorcas opowiadała o swoich wakacjach, jak się okazało wcale nie były one nudne, lecz Lily wyłapywała tylko co dziesiąte słowo, gdyż była zbyt zajęta poszukiwaniem Huncwotów w rosnącym z minuty na minutę tłumie. Pannie Meadowes nie przeszkadzało, to na tyle by upomnieć koleżankę, więc po prostu mówiła dalej.
Kiedy rudowłosej udało się wyhaczyć w tłumie Jamesa to nie była z tego zadowolona. Otóż James Potter siedział na kocu przy jeziorze całując się z blondynką, którą trzymał na kolanach.... Ruda zrobiła się czerwona ze złości i pomyślała : Ludzie się nie zmieniają, a jeżeli tak to na pewno nie faceci (oj tak, Lily masz racje faceci to złoo! przp.od autora). Boże jaka ja byłam głupia, że mu uwierzyłam w te jego obietnice, ale nie on się tak bawi ? Dobrze więc niech będzie "Jak Kuba Bogu tak Bóg Kubie". Szybko się opanowała i postanowiła o tym porozmawiać z Dori. Przerwała jej wywód na temat bliżej nieokreślony mówiąc:
- Patrz- i skinęła głową. Szatynka popatrzyła w skazanym kierunku. Gdy zobaczyła nie do końca to, co  Lily chciała żeby ona zobaczyła. Wesoły wyraz twarzy dziewczyny stał się smutny i nieobecny. Wstała z koca wzięła swój ręczniki i powiedział na odchodne do Rudej:
- Idę do namiotu, jakoś nie mam ochoty na to patrzeć- to stwierdzenie zdziwiło Lily, bo po swojej przyjaciółce spodziewałaby się innej reakcji, a mianowicie żywej dyskusji na ów temat. Ruda jeszcze raz spojrzała w owe miejsce i zrozumiała zachowanie przyjaciółki; obok Jamesa teraz siedział też Syriusz i obściskiwał się z jakąś dziewczyną. Lily przeszło przez głowę tylko jedno stwierdzenie dokładnie opisujące tą sytuację: Faceci.


* * *

   Na zewnątrz było coraz upalniej, a w namiocie panowała prawdziwa sauną. Mimo tego Dorcas Meadowes leżała na swoim łóżku pod kocem, próbując spławić Lily, tak jak zrobiła to ona ubiegłej nocy. Jednak to nie podziałało; Lily zrzuciła koc z przyjaciółki i usiadła tuż obok niej, błagalnym tonem mówiąc:
- Dor daj spokój, chodź poopalamy się trochę.
- Nigdzie nie idę! Nie będę patrzeć jak ten tani podrywacz wyrywa nowe panienki!.
- Będziesz tu siedzieć i się zadręczać? Przyjechałyśmy tu po to, żeby dobrze się bawić.
-  A Ty? Ciebie nie zabolało jak Rogacz się całował z inną? - Ruda chciała zaprzeczyć, ale Meadowes kontynuowała :
- Nie zaprzeczaj sama sobie, Lily. Mnie nie oszukasz, za dobrze Cię znam. - po minie koleżanki Dori stwierdziła, że doda ostatni argument na niepodważalność swoich słów:
- Widziałam jak na niego patrzysz...Lily na Boga nie jestem ślepa! O Boże serio jesteśmy, aż tak głupie? Facecie to zło!
- Ale zło konieczne...daj już spokój skoro to zło, to nie przejmujmy się nimi ok?
- Jakimi nimi?- zapytał jak gdyby nigdy nic James opierający się o ścianę z rękami założonymi na piersiach.
- Nie twój interes - warknęła Meadowes. Wstała z łóżka chwyciła Rudą za rękę i pociągnęla ją w stronę wyjścia. Lily zdążyła jeszcze tylko rzucić w stronę chłopaka tylko tyle:
- I uczesz się wreszcie!

   Dwie Grfofnki siedziały na dużym, kolorowym ręczniku z dala od jezioro i ich namiotu. Obie miały zamknięte oczy, ponieważ słońce świeciło im prosto w twarze, obie też myślały jak zemścić się na Huncwotach. Dor zaczęła powoli mówić:
- Musimy coś wymyślić.
- Wiesz? Ja nawet mam pewien pomysł, ale nie do końca jestem pewna jego skutków...
- Gadaj.
- No, wiesz w świecie mugoli jest takie przysłowie "Kto mieczem wojuje ten od miecza ginie " rozumiesz?
- Nie.- Lily wywróciła oczami, ale postanowiła wytłumaczyć to swojej przyjaciółce.
- Oj słuchaj, tu chodzi o to, że jak oni z nami tak pogrywają, to my z nimi też tak postąpimy rozumiesz teraz?- Dorcas zdała sobie sprawę z geniusz Lily, gwałtownie otworzyła oczy, tak, że pojawiły jej się plamki przed oczyma, zamrugała kilkukrotnie i powiedziała:
- No..,TAK rozumiem...Lily jesteś geniuszem. Przecież na takim biwaku na pewno jest wielu chłopaków więc zadanie ułatwione...
- Właśnie, to co przystępujemy do akcji pt...hmnn "Miecz"?
- Tak!  Ej czekaj, czekaj nie ruszaj się i patrz...Czy to nie jest aby twoja siostra ?
- Ty no faktycznie..siedzi obok jakiegoś grubasa - wybuchnęła śmiechem- no tak tylko taki był w stanie się nią zainteresować...wiesz co? Chodźmy tam - zanim Dorcas zdążyła zareagować Lily pociągnęła ją do góry.

