sobota, 1 sierpnia 2015

16. "Wspaniały? Cudowny? Zabójczo przystojny?"

Ta dam! Drugi rozdział w przeciągu tygodnia, no cóż postarałam się, ale chyba tylko to stoi w mojej obronie skoro tyle czasu mnie tu nie było. Mam jednak nadzieję, że Wy wciąż jesteście i, że wam się podoba, jeśli tak piszcie, jeśli nie, to też piszcie. Jestem otwarta na wasze zdanie. Zostawiam link to facebookowej stronki no i cóż, życzę miłego czytania


~*~* Lili ~*~*


I niech sobie będą wszyscy mądrzy ze swoimi rozumami, a ja z moją miłością niech sobie będę głupi.
 ~ Edward Stachura 


   Dochodziła czwarta, a w paru dormitoriach jeszcze pojedyncze osoby nie leżały w swoich łóżkach okryte kołdrami. Jedną z nich była rudowłosa chwiejnie krocząca z butelką Ognistej pod pachą. Jak parę godzin wcześniej bez pukania po prostu weszła do dormitorium Huncwotów  Rozejrzała się po pokoju i usiadła na łóżku Pottera, który ze zdziwienia aż założył okulary. Lily pociągnęła duży łyk z butelki i otarła wierzchem dłoni mokre od alkoholu usta. Spojrzała na Rogacza i powiedziała:

- Przyszłam się z Tobą napić ty skończony idioto, a w zasadzie ja będę piła, a ty będziesz mówił. - I na potwierdzenie swoich słów zaczerpnęła kolejny łyk z prawie pełnej butelki.

Lily była kompletnie pijana, z czego James nie był szczególnie zadowolony, bo nie wiedział czego właściwie może się spodziewać po tak temperamentnej dziewczynie, która do zwyzywania go nie potrzebowała mieć we krwi ani kropli alkoholu. Z roztargnieniem zasunął kotary łóżka i na wszelki wypadek użył zaklęcia wyciszającego. Spojrzał na rudowłosą chwiejącą się na boki i spróbował zabrać jej butelkę jednak ona na to nie pozwoliła:

- Aaaa rączki przy sobie Panie "to nie moja wina" i lepiej się ubierz- powiedziała wskazując na nagi tors chłopaka, o którego widoku pewnie nie jedna dziewczyna w szkole marzyła

Potter wiedział, że pijani ludzie są nadzwyczaj szczerzy więc zapytał:

- A co onieśmielam cie kwiatuszku?

- Jak ci przywale tą butelką to będziesz wiedział, że nie ma rudych kwiatków, ubieraj się i zacznij mówić, a ja się napije.

Rogacz wywrócił oczami i założył białą koszulkę ku uciesze zielonookiej, usiadł na przeciwko niej i zapytał:

- Co mam mówić?

- Ty naprawdę jesteś taki głupi, czy tylko udajesz? Zawsze mówisz, że cie nie słucham, że nie pozwalam dokończyć zdania czy jak kto woli wytłumaczyć się...więc się tłumacz, masz jedyną okazje.

- Powiem, a ty jutro najprawdopodobniej nie będziesz nic pamiętać

- Z tego co mi wiadomo to najprawdopodobniej nie znaczy na pewno także mów mów nie mam całej nocy

Czarnowłosy postanowił nie walczyć z pijaną Evans więc zaczął jej opowiadać o zakładzie i całej aferze z nim związanej, jednak przez cały monolog ani razu nie spojrzał na Lily, która w przypływie frustracji oblała go nie wielką ilością Ognistej Whisky, żeby się nie marnowało. James z zaskoczenia podniósł głowę na co Lily:

- Patrz jak do mnie mówisz!

Potter kontynuował swoją mowę, o której myślał już kiedy obudził się po pamiętnej nocy. Kiedy skończył, musiał chwilę czekać aż dziewczyny zabierze głos:

- No... powiedzmy, że ci wierzę, założyłeś się o moją cnotę i tak dalej potem tego żałowałeś bla bla bla to takie typowe, wy faceci w ogóle nie myślicie o tym co robicie i w tym tkwi wasz problem, uwierz pijany człowiek zawsze ma racje, a szczególnie pijana ruda czarownica.

- Dobra Lily, żarty się skończyły, oddaj butelkę

- Nie ma mowy, tylko dzięki substancji w niej zawartej masz jeszcze wszystkie zęby a twoje uszy nie więdnął, także zastanów się o co prosisz

- Evans, ja nie proszę, masz trzy sekundy żeby oddać mi tą butelkę! Jeden...

- Wal się

- Dwa

- Pincet!

James wywrócił oczami i bez większego problemu zabrał dziewczynie szklaną butelkę i schował za plecami myśląc, pijani ludzie to naiwni ludzie, a szczególnie pijane dziewczyny. Zdenerwowana rudowłosa wstała i zapaliła światło, włączyła głośną muzykę i zaczęła tańczyć, co chwila się wywracając. Zaspani Huncwoci patrzyli na dziewczynę jakby nie byli do końca pewni czy to co widzą jest prawdą. James machnięciem różdżki wyłączył muzykę i wyniósł dziewczynę z dormitorium, która wrzeszczała jak opętana, a kiedy zauważyła, że to nie działa powiedziała:

- Wcale nie masz fajnego tyłka, ehh wszyscy kłamią
  
- Boże Evans zachowujesz się jak dziecko, więcej nie dostaniecie od nas ani butelki!