- Cześć Tusiu!
- Miałaś tak do mnie nie mówić!!
- Czepiasz się, a co to za przystojniak?- zapytała Lily, a potem zakaszlała aby zatuszować swój śmiech.
- Ja jestem Vernon Dursley...


- To nie był dobry pomysł...
- Ale, że który?
- Oba!!
- No jak oba? Dobrze zgadzam się, że ten mój pomysł, co poszliśmy do Petunii to dno, ale ten z tymi chłopakami jest dobry.
- Dobra to co? Wiesz Lily, że ja już miałam kilku chłopaków, ale Ty....
- Daj spokój Dori "cel uświęca środki" nie wiedziałaś ?
- Dobra daj już spokój z tymi mugolskim powiedzeniami.
- Ale jest jeszcze jedno fajne. "Czego Jaś się nie nauczył, tego Jan nie będzie umiał".
- Dobra dobra ty Janie przestań gadać. Idziemy na podbój, swoją drogą wyglądamy całkiem całkiem...
Lily miała na sobie zwiewną kremową sukienkę bez ramiączek. Jej rude lekko pokręcone włosy delikatnie opadały ja na plecy, nadający jej uroku. Natomiast Dorcas ubrana była w błękitną krótką sukienkę z wycięciem na plecach. Ona również miała rozpuszczone włosy co dodawało jej gracji. W takich stylizacjach ruszyły na "podbój".

- Dobra patrz tam,
- Ooo no no Dori ty to jednak masz oko.
- Dobra tylko czekaj jak by tu go podejść....Wiem! Trzymaj kciuki, a i bierz się za tamtego- tu wskazała na chłopaku, który siedział przy ognisku - od 15 minut zerka w Twoją stronę. Meadowes puściła do niej oko i zniknęła zanim Lily zdążyła cokolwiek odpowiedzieć. Spojrzała nie pewnie na chłopaka siedzącego przy ognisku i przygryzła lekko wargę; zupełnie nie wiedziała jak ma postąpić, w szkole nauczyła się jedynie jak spławiać płeć przeciwną, ale jak jej się przypodobać? To było gorsze niż czarna magia, i pomyśleć, że robi to, aby zrobić na złość Jamesowi o ironio! Gdyby jakaś nieco pijana kobieta przez przypadek w nią nie weszła, i nie przywróciła jej do rzeczywistości pewnie stała by tam w dalszym ciągu. Wówczas pomyślała: skoro inne mogą czemu nie ja? Przełknęła ślinę, wzięła głęboki oddech i podeszła do chłopaka mówi
- Hej, mogę się dosiąść?
- Tak, pewnie siadaj.
Dopiero teraz Lily mogła mu się uważniej przyjrzeć; dobrze zbudowany szatyn o lekko rozwianych włosach. Jego oczy miały kształt lekko spłaszczonych groszków o barwie bimbru. twarz bruneta zarazem była dziecinna i dojrzała, Lily miała dziwne wrażenie, że już go gdzieś widziała, ale szybko odpędziła tą myśl. Lekko się speszyła widząc, że wzrok chłopaka zatrzymał się na jej oczach. Spuściła wzrok i odgarnęła włosy za ucho lekko się uśmiechając. Postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce:
- Jestem Lily.
 -Matt miło mi.
- Mnie również...Boże, ale to drętwe.
-  No trochę - chłopak zaśmiał się
Rozmowa na początku im się nie kleiła; zupełnie nie wiedzieli o czym mają ze sobą rozmawiać. Kiedy pierwsze bariery puściły pod wpływem zabawnej historii opowiedzianej przez Matta, nastolatkowie udali się na spacer, ponieważ coraz trudniej było prowadzić rozmowę przy ognisku, gdzie zbierało się coraz więcej ludzi.
Kiedy przechodzili obok ogniska Lily zauważyła Dorcas, która już siedziała na kolanach jakiegoś blondyna. Kiedy spojrzała w drugą stronę napotkała smutne spojrzenie czekoladowych tęczówek Rogacza. Odwróciła głowę i przyspieszyła kroku.


* * *


2 godziny później

   W tym czasie Lily i Matt zdążyli się w jakimś stopniu poznać; opowiadali o sobie, o przygodach o tym co lubią, a czego nie znoszą, zupełnie jak na randce, ale to nie była randka w przekonaniu ich obojga, chociaż osoba trzecia mogłaby sądzić zupełnie inaczej. Kiedy było już zupełnie ciemno i śpiewy przy ognisku ucichły Lily postanowiła wrócić do siebie:
- Już późno i zimno, muszę wracać.
- Zostań- złapał ją na chwile za rękę, lecz w następnej chwili ja zabrał by zdjąć z siebie szarą bluzę i podać ją dziewczynie.
- Normalnie jak z tych romansów co czyta Dorcas, ale dzięki.
- Nie ma za co - powiedział i delikatnie objął ją ramieniem.
- Wiesz chyba muszę Ci coś powiedzieć...- zaczęła niepewnie Lily, spoglądając w spokojną taflę jeziora, w której odbijały się ich cienie, a nad nimi księżyc, który za parę dni powinien być w pełni.
- Co?
- No bo ten...ja...Ty...to nie tak..
- Jeszcze raz- dziewczyna wzięła głęboki oddech, zdobyła się na odwagę by spojrzeć w jego przyjazne oczy, w których znalazła jakieś oparcie, które pozwoliło jej powiedzieć to co przed chwilą próbowała:
- Znajomością z tobą chciałam zrobić na złość takiemu chłopakowi, ale...-zawahała się lekko- ale cie polubiłam nawet bardzo i...przepraszam.
- Nie musisz przepraszać, w sumie to tak właśnie myślałem, ale byłem ciekaw czy się przyznasz...
- Hahaha dobra już na prawdę jest późno moja przyjaciółka na pewno się o mnie martwi, widzimy się jutro tak ?
- Tak- dziewczyna pocałowała chłopaka w policzek i zaczęła biec w stronę namiotu
- Ej, a moja bluza?
- A yyy no jutro Ci oddam Pa- chłopak tylko się uśmiechnął pod nosem i odszedł w stronę swojego namiotu.


   Rudowłosa po cichu weszła do namiotu i od razu światło latarki zostało skierowane na jej twarz
- Gdzieś Ty się włóczyła, co ?
- Nie twój interes.
- Jak, to nie?
- No tak to - dziewczyna chciała go ominąć, ale skutecznie jej to uniemożliwiał.
- Odsuniesz się wreszcie?
- Poproś.
- Masz wszystkie zęby? -dziewczyna jeszcze chwile próbowała przejść, ale nie przynosiło to żadnych efektów.
- Nie będę przeklinać! Nie będę przeklinać!! Nie będę przeklinać!!!- postanowiła użyć siły, więc wbiegła w Jamesa niestety nie skończyło się to dla niej dobrze, ponieważ wylądowała na ziemi
- Ruda, jest za wcześnie na postanowienia noworoczne, a poza tym czemu ty leżysz na ziemi?- zapytał zaspanym głosem Syriusz.
- Zniżam się do poziomu Pottera - na to stwierdzenie Syriusz wybuchnął śmiechem, a Lily wykorzystała chwilę i szybko uciekła do pokoju, który dzieliła z Dorcas i Petunią.


* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *

8.  "Kochamy tych co nie warci kochania"


  Lily leżała w namiotowym łóżku i myślała nad wydarzeniami z minionego dnia. Na samo wspomnienie Matta na jej twarzy gościł uśmiech. Z satysfakcją mogła stwierdzić, że udało jej się wzbudzić zazdrość u Jamesa, ale teraz już nie o to chodziło. Polubiła niedawno poznanego chłopaka.
Te śmiejące się do niej oczy, pogodny wyraz twarzy i ten optymizm bijący z jego osoby. To wszystko powodowało, że Lily chciała wiedzieć o nim więcej, chciała spędzić z nim więcej czasu, chciała móc mu powierzać swoje sekrety, sama nie wiedziała co ją do niego ciągnęło, ale czuła, że nie długo się o tym dowie.
Właśnie z taką myślą zasnęła.

Po drugiej stornie namiotu.