- Wolę czasem zachowywać się jak dziecko niż nim być

Czarnowłosy nie zareagował na kolejną zaczepkę słowną po prostu posadził zielonooką na kanapie w Pokoju Wspólnym, w którym o tej porze panowała martwa cisza. Ogień w kominku już prawie całkowicie zgasł, jednak dzięki jednemu zaklęciu wypowiedzianemu przez Jamesa Pottera między murowanymi ściankami znów pojawił się wesoły płomień ogrzewający i oświetlający wnętrze. Przez chwilę oboje wpatrywali się w niego jak swoim żarem pochłania kolejne drewienka. Rogacz potarł zmęczone oczy, którym nie dane było zaznać tej nocy spokoju.

- Wiesz James, może i jestem trochę pijana..

- Trochę?- zapytał z ironicznym uśmiechem czarnowłosy.

- Bądź łaskaw zachować swoje dopowiedzenia dla siebie, dobrze? Tak więc, może i jestem troszeczkę, pijana i może jutro na prawdę nie będę pamiętać, że siedziałam tu z Tobą po czwartej i zostanę jedynie z bólem głowy i dziurą w pamięci, ale teraz ci coś powiem. Wtedy nad jeziorem powiedziałam ci, że przegrałeś zakład w kwestii naszej randki...

- To nie był i nie jest zakład...- wymamrotał, za co dostał po głowie poduszką. Dziewczyna usiadła koło brązowookiego na dywanie plecami opierając się o kanapę, a głowę mimowolnie kładąc na jego ramieniu, kontynuowała:

- Przypomnij sobie lato, James. Ty ja Syriusz, Dolina Godryka... gdybyś zapytał mnie wtedy o randkę tak jak należy, a nie krzycząc to cholerne "Evans umówisz się ze mną?", które śni mi się już po nocach lub coś równie głupiego to chyba powiedziałabym "tak", ale widzisz - teatralnie westchnęła i złapała się za serce- masz nieokreślony talent do marnowania okazji. Patrz i płacz...tu powinnam się napić, ale nie mam z czego.

- Od kiedy ty tak pijesz bo chyba pominąłem ten etap twojego życia

- No nie może być, James Potter czegoś o mnie nie wiedział! Oj starzejesz się, starzejesz

- Wiesz w sumie jak się napijesz to nie masz takich wahań nastroju, co nie zmienia faktu, że od poniedziałku nie pijesz.

- Weź puknij się trzy razy o tutaj- postukała go ręką w głowę- może coś zaiskrzy i powiesz coś mądrego.

- Ja wcale nie żartuje

- A niby jak masz zamiar mnie kontrolować, co?

- Huncwot zawsze znajdzie sposób

- Co do was, i tych waszych "sposobów"... Myślicie sobie, że jesteście tacy sprytni doskonali i tak dalej, ale ja zauważyłam, że wy zawsze jesteście akurat tam gdzie my, szukanie kogoś nie zajmuje wam dłużej niż pięciu minut, a wychodząc nocami nikt was jeszcze nie przyłapał, w dodatku zawsze jesteście wszędzie pierwsi... przypadek? Nie sądzę.

- Magia

- Bardzo zabawne, ja i tak się dowiem... tylko może nie dzisiaj

Potter uśmiechnął się na to stwierdzenie i przypatrywał się zasypiającej Rudowłosej której głowa ulokowała się na jego piersi. Objął ją ramieniem i ucałował w czoło. Od kiedy pamięta, marzył o tego typu chwilach. On i ona a dookoła harmonia i spokój, gdzieś w środku wiedział, że z ich charakterami może być trudno o tego typy chwile, ale przecież trudno nie znaczy niewykonalnie. Przez chwilę zastanawiał się co powinien zrobić z pijaną panią prefekt, przecież nie mógł jej tak tu zostawić, każdą inną tak, ją -nie. Westchnął i spojrzał przez okno, za którym panował jeszcze ten charakterystyczny półmrok zwiastujący pojawienie się słońca. Rozmasował sobie kark jeszcze raz spojrzał na dziewczynę. Nie wiedział do końca co w niej było takiego, że nie mógł od niej oderwać wzroku, ale może właśnie to czyniło ją tak wyjątkową. Przejechał ręką po jej zarumienionym policzku, a następnie zaniósł ją do siebie, zasłonił kotary i przyczepił napis "dla własnego bezpieczeństwa nie budzić przed 15", przygotował dla dziewczyny szklankę wody i eliksir na kaca. James wiedział, że jutro będzie musiał tłumaczyć się Lily i reszcie Huncwotów, tak szczególnie Syriusz nie da mu spokoju, ale mimo to nie nie potrafił postąpić inaczej, nie względem rudowłosej, po prostu nie. Każdy mógł nazywać to jak chciał, każdy mógł się z niego śmiać- poza Smarkerusem oczywiście- ale nikt nie miał prawa krzywdzić jego Lily. Chociaż niejednokrotnie go denerwowała, nieświadomie wystawiała na próby jak dzisiejszej nocy czy sprawiała mu przykrość, nie mógł patrzeć jak jakiś idiota rani dziewczynę bliską jego sercu, nieważne czy to słownie czy fizycznie, a już na pewno nie potrafił z niej zrezygnować. Wiele razy o tym myślał, jednak żadna z tych myśli nie przetrwała tygodnia, cóż niech sobie wszyscy będą, jacy tam chcą, a on będzie Potterem uganiającym się za Evans. Dlaczego? Bo tylko odważni próbują wcielić swoje pragnienia w życie, a czy jemu Huncwotowi z krwi i kości można było odmówić odwagi?
"Im kto więcej wart tym wyżej głowę nosi"
~przysłowie polskie

   Lily obudziły z ciszone głosy jakiś chłopców. Obróciła się na bok i spróbowała zasnąć jeszcze raz, jednak najzwyczajniej w świecie nie było jej to dane. Z irytacją przykryła głowę kołdrą, która wcale nie pachniała jak jej kołdra, no ale po takiej ilości alkoholu jaką wlała w siebie poprzedniej nocy nic ją już nie zaskoczy. Kiedy głosy stawały się coraz głośniejsze, rudowłosa zdała sobie sprawę, że chłopcy nie mogą przebywać w pokojach dziewcząt. Gwałtownie otworzyła oczy, jednak po chwili tego pożałowała bo przez szczelinę między kotarami mały promień słońca oświetlał jej bladą policzki i niedokrwione oczy. Jęknęła cicho a w następnej chwili zdała sobie sprawę, że gdy śpi w swoim dormitorium słońce nigdy nie pada na jej twarz pod tym kątem, więc gdzie teraz była? Przysłuchała się rozmowie, która nie wątpliwe dotyczyła jej, gdzieś między zdaniem: "Jak ona się budzi" a "Tak, będziemy mieć przesrane, jakbyś zgadł" do dormitorium wpadła jeszcze jedna osoba, w której Lily rozpoznała Pottera. Na chwilę odetchnęła z ulgą- to tylko Huncwoci- pomyślała, jednak w następnej chwili:

- Na Merlina! Co ja tu robię!? Potter cholera nie patrz tak tylko się tłumacz! Albo nie, nie odzywaj się do mnie! Peter przestań tak głośno jeść, nie nauczono cie, że je się z zamkniętymi ustami?!

Chłopcy z rozbawieniem przyglądali się poczynaniom dziewczyny, która gdy ujrzała wodę i zielonkawy eliksir uśmiechnęła się do siebie i wypiła oba w mgnieniu oka. Następnie obróciła się w stronę Gryffonów z rękami opartymi na biodrach i spojrzała na nich wyczekująco.

- Eee Lily pamiętasz coś z wczorajszego wieczora bądź dzisiejszej nocy...?- zapytał ugodowo James.

- Chyba gdym pamiętała nie pytałabym co tu robię, prawda? Zresztą miałeś się do mnie nie odzywać! Przecież podczas jednej nocy od tak sobie nie wybaczyłam i nie zapomniałam- tu prawie niewidocznie mrugnęła okiem i z dumnie uniesioną głową wyszła, trzaskając drzwiami.


"Prawdziwy przyjaciel nie obraża się kiedy go wyzwiesz. Uśmiechnie się a potem wyzwie cie jeszcze gorszym wyzwiskiem."


Potter opadł na swoje łóżko i zamknął oczy, nie przespana noc dawała o sobie znać, jednak jego najlepszy przyjaciel nie miał zamiaru dać mu jeszcze spokoju:

- Rogaty?

- Ta?

- Wiesz znam cie już tyle czasu, ale kiedy widzę jak zachowujesz się przy Evans to myślę, że twoim patronusem powinna być fretka

- Odezwał się pies, który przy Dorcas zachowuje się jak szczeniak

- A dostałeś kiedyś szafeczką nocną?

- Nie, ale odpuść mi tę przejmującą scenę z twojego życia

- Przezabawne doprawdy, a teraz nie odwracaj kota ogonem tylko gadaj: co ona tu robiła? Może przeliterować?

- Nie, jeszcze wyjdzie, że nie umiesz i dopiero będzie

- Tylko i wyłącznie tym razem zignoruje twoją marną próbę odwrócenia uwagi bo ciekawość mnie zżera

- To niech cie pożre, będzie chwila spokoju, a ja się prześpię przynajmniej.

- No James nie bądź taki..

- Skomlisz jak pies, Black

- Poniekąd nim jestem, Potter- brązowooki uśmiechnął się pod nosem i założył ręce za głowę:

- Poniekąd aha kundel i tyle

- Tylko nie kundel łosiu!

- Tak tak, wmawiaj sobie a skoro i tak nie dasz mi zasnąć to chociaż się zamknij.