   James Potter nie mógł wysiedzieć na miejscu; roznosiła go złość, którą sam napędzał. Na początku tylko wiercił się na łóżku, potem chodził w te i z powrotem, a jeszcze potem rytmicznie kopał w szafę, by pomogło mu to wyzbyć się frustracji, niestety nie pomogło. Spojrzał na łózko, na którym spał  Syriusz. Wyglądał jakby przed chwilą toczył walkę w ręcz z jednym ze Ślizgonów. Połowa pościeli zwisała z łóżka, a pozostała część była obwinięta wokół jednej nogi Gryffona, jego gęste czarne włosy niedbale opadały mu na twarz, jedyne, co nie pasowało do tego obrazka to uśmiech, ogromny uśmiech widniejący na twarzy chłopaka. Rogacz postanowił poradzić się przyjaciela, jak robił to miliony razy w Hogwarcie. Przysiadł na krawędzi łóżka Blacka i szturchnął go w ramię, w jego mniemaniu było to lekko. Początkowo leżący chłopak nie reagował, lecz gdy James stawał się natarczywy odburknął mu tylko:
- Nie.
- Co nie? Przecież jeszcze nawet nie wiesz o co chciałem zapytać.
- Chciałem tylko uprzedzić pytanie typu "śpisz?" więc od razu powiedziałem że Nie...- Black przewrócił się na plecy i zlustrował okularnika wzrokiem; miał dziwny wyraz twarzy, trudny do opisania, taki nie odgadnięty. Wyglądał jakby zastanawiał się skąd taka odpowiedź na niemą prośbę o pomoc więc odpowiedział na pytanie, które najprawdopodobniej zaraz miał usłyszeć:
- Bo zawsze tak zaczynasz rozmowę jeśli tylko choć troszeczkę posprzeczasz się z Lilką. A tak dla twojej wiadomości znam cie już prawie 6 lat- powiedział Black z rozbawieniem.
- Dobra, dobra lepiej tyle nie gadaj tylko pomóż mi!
- No a o co konkretnie chodzi?
- No jak to o co?! Przecież już sam powiedziałeś, że o Lily!- Syriusz tylko wywrócił swoimi szarymi oczami, czekał już troszkę z niecierpliwiony na kontynuacje Rogacza. Łapa zawsze starał się pomagać swojemu przyjacielowi, czy to z Lily czy w szkolnych wygłupach, ale strasznie go irytowało jak James budził go w środku nocy, zwłaszcza wtedy gdy śniło mu się coś o czym od dłuższego czasu marzył. Potter, jakby czytając myśli kolegi kontynuował:
- No nie rozumiem jej...
- Stary to jest dziewczyna! Jej nie da się zrozumieć. Ci co próbowali skończyli w Mungu, a Ty z tego co widzę jesteś na dobrej drodze żeby do nich dołączyć - za tą uwagę Syriusz został obdarzony przez Jamesa morderczym spojrzeniem. Black chciał pomóc kumplowi, ale James ostatnimi czasy roztrząsał każdą, nawet najbardziej głupią sprzeczkę z Rudą. Łapa od zawsze lubił patrzeć na te ich przekomarzania, które nazywał "sprzeczkami starego, dobrego małżeństwa, gdzie latają patelnie i inne gadżety". Jednak często nie rozumiał metod działania Pottera, a jeszcze częściej zachowań Lily, ale z czasem do tego przywykł. Swoją drogą sam wcale nie dziwił się okularnikowi, że nie rozumie tego odmiennego gatunku, on jako znawca powinien je rozszyfrowywać w mgnieniu oka, ale ostatnio i on miał z tym problem, co go martwiło. Łapę zaczął nużyć sen, a kiedy spojrzał na zegarek, który wskazywał 3:24, myślał, że zaraz udusi tego zakochanego idiotę. Przywołał zmęczonym ,ale i stanowczym wzrokiem Jamesa do porządku, a następnie odwrócił się do niego plecami szczelnie nakrywając się kołdrą co miało znaczyć " Koniec tematu dobranoc!".
- Chyba masz racje nie przewidzisz co chodzi po głowie takiej Evans...



* * *


3 dzień biwaku

    Rudowłosą dziewczynę obudziły pierwsze promienia słońca, które bezlitośnie padały na jej twarz przez małe okienko. Dziewczyna nie chętnie przetarła oczy i podniosła się z łóżka. Rozglądnęła się i spostrzegła, że Dorcas i Petunia jeszcze śpią. Chciała je obudzić, ale w porę zobaczyła, że na zegarku widnieje 5:30. Po chwili zasłaniała sobie usta ręką, aby nie wybuchnąć śmiech, ponieważ wyobraziła sobie miny dziewczyny gdyby je obudziła. Kiedy już się uspokoiła postanowiła, że dziś też postawi na bardziej dziewczęcy wygląd. Przygotowała sobie starannie wybrane ubrania i po cichu udała się do łazienki.