"Najpiękniejsza chwila w ciągu dnia? Północ bo tylko wtedy już nie ma dzisiaj a jutro jeszcze nie nadeszło"
~Pivka

 
Był niedzielny wieczór, rudowłosa spacerowała samotnie po błoniach Hogwartu. Miała w głowie jeden wielki mętlik. Kate przyjechała wczoraj i już zdążyła wywrócić jej światopogląd do góry nogami. CO za dziewczyna pomyślała i pokręciła głową. Przysiadła pod drzewem i przymknęła powieki. Od dawna wiedziała, że w świecie źle się dzieje, ale nie przypuszczała, że aż tak. Kate nie przeniosła się do Hogwartu bo taki był jej kaprys, ona najzwyczajniej w świecie nie miała nic do powiedzenia, musiała uciekać. Rodzina blondynki, nie była czystej krwi, a dodatkowo sympatyzowała z ludźmi "bezwartościowymi", wszyscy o tym wiedzieli. W tych czasach gdy ktoś wie o tobie zbyt wiele to powód do strachu. Kathleen może i uchodzi za odważną dziewczynę, może i taka jest, ale w obliczu takiego niebezpieczeństwa każdy by się bał. Lily obracała w rękach swoją różdżkę i zastanawiała się czy kiedyś będzie zmuszona do użycia jednego z tych zaklęć na wzmiankę o których przechodzi ją dreszcz. Zastanawiała się nad słowami Kate o ludziach, i świecie, w którym teraz przeważa zło. Pewnie gdyby nie świeżo upieczona Gryffonka, Lily w ogóle nie poszłaby nad ranem do dormitorium Huncwotów. Zapewne skoro tyle rozmawiali to poznała prawdę odnośnie zakładu, bo w końcu po to tam poszła, jednak teraz w głowie miała tylko epizody głównie rozmowę w Pokoju Wspólnym, a tak to jedynie urywki zdań. Głowa wciąż ją pobolewała między innymi dlatego wyszła na błonia, musiała odetchnąć i pomyśleć.  Było już dość późno, ale Panna Evans chciała jeszcze odwiedzić Hagrida i zapewnić go, że jego herbata nie równa się z żadną inną, a jego rady są bezcenne. Skierowała więc swoje kroki na skraj Zakazanego Lasu jednak kiedy była w połowie drogi usłyszała za plecami głos, którego nie dało się nie rozpoznać będąc uczniem Hogwartu.

- Lily - Rudowłosa z wahaniem obróciła się w jego stronę.

- Cześć- odpowiedziała sucho.

Stali na przeciwko siebie w całkowitej ciszy, co w przypadku tej dwójki było nowością. On wiecznie bezczelny i pewny siebie, ona ironiczna i złośliwa. Teraz po prostu stali nie wypowiadając przy tym ani słowa. Wokół nich panowała niezmącona cisza, a jednym światłem w pobliżu był ogień odbijający się w oknie chatki Hagrida. On intensywnie wpatrywał się w sylwetkę dziewczyny jakby bał się, że więcej jej nie zobaczy. Ona nieprzerwanie wpatrywała się w przestrzeń ponad jego ramieniem. W końcu musiał nastać ten moment, w końcu musieli wyjaśnić między sobą sprawy, którymi żył cały Hogwart. James włożył obie ręce do kieszeni szaty i oparłszy się o drzewo powiedział:

- Lily..ja...chciałbym...

- Przeprosić?- prychnęła- a może powiedzieć, że nie chciałeś albo że zakład to nie twój pomysł? A może chcesz powiedzieć że żałujesz i udać skruchę, co? Jeśli tak to ja nie chcę i co więcej nie muszę tego słuchać.- Nie zrażony tonem dziewczyny mówił dalej:

- Chciałbym tylko...

- Powiedzieć że ktoś cię zmusił albo czekaj, wiem! Na pewno chcesz mi powiedzieć, że to tak naprawdę nie byłeś ty, tylko jakiś żartowniś, a ty jesteś tylko ofiarą, tak?- nie wiedziała czemu go atakuje, chyba bała się po raz drugi usłyszeć, prawdę, której zawsze tak się domagała, a może po prostu wciąż była zła na Jamesa? To co było w nocy nie do końca zgadzało się z jej prawdziwym ja, przecież gdyby była trzeźwa nigdy by nie powiedziała Potterowi,  że w wakacje był moment że była skłonna zgodzić się na randkę.

Cierpliwość Pottera powoli się kończyła jednak spróbował jeszcze raz:

- Po prostu chodzi mi o to że...

- Tak, tak to nie twoja wina tylko wszystkich dokoła, jasne.

- Cholera jasna Evans przymknij ten jeden raz i posłuchaj co mam do powiedzenia!
Dziewczyna otworzyła szerzej oczy i zamilkła zaskoczona nagłą zmianą ról, jednak w porę się opamiętała i powiedziała z tylko sobie znaną dum w głosie:

- Powtórzę ostatni raz wcale nie mam ochoty cie słuchać- chociaż miała, ale on nie mógł tego wiedzieć.

James wywrócił oczami podszedł do niej tak gwałtownie, że nawet nie zdążyła zaprotestować. Stali na równej ścieżce piętnaście centymetrów od siebie naładowani sprzecznymi emocjami, to nie zwiastowało niczego dobrego szczególnie po wypowiedzeniu przez Rogacza tych słów:

- Wybacz Księżniczko, ale tym razem nic mnie nie obchodzi co chcesz a czego nie. Tym razem zrobimy po mojemu.    
Założył jej kosmyk rudych włosów za ucho, a następnie zręcznie przerzucił przez ramię i nie zwracając uwagi na jej krzyki, obelgi i groźby pogwizdując ruszył w stronę jeziora.

- Jamesie Potterze wiesz jaki jesteś?

- Wspaniały? Cudowny? Zabójczo przystojny?

- Nie nie, nie o to słowa mi chodziło hm.. a może Okropny!!

- Przestań prawić mi tyle komplementów bo się zarumienię!

Po paru minutach dotarli pod dość obszerny dąb i wówczas rozczochraniec powiedział:

- Jak postawię cię na ziemi do zaczniesz na mnie wrzeszczeć grozić szlabanem i tego typu rzeczy?-

Jej milczenie tylko potwierdziło jego przypuszczenia więc westchnął i dopowiedział:

- Dla własnego bezpieczeństwa lepiej się nie wierć - i zaczął wspinać się na drzewo.

- Skretyniały idioto! Chcesz mnie zabić?!

- A w życiu, chcę tylko upewnić się, że mi nie uciekniesz przy pierwszej możliwej okazji

- Jaką masz pewność, że będę chciała cie słuchać?

- Nigdy nie wątp w Jamesa Pottera!

Kiedy Lily przestała widzieć ziemię James postawił ją na jakiejś drewnianej desce i udał się w bliżej nieokreślonym kierunku. Rudowłosa za to stała w jednym miejscu bojąc się, że zaraz spadnie. Wówczas Potter zapalił trzy lampiony rozmieszczone w strategicznych punktach domku na drzewie. Lily rozejrzała się dokoła mrużąc oczy przyzwyczajone do mroku. Domek, jeśli można było to tak nazwać nie był zbyt duży, sądząc po ilości miejsce do siedzenia przeznaczony był dla czwórki osób. Przez gęste gałęzie drzewa widać było jedynie zarys zamku za to z zewnątrz kryjówka pozostawała niezauważalna. Lily z każdym dnie przekonywała się, że nikt nie zna tak tego zamku jak Huncwoci.  Kiedy w końcu skupiła swój wzrok na Rogaczu, powiedział:

- Widzisz Lily to wszystko zaczęło się...

- La! La! La! Na! Na! Na! Tralala! Tratata!- Lily zaczęła wrzeszczeć i tupać nogami byle by zagłuszyć głos okularnika. Chłopak przyglądał jej się z rozbawieniem; nie był w stanie się na nią wściekać, ale musiał sprawić by chciała go wysłuchać, by dała mu szansę wytłumaczenia się, tak jak zrobiła to niespełna dobę temu. Podszedł do niej, jednym ruchem obrócił ją w swoją stronę i po prostu, bez chwili namysłu, wahania czy jakiegokolwiek zastanowienia pocałował ją, mocno i zdecydowanie. Zaskoczona odwzajemniła pocałunek, jednocześnie zarzucając mu ręce na szyje. Na chwilę zapomniała kto stoi na przeciw niej i do kogo należą miękkie warki, które spoczywały na jej ustach. Wówczas pocałunek skończył się równie szybko jak się zaczął, a James powiedział tylko:

- Masz ochotę na piwo kremowe?


"A właściwie, co ja niewłaściwego zrobiłem?
~Kubuś Puchatek



   Od czterech godzin nie wolno im było przebywać poza Wieżą Gryffindoru a tymczasem oni wałęsali się po błoniach będąc pod wpływem dużej ilości piwa kremowego. Szli w stronę frontowych drzwi śmiejąc się i przepychając. Pewnym krokiem wkroczyli do zamku i założyli się kto będzie pierwszy u góry schodów jednak kiedy skierowali tam swój wzrok zamarli w bezruchu, a uśmiech szybko zniknął z ich twarzy.

- Panno Evans, Panie Potter co tak wcześnie?- zapytała z ironią i frustracją opiekunka domu Lwa wystukująca marsz żałobny o poręcz schodów.

Dwójka Gryffonów wymieniła się spojrzeniami mówiącymi tyle co "Mamy przesrane". Następnie  przełknęli ślinę i udali się za Profesor McGonagall, odzianą w kwiaciasty szlafrok i puchowe różowe kapcie. Lily co chwila posyłała w stronę Pottera mordercze spojrzenia, na co on tylko coraz bardziej się uśmiechał. Miał w nosie jak okropny szlaban dostanie czy ile punktów stracą, dla niego liczyło się tylko to, że jego Lily znów na niego patrzy.

Nauczycielka transmutacji z impetem otworzyła drzwi do swojego gabinetu prawie wyrywając je z zawiasów. Machnięciem różdżki zapaliła świeczniki na ścianach i zajęła miejsce na fotelu przy biurku. Kolejnym ruchem magicznego patyka przywołała dwa drewniane krzesła i gestem nakazała dwójce uczniów zajęcie miejsc.

- Ja postoje- powiedział James z taką swobodą jakby właśnie rozmawiał ze swoimi przyjaciółmi. Jednak gdy profesor McGonagall i Lily skierowały w niego wściekłe spojrzenia uniósł dłonie w geście poddania i usiadł, wolał nie zadzierać z dwiema kobietami w środku nocy. biorąc pod uwagę, że jedną z nich była nieprzewidywalna rudowłosa a drugą potężna czarownica, stwierdził, że chce jeszcze trochę pożyć. Minerva, kobieta zwykle niezdradzająca swoich emocji teraz trzęsła się cała, Patrzyła to na jedno to na drugie. Kiedy zegar wskazał na 2:30 kobieta przemówiła:

- Czy wy już do końca zwariowaliście? Potter doskonale zdaję sobie sprawę że nocne eskapady po zamku nie stanowią dla ciebie żadnej nowości, problem z tobą i twoimi koleżkami polega na tym, że nikt was jeszcze nigdy nie przyłapał, do prawdy nie mam pojęcia jak wam się zawsze udawało umknąć, jednak nie dzisiaj. Teraz zadam ci jedno pytanie i żeby było jasne, nie mam zamiaru się powtarzać, więc powiedz mi co robiłeś z Panną Evans w środku nocy na błoniach Hogwartu?!