    Lily ubrała się w krótką i zwiewną sukienkę w delikatnym odcieniu mięty. Rozpuściła włosy, które układały się w zmysłowe fale, które spływały po jej ramionach i plecach. Po umyciu zębów i poprawieniu zarysu ust bezbarwną pomadką, która nadawała im lekkiego połysku i jędrności, dziewczyna spojrzała w lustro wiszące nad umywalką i uśmiechnęła się do swojego odbicia. Sama w myślach przyznała, że wygląda ślicznie, co nigdy się nie zdarzało. Spuściła wzrok na śliczne fale i nawet kolor włosów się jej dzisiaj podobał. Nie wiedziała od czego jest to zależne, ale cieszyła się z tego. Jeszcze raz spojrzała w lustro, które ukazywało młodą niska dziewczynę, która promieniała szczęściem i wyszła z toalety. Kiedy weszła do damskiej części namiotu zrezygnowała z obudzenia dziewczyn, a główną przyczyną było krótkie, każdemu dobrze znane pojęcie- wakacje.
Wzięła z łózka bluzę Matta i poszła w kierunku kuchni. Ów bluzę położyła na kuchennym blacie i zrobiła sobie lekkie śniadanie w postaci płatków owsianych. Podczas przygotowywania posiłku dla reszty czyli kanapek z tym co było w lodówce, nuciła jakąś mugolską piosenkę i co jakiś czas wykonywa obrót nie świadoma, że przygląda jej się para czekoladowych oczu.
   James, który przez większą część nocy nie mógł spać poszedł napełnić czymś swój żołądek, który burczał tak głośno, iż był pewny, że pół obozu go słyszy. Chłopak w mgnieniu oka znalazł się w malutkim, kuchennym pomieszczeniu. Zanim całkowicie zbliżył się do stoły i szafek zauważył Gryffonkę. Była piękna; taka dziewczęca, zaradna i urocza, a jednocześnie wiedział, że kryje się w niej złośliwość, duma i pewność siebie- to w niej lubił najbardziej i to go najbardziej fascynowało, nigdy nie wiedział czego mógł się po niej spodziewać, z jaka jej naturą spotka się teraz? Nie miał pojęcia, ale mimo to postanowił wyjść z ukrycia. Zrobił to tak cicho, że  dopiero odsunięcie krzesła wyrwało dziewczynę z transu. Tak się przestraszyła, że poślizgnęła się o jakiś woreczek i upadła. Złowieszczo spojrzała na chłopaka i w jego oczach dostrzegła iskierki rozbawienia. Wpatrywali się w siebie niecałe dwie sekundy kiedy to okularnik przerwał milczenie:
- Może pomóc- w między czasie podszedł i wyciągnął do nie "pomocną dłoń" Dziewczyna przez chwile myślała nad jego propozycją, co z boku musiało wyglądać dosyć komicznie. Spojrzała jeszcze raz w jego oczy i przypomniało jej się jak mówił "Będę na ciebie czekać tyle ile będziesz potrzebowała" a potem co? całuje się z inną.
- Nie jestem kaleką - powiedziała i próbowała wstać, ale nie udało jej się to ponieważ znów wywróciła się o ten sam woreczek. "Ja to zawsze muszę mieć takie szczęście". Chwyciła wciąż wyciągniętą dłoń i wstała. Zjedli śniadanie prawię się do siebie nie odzywając nie licząc krotkiej wymiany zdań:
- Gdzieś się tak wystroiła?- zapytał Rogacz.
- A co nie podoba się?-zapytała retorycznie, bo dobrze znała odpowiedź na to pytanie.
- Wiesz, ja tam bym nie miał nic przeciwko gdybyś się tak ubrała dla mnie, ale dla tego całego Matta?
- Sk..skąd Ty wiesz jak ona ma na imię?- teraz to James zrobił zdziwiona minę. Kiedy chciał odpowiedzieć dziewczyna go uprzedziła.
- Z resztą nie ważne idę. A no i kto ostatni myje naczynia. Cześć- pożegnała się z nim i widać było, że zrobiła to tylko z przymusu.
Tak naprawdę w głowię miała ułożony scenariusz awantury była wzburzona jego zachowaniem Jednak zbyt długo nie da się ukrywać swojego prawdziwego ja- pomyślała z goryczą dziewczyna
.


     Lily spacerowała brzegiem jeziora w jednej ręce niosąc bluzę poznanego chłopaka. Pomyślała sobie "Tak, cała ja, zawsze myślę racjonalnie, a jak przychodzi co do czego to nawet nie zapytałam Matta który to jego namiot brawo za inteligencję". Pokręciła głową z politowaniem dla samej siebie. Z rozmyślań wyrwał ją kamień, który wleciał do wody i delikatnie ją ochlapał. Odwróciła się i ujrzała parę dużych oczu, które intensywnie się w nią wpatrywały.
- Cześć.
- No cześć, już myślałam, że Cię nie spotkam - posłała mu jeden ze swoich najpromienniejszych uśmiechów. Gdy zobaczył to obserwujący ją z za drzew Rogacz kopnął z całej siły w dąb.
- Słyszałeś?- zapytała Lily.
- A co, boisz się?
- Ja..no co ty.-przez chwile panowała cisza, którą przerwał dziwaczny odgłos, który w pierwszej chwili mógł wydawać się wyciem jakiegoś zwierzęcia. Lily po ataku dwóch opryszków w Dolnie Godryka bała się wszystkiego więc na ten dźwięk aż podskoczyła i tracąc równowagę prawie wpadła do wody. Jednak widać było, że chłopak ma perfekcyjny refleks i w porę ją złapał. Kiedy postawił ją już na ziemi powiedział:
- A jednak się boisz.
- Wmawiaj sobie. To tylko chwila słabości, a tak na marginesie jak chciałeś żebym dostała zawału, albo jak chciałeś mnie utopić to mogłeś mnie uprzedzić przygotowałabym się psychicznie- oboje na to stwierdzenie zaśmiali się serdecznie, a tym czasem Rogacz wrócił to namiotu, położył się na łóżku i tępo wpatrywał się w sufit.

   Rudowłosa siedziała na oddalonym od pola namiotowego i ludzi zapuszczonym mostku i wpatrywała się rozmarzona w niczym nie przerwaną taflę wody, w której odbijały się promyki słońca symbolizujące nadzieje, które dodawały jej wiary na spełnienie ukrytych w głębi jej duszy marzeń. Wpatrywała się w odległy brzeg jeziora, na którym delikatnie poruszające się liście przez lekki wietrzyk sprawiały wrażenie jakby tańczyły powolny taniec myśląc, że nikt go nie widzi. Dziewczyna delektowała się wszystkim co ją otaczało; czystym powietrzem, wodą, której barwa podchodziła pod kolor nieba w południe, otaczającą ich zielenią, ale przede wszystkim chłopakiem siedzącym tuż obok niej. Matt dawał jej samym swoim byciem spokój i harmonię, ale czy tego właśnie mogła chcieć? Z rozmyślań wyrwało ją wypowiedziane przez chłopaka jej imię. Obróciła twarz w jego stronę z lekko rozkojarzonym wzrokiem i posłała w jego kierunku pytające spojrzenie.
- Oddasz mi wreszcie tą bluzę? - zapytał z rozbawieniem. Dziewczyna zamrugała parę razy i całkowicie oprzytomniała. Spojrzała na ubranie spoczywające na jej kolanach i wpadła na genialny plan. Mimo, że krajobraz i ta atmosfera między nimi bardzo jej się podobała, to stwierdziła, że należy coś zrobić żeby nie zrobiło się monotonnie. Uśmiechnęła się, uwaga uwaga, czy to był HUNCWOCKI uśmiech Lily Evans, on musiał na coś wskazywać, ale czy Matt mógł znać ten uśmiech, cóż wtedy jeszcze nie.
- A no jak tak bardzo tego chcesz to...-wyciągnęła rękę z bluzą w jego stronę. Kiedy miał już ją chwycić dziewczyna zaczęła biec i krzyknęła:
-...To mnie złap!!- zdezorientowany chłopak zaczął biec za Lily i nie sprawiło mu większych trudności złapanie jej...


* * *


    James w dalszym ciągu leżał na swoim łóżku, z jego rozmyślań wyrwał go jego przyjaciel Syriusz, który wpadł do namiotu jak burza i zaczął rzucać wszystkim co popadnie. Rogacz przyglądał mu się z rozbawieniem.
- Łapo?
- Czego?!
- Wiesz...nie jesteśmy w Hogwarcie i nie ma tu Lunatyka, a to znaczy że Ty to będziesz musiał posprzątać, a do tego Ci powiem, że bez różdżki- młodemu Black'owi zrzedła mina, a gdy to zobaczył okularnik jego zły humor ulotnił się jak kamfora.
- Pomożesz mi co ?- zapytał błagalnym tonem Syriusz, który właśnie rozglądał się po całym pobojowisku.
- A co z tego będę miał?
- Ty materialisto za dychę! Taki z Ciebie przyjaciel- Łapa doskonale wiedział, że nie przekona tym Jamesa więc się poddał- no ale chyba nie mam wyjścia, to czego chcesz?
- Przysługi...
- To znaczy?
- Wiesz pewien Matt działa mi na nerwy, a ja nie mogę nic zrobić, bo Lily będzie wiedziała, że to ja rozumiesz?
- A czy wyglądam jakbym nie rozumiał?- zapytał Syriusz i wyszczerzył się do przyjaciela.


W tym samym czasie
- Ja się chwilowo zbieram widzimy się wieczorem?
- Pewnie.
- To co? Będziesz na mnie czekał tutaj tak o...20?
- A to randka?
- Hmmm nie za krótko się znamy jak na randkę?
- Nie.- gdy to mówił uśmiech nie schodził mu z twarzy.
- Hahaha no dobra, dobra niech będzie to jest randka no to cześć- powiedział nastoletnia czarownica i pobiegła w stronę swojego namiotu.