- Bo widzi Pani Lily i ja...znaczy yy my no ten hmm... spacerowaliśmy, tak właśnie my po prostu spacerowaliśmy.

Lily spojrzała na niego jak na skończonego idiotę, wywróciła oczami i powiedziała pod nosem:

- Większej bzdury w życiu nie słyszałam.

- Ja również Panno Evans, spacerowaliście, myślałam Potter, że stań cie na lepszą wymówkę.

- Też tak myślałam Pani Profesor

- Bo widzi Pani to było tak, że...

- Nawet nie chce tego słuchać. Zejdźcie mi z oczu oboje, natychmiast! O karze dowiecie się w najbliższym czasie a teraz prosto do łóżek.

Lily i James poderwali się z krzeseł jak oparzeni i pomknęli w stronę drzwi komnaty zanim zniknęli za rogiem krzyknęli jedynie "Dobranoc profesor McGonagall" i już ich nie było


"Głupie pomysły zawsze się mszczą"



   Szli w ciszy w stronę Portretu Grubej Damy. O dziwo Lily Evans, wiecznie dumna i nie naganna uczennica, perfekcyjna Pani Prefekt, zwykle nienarażająca się nauczycielom, nie była zła na Jamesa Pottera. Nie przyznałaby mu się do tego, ale ich dzisiejsze spotkanie dało jej spokój i rozluźnienie. Wreszcie elementy układanki cholernego zakładu zaczynały do siebie pasować. Rogacz na prawdę żałował i dlatego od samego początku  próbował dać jej do zrozumienia, że Matt nie gra czysto. Jednak jedna rzecz ja zastanawiała, jak to się działo, że James zawsze był w odpowiednim miejscu o odpowiednim czasie. Zmarszczyła brwi i popatrzyła się na swojego czarnowłosego towarzysza, który wyraźnie był z siebie zadowolony. Dziewczyna przystała przed schodami prowadzącym na szóste piętro, chłopak idący obok zrobił to samo. Spojrzał na nią swoimi czekoladowymi oczyma, w których wesołe ogniki na nowo rozpoczęły swój radosny taniec. Lily przyglądała mu się z lekko zmrużonymi oczami, a w następnej chwili pociągnęła go do pustej sali. James zagwizdał i powiedział:

- Oho Evans jeśli chciałaś kilku namiętnych chwil sam na sam to wystarczyło powiedzieć, chociaż nie wiem czy nasze dzieci były by szczęśliwe gdyby dowiedziały się, że spłodziliśmy je w sali od Historii Magi.
Lily zdusiła w sobie śmiech chociaż zdradzały ją oczy, wiedziała o tym, ale mimo to brnęła w to dalej, musiała się dowiedzieć:

- Palant z ciebie, wiesz? Tylko dzieci byś płodził, chociaż- tu podeszła do niego kokieteryjnie kręcąc biodrami mówiła dalej odwiązując przy tym węzeł jego krawatu- jak mawiają jestem już z Tobą w ciąży więc wielkiej różnicy by nie było.

Oblizawszy swoje malinowe usta spojrzała wyzywająco na Rogacza, który teraz był bardziej niż zdezorientowany z obawą czy zaraz nie dostanie w twarz, położył swoje dłonie na jej tali. Ona wówczas zmysłowym szeptem zapytała:

- Twoi przyjaciele pewnie wiedzą, gdzie dokładnie teraz jesteśmy, co?

James przez chwilę myślał nad odpowiedzią, miał zamiar powiedzieć: Petere pewnie śpi, Lunatyk znając życie coś czyta, a Black no cóż pewnie śledzi nasze poczynania na mapie Huncwotów, jednak w porę ugryzł się w język i rozgryzł plan dziewczyny. Uśmiechnął się do niej i pocałował w czoło, korzystając z sytuacji i grając w jej grę, posadził ją sobie na kolanach i powiedział:

- Nigdy nie próbuj omamić Huncwota rudzielcu- i zaczął ją łaskotać. Dziewczyna śmiała się w niebogłosy machała nogami i rękami, a między jedną salwą śmiechu a drugą kazała Jamesowi przestać. Kiedy Lily mocniej się szarpnęła wraz z Potterem wylądowali na podłodze rozbijając przy okazji jakiś zakurzony wazon. Wówczas z korytarz dobiegł ich odgłos zawodzeń Pani Noris i odległych kroków Filcha. James szybko podniósł się na nogi i pomógł wstać Rudowłosej. Zwinnym ruchem zgasił światła, które Lily zapaliła gdy przekroczyli próg sali. Miał około 2 minut zanim znienawidzony woźny się tam znajdzie. Wówczas zachował się jak prawdziwy Huncwot, spryt i perfekcja przede wszystkim. Zamknął od wewnątrz salę, naprawił wazon i pociągnął Evans w stronę zbroi, która pod wpływem zaklęcia ustąpiła mu miejsca, w ostatniej chwili wciągnął tam oszołomioną Lily i gdy zbroja wróciła na swoje miejsce drzwi sali otworzyły się ze skrzypnięciem. Miejsca za zbroją było tak mało, że Lily stała na stopach zgarbionego Rogacza, który szepnął jej do ucha:

- Jak dla mnie możemy tu zostać do rana- na co odpowiedzią było jedynie mordercze spojrzenie szmaragdowych tęczówek.

- Cholerne smarkacze, włóczą się tylko po nocach i hałasują! Wiem, że tu jesteście, daleko nie uciekniecie!

Filch odsunął jedno krzesło i usiadł na nim, czekając, aż winowajcy wyjdą z ukrycia. Lily wówczas spojrzała z przestrachem na Rogacza, który tylko się do niej uśmiechał.

- I co teraz?

- Możemy się całować, albo... niech pomyślę całować, lub uciekać. Zakładam, że wybierasz ostatnią opcje więc zamknij oczy. Płomiennowłosa westchnęła i niechętnie wykonała jego polecenie. Intuicja podpowiadała jej, że James wie co robi. Po chwili nie wiadomo jakim sposobem znaleźli się w sali od mugoloznawstwa, która sąsiadowała, z tą, w której byli dosłownie trzydzieści sekund temu. Dziewczyna spojrzała zszokowana na chłopaka, który teraz wyciągnął do niej dłoń, prawie bez wahania ją chwyciła i przełknęła ślinę- do dormitorium była jeszcze daleka droga. Po cichu opuścili salę, a przechodząc obok tej w której na drewnianym krześle siedział Filch, James jednym niebyt skomplikowanym machnięciem różdżki zamknął drzwi po czym walnął w nie pięścią i krzyknął:

- Stary dureń!

Po czym popędził wraz z Lily w stronę schodów śmiejąc się donoście, pokonali je w mgnieniu oka, następnie wysłuchali krótkiego monologu oburzonej Grubej Damy na temat moralności teraźniejszych nastolatków i wskoczyli do Pokoju Wspólnego. Kiedy Lily uspokoiła już oddech zapytała Jamesa:

- Po co to zrobiłeś?

Potter spojrzał na nią i uśmiechnął się po Huncwocku.

- Oj Liluś, Liluś tylko prawdziwy Huncwot wie, że bez ryzyka nie ma zabawy, a im większe ryzyko tym większa zabawa.

- Niech cie cholera Potter, idę do siebie.. no to hmm dobranoc.
Wbiegła po schodach i zanim zniknęła za drzwiami dormitorium wykrzyknęła:

- I nie Liluś, Potter! 


Chcesz być szczęśliwy przez chwilę?
- Zemścij się
Chcesz być szczęśliwy na zawsze?
- Przebacz


    Kiedy weszła do dormitorium potknęła się o łóżko Kate, które było nowością w ich dormitorium. Wywinęła koziołka i wylądowała na puchowym dywanie. Stłumiła śmiech nie chcąc budzić pięciu dziewczyn pogrążonych w słodkim śnie i po omacku udała się w stronę swojego łóżka. Jadnak zanim do niego dotarła nadepnęła na jakiś przedmiot, którym okazała się być miotła jej nowej współlokatorki. Ów miotła pod wpływem nacisku jej stopy uderzyła ją w czoło, wówczas rudowłosa wydała z siebie stłumiony dźwięk. Jedna z dziewczyn- Lily w tych ciemnościach nie była w stanie stwierdzić, która- rzuciła butem w magiczny budzik i wymamrotała coś w stylu "transmutacja nie zając, nie ucieknie", co rudowłosa skwitowała uśmiech i myślą " w zasadzie transmutacja jest jak zając". W ciszy jaka panowała w żeńskim dormitorium nawet głośny oddech zdawał się być hałasem, więc trzy rytmiczne stuknięcie w szybę sprawiły, że serce zielonookiej podskoczyło do gardła. Lily zamknęła oczy i wzięła dwa głębsze oddechy. Powoli podeszła w stronę okna i niemal natychmiast rozpoznała sowę Jamesa kiedy on do cholery znalazł  czas żeby napisać do mnie list?Na wyblakłym pergaminem było napisane:


Stęskniłaś się już za mną, matko Harry'egp Jamesa Pottera?
PS jeśli nie wiedziałaś to Syriusz gada przez sen
PPS Harry może być, chociaż liczyłem, że jednak będzie dziewczynka
J.

Wzięła z parapetu pióro i szybko mu odpisała:

Kretyn
PS i tak go zabiję, a żaby mu nie było smutno to Ciebie też
PPS dlaczego liczyłeś na dziewczynkę?
L

Odpowiedź przyszła zanim Lily zdążyła zdjąć szatę

Kwiatuszek
PS żeby była podobna do Ciebie
J

Nie podlizuj się Potter
PS nie zniósłbyś dwóch tak temperamentnych kobiet w jednym domu
L

Nie robię tego
PS Nie wspominałem, że odziedziczy po tobie charakter
J


Jasne, uważaj bo ci uwierzę
PS to ja w takim razie wolę syna
L

HA! czyli jednak mnie kochasz! WIEDZIAŁEM!
PS czyli będzie Harry
najszczęśliwszy chłopak na świecie


Wariat i psychofan w jednym
PS jakoś szybko się poddałeś...
L


Kochanieńka, Nie "psychofan" tylko zakochany Huncwot, nie myl pojęć
PS zawsze wychodzi na twoje, więc skoro musi to niech pierwszy będzie chłopiec
PPS nie nawrzeszczałaś na mnie, czy to przypadkiem nie sen?