- Dori!
- Lily!
Krzyknęły w tym samym momencie.
- Musimy pogadać! -teraz już tylko powiedziała Meadowes, a Lily twierdząco pokiwała głową. Poszły do damskiej części namioty. Kiedy zobaczyły, że Petunii tam nie ma ucieszyły się. Usiadły po dwóch storach łózka Dorcas i Lily zaczęła opowiadać o tym wszystkim co się wydarzyło. Po tym w jaki sposób Lily opowiadała o chłopaku można było spokojnie wywnioskować, że jest w nim zauroczona. Kiedy opowiadała używając rozmaitych epitetów zatrzymała się na chwilę pod sam koniec swojego monologu i powiedziała  jeszcze radośniej niż całą resztę wypowiedzi:
- No i się z nim umówiłam.
- Żartujesz?- Lily zaprzeczyła kiwaniem głowy na przemian w prawo i w lewo.
- No to super!! Ale...
- Jakie ale?
- No, może nie ogłaszaj tej nowiny wszem i wobec, bo...bo wiesz James ma różne pomysły... sama wiesz, jak się zachowuje jak tylko zobaczy, że gadasz z jakimś chłopakiem, a co dopiero  umawiasz się z kimś...
- A co to ma być?! Ja nie jestem niczyją własnością mogę robić to co mi się podoba, a jemu nic do tego.
- Tak, jak tak mówisz to, to ma sens, ale pomyśl jak będzie na prawdę...
- Wiesz co? Chyba wole żyć w słodkiej nie wiedzy, a jak ten...ten uhhh nie mam w tym momencie odpowiedniego określenia żaby go nazwać, ale jak on mu coś zrobi to może być pewny że do Doliny Godryka w całości nie wróci
- Dobra, na którą masz tą randkę?
- Na 20...
- No to mam 3 godziny- powiedziała Dori. Wstała z łóżka i zaczęła poszukiwania odpowiedniego stroju.
- Wiesz co? Miałyśmy pogadać, a wyszło na to, że tylko ja mówiłam...więc teraz twoja kolej!
- Ehhh co tu opowiadać, Dann jest miły zabawny przystojny,ale..,ale...
- Ale nie nie jest Syri....
- No może jeszcze głośniej?!
- Ups. Przepraszam?
- Dobra nie ważne, tak nie jest nim i nie czuje do niego tego samego, zadowolona?- zapytała Dorsac i z rezygnacją rzuciła się na łóżko.
- No nie do końca.
- A co Ci znowu nie pasuje?
- No miałam nadziej, że ta znajomość odciągnie Cię trochę od..od no wiesz od kogo no
- Przeliczyłaś się, ale wiesz Twój plan zadziałał- powiedziała Dorcas z tajemniczym uśmieszkiem.
- Co tym razem masz na myśli? Gadaj
- Dobra, dobra więc tak: Dzisiejszego pięknego dnia
- Do rzeczy!
- Nie przerywaj! A więc: Dzisiejszego pięknego dnia, gdy opuściłam nasz zacny namiot- Lily wywróciła oczami, ale już się nie odezwała, bo wiedziała, że Meadowes zacznie swój wywód od początku- kiedy szłam wraz z Danem, który jest moim chłopakiem, to spostrzegłam, iż ręcznik naszego kolegi z roku jest rozłożony niedaleko jeziora, a obok jest wolne miejsce i jakoś tak mnie naszło żebyśmy się tam rozłożyli - Lily miała wile do powiedzenia i już miała zabrać głos, ale gestem Meadowes została uciszona- no i rozłożyliśmy się tam i nagle zawiał porywisty wiatry,który strącił mi kapelusz z głowy, który poleciał za Danna i ja wiedziałam, że on mi go poda, ale wtedy usłyszałam śmiech wiadomo kogo i właśnie wtedy postanowiłam wprowadzić plan "Miecz" do akcji. Dann położył się na na plecach, aby dosięgnąć ręką kapelusza, a ja poszłam w jego ślady tyle ,że ja położyłam się na brzuch i w taki o to sposób leżałam na nim, ale bez skojarzeń. No i poszłam za żywiołem i zaczęliśmy się całować.
- Żartujesz?- Dziewczyna z uśmiechem pokręciła głową, że a ni w głowie jej żarty.
- O kurcze, dlaczego mnie tam nie było przecież w tamtej chwili mina Syriusz musiała być bezcenna.
- Na pewno, a wyrażało to idealnie jego zachowanie..
- Co zrobił? Mów szybko!
- No wiesz to była tak: szarpnął z całej siły swój ręcznik, chyba żeby pokazać swoją wściekłość i powiedział cytuje " Może nie przy dzieciach".
- Hahahaha wiesz? Chyba jednym dzieckiem tu jest on...no może razem z Jamesem...


- Lily!
- Boże, weź mnie nie strasz co?
- Twoja randka- Lily zakrztusiła się wodą, którą właśnie miała w ustach.
- Spokojnie...masz jeszcze całe -tu spojrzała na zegarek- 40 minut.
- Po pierwsze: 40 minut to mało! Po drugie krzycz głośniej, że mam randkę świetny pomysł!
Po trzecie...
- Po trzecie to im więcej będziesz gadać tym mniej czasu Ci zostanie- Lily pomyślała przez chwilę, a potem powiedziała:
- Co racja to racja, to co mam ubrać?
- Jakie Ty masz szczęście, że mnie masz- Ruda obdarzyła przyjaciółkę szczerym uśmiechem i wzięła przygotowane ubrania, z którymi weszła do toalety.


- Lilka! Masz pięć minut!
- Już, już- mówiąc to wyszła z łazienki. Ubrana była w białą, letnią sukienkę, w tali miała pasek szmaragdowego koloru, aby podkreślić kolor jej oczy. Włosy zaczesała na prawy bok i tym sposobem miała odsłonięte jedno ramie, co przynosiło podwójny efekt.

    Dochodziła 20, Lily przechodziła właśnie przez kuchnie, w której siedzieli Huncwoci. Przelotnie spojrzała na chłopaków i stwierdziła, że teraz nadszedł czas na zemstę...
Więc powiedziała:
- I jak wyglądam? - w tym momencie zrobiła obrót wokół własnej osi. Chłopców zatkało. Nie wiedzieli, co powiedzieć dlatego Lily dopowiedziała:
- To najmilszy komplement z waszych ust- i wyszła z namiotu zostawiając Huncwotów, którzy jeszcze nie doszli do siebie po tym co zobaczyli. i po tym, co usłyszeli.
Ciszę w namiocie przerwał młody Black:
- Stary, czy..czy to by..była..
- Lily...

   Evans doskonale zdawała sobie sprawę, że musi dziś pożegnać się z Mattem, bo przecież jutro rano wracają do Doliny Godryka, ale postanowiła spędzić ten wieczór jak najmilej się da.


   Zwykłe spotkania mają to do siebie, że względnie nie przynoszą obaw, ale randki i to te pierwsze, na których kompletnie nie masz pojęcia co robić, jak się zachować i co powiedzieć, przyprawiają o zawroty głowy. Lily kroczyła wolnym tempem w wyznaczone miejsce, a z każdym pokonanym metrem miała co raz większa pustkę w głowie. Kiedy nie ubłaganie zbliżała się do celu, Matt już tam był. Opierał się o pień przybrzeżnego drzewa. Lily podeszła do niego i stanęła na przeciw. Ten odwrócił wzrok od jeziora i zlustrował Lily od stup aż po czubek głowy, co zawstydziło dziewczynę. Matta zatkało, był wstanie powiedzieć tylko:
- Wyglądasz ślicznie-  Dziewczyna delikatnie uśmiechnęła do niego i podziękowała.
Bez większych podchodów chłopak złapał ją za rękę i poprowadził w nieznanym jej kierunku.


* * *

Jakiś czas później.

- Matt.. posłuchaj, ja się świetnie z tobą bawiłam, ale ja... znaczy...my...jutro..no..ten...wyjeżdżamy i...nie chcę zostawiać nie zamkniętych spraw rozumiesz?
-  Więc Ty dalej nie wiesz kim jestem...-powiedział to tak cicho, że dziewczyna nie dosłyszała.
- Co?
- A nie, nic  mówiłem, że rozumiem, ale zanim się pożegnamy to  - Ruda wiedziała co chce zrobić i zgodziła, się na to skinieniem głowy. Matt przysunął się do Lily i stali teraz na wyludnionej części jeziora i zatopił się w jej ustach. Dziewczyna odwzajemniła pocałunek.


* * *

4 dzień biwaku- ostatni.

   Lily wraz z Dorcas i Petunią stały przed namiotem i czekały na Huncwotów. Zniecierpliwione myślały kto wymyślił, że to na dziewczyny zawsze trzeba czekać wieczność? Zgodnie doszły do wniosku, że był to facet. Petunia zawzięcie przyglądała się swoim paznokciom, a dwie wychowanki domu Lwa szybowały wysoko nad chmurami; gdzieś pomiędzy niebem a przestrzenią galaktyczną zaprzątając sobie głowę  tymi, którzy na to nie zasłużyli. Rudowłosej przemknęła przez glowa jedna zwrotka pewnej piosenki:

"Niejeden z nas czasem robi jakiś błąd
Czasem się zdarza dwa razy pod rząd.
Ufa tym, co nie warci ufania,
Kocha tych, co nie warci kochania."

Z irytacją pokiwała głowa i powstrzymała się przed kopnięciem w przypadkowe drzewo.
- Nie chce popełnić dwa razy tego samego błędu- wybełkotała
- Mówisz sama do siebie? źle z tobą Lilka
- Taa.

    Po godzinie czasu podczas, której nikt się nie odezwał, cała piątka stała na przystanku autobusowym i czekała na pojazd, który miał ich zawieść do Doliny Godryka.
Kiedy już siedzieli w jednym z mugolskich środków transportu Lily wspominała ostatnie dwa dni, wspominała także pocałunek z Mattem podczas, którego nie czuła motyli w brzuch jak opisują te wszystkie romanse dla nastolatek, które czyta Ann, ale stwierdziła, że ona zawsze była inna...
    Kiedy już dojeżdżali Rudowłosa pomyślała ze smutkiem, że to jej wina, iż nie rozmawia z Jamesem, że i tak już skomplikowane relacje Syriusza i Dorcas uległy oziębieniu bo w końcu ten biwak to był jej pomysł. Po chwilowym namyśle stwierdziła jednak, że co się miało stać to się nie odstanie


* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *

Do napisania

Ps: tęskniłam, naprawdę.