ojciec Twoich dzieci


Dla mnie to jedno i to samo
PS  Powinieneś mieć nowe przezwisko Pottermaszyna do płodzenia dzieci
PPS nie przyzwyczajaj się, jutro to nadrobię, a i nie ma czegoś takiego jak "przypadek", najlepiej powinieneś o tym wiedzieć

Jak już, to naszych, ośle
L

Liluś nie bądź zazdrosna te dzieci to tylko z Tobą chce mieć
PS Złość piękności szkodzi
PPS kocham cie

Pottermaszyna do płodzenia dzieci


Lily otrzymawszy wiadomość zaśmiała się w duchu, te krótkie liściki były chyba ostatecznym przebaczeniem Rogaczowi. Miały w sobie tyle humoru, że Lily nie potrafiła się zdenerwować na Jamesa choćby na to, że nazwał ją jej znienawidzonym zdrobnieniem. Odwróciła pergamin na drugą stronę i napisała:


Właśnie dałeś mi pisemną obietnicę, że mnie nie zdradzisz, uroczo
PS jeszcze raz nazwiesz mnie Lilusią to, następnego dnia obudzisz się bez włosów, Jamesiku.
PPS chyba Ty będziesz rodził te wszystkie dzieci, które masz w planach
PPPS Dochodzi 4, a pierwszą mamy transmutację, a u McG i tak mamy już przesrane
L


Nie znoszę jak ktoś tak do mnie mówi, ale ty jako moja przyszła żona i matka moich dzieci możesz tak do mnie mówić, no powiedzmy raz w tygodniu.
PS dasz radę, przecież to nie może być takie trudne, rodzenie dzieci pf
PPS Spokojnie obudzę cie rano

J

Jakiś ty hojny, kto by pomyślał
PS powiedział facet, pff, to mogę powiedzieć  J A
PPS nie wejdziesz do naszego dormitorium, halo, alarm zapomniałeś?

L

Już Ci mówiłem, Nigdy nie wątp w Jamesa Pottera
PS chcesz się założyć?

Hojny Huncwot, to dobry Huncwot



Myślę, że z zakładami powinieneś dać sobie na razie spokój
PS idę spać, Tobie też radzę, Dobranoc
L


Lily!
Pamiętaj im większe ryzyko tym większe prawdopodobieństwo, że Huncwot się tego podejmie!
PS z tym kocham cie, wcale nie żartowałem

Huncwot to zawsze Huncwot



Jadnak tej wiadomości Rudowłosa dziewczyna z Gryffindoru już nie przeczytała, ponieważ usnęła w szkolnych ciuchach i piórem w ręce na krawędzi swojego łóżka.


*Rozdział chciałbym dedykować każdemu kto chowa do kogoś urazę, nie pozwólcie żeby gniew i złość wyniszczały was od środka. Oraz Joli, dzięki, której jestem tym kim jestem i Małej, która niejednokrotnie była moją motywatorką. Dziękuję dziewczyny <3



PS czy uważacie, że jasna czcionka byłaby stosowniejsza biorąc pod uwagę ciemne tło?

niedziela, 26 lipca 2015

15. Kathllen Rosemary Johson

Witajcie :*
To ja, ta wyrodna zła i w ogóle.
Nie wiem co powinnam Wam napisać. Jest mi głupio, że tyle czasu mnie nie było, i chciałabym Was przeprosić, ale nie wiem czy to Wam w jakikolwiek sposób wynagrodzi tyle miesięcy oczekiwań. Przed wami rozdział 15, który nie jest jakiś super, ale jest, to zawsze postęp. Żeby Was uspokoić powiem, że rozdział 16, też jest skończony. Zapraszam do czytania i wyrażenia opinii w 
 komentarzach, który są moją motywacją.



Zapraszam również na moją facebookową stronę, możecie do mnie pisać zadawać pytania i co tylko chcecie.
 



"To nasze wybory ukazują kim naprawdę jesteśmy o wiele bardziej niż nasze zdolności"
~Joanne Kathleen Rowling 


~Kiedy Lily skończyła relacjonować przebieg wizyty profesor McGonagall u Huncwotów. Obróciła głowę w stronę stołu nauczycielskiego. Wówczas serce jej zamarło.

   U boku profesora Dubledoora stała dziewczyna uważnie przyglądająca się każdemu najdrobniejszemu szczegółowi wnętrza tej wyjątkowej komnaty. Nie miała na sobie charakterystycznej szaty Hogwartu, a w dodatku, przykuwała uwagę uczniów swoją ponadprzeciętną urodą. Rozwiane blond włosy, zaróżowione policzki i bystre zielone oczy z iskierką buntu, tak podobne do oczu pewnej Rudowłosej z Gryffindoru. To właśnie ją próbowała wyłapać z tłumu uczniów zgromadzonych przy czterech długich stołach. Już po chwili spostrzegła swoją przyjaciółkę; siedziała przy stole z czterema innymi dziewczynami i wpatrywała się w nią z niedowierzaniem. Kate, bo tak było na imię blondynce, widok tak dobrzej znanej osoby dodał pewności siebie i zredukował zdenerwowanie związane z przydzieleniem jej do jednego z czterech domów. Chociaż oczami wyobraźnie wielokrotnie przywdziewała szatę w szkarłatno złotych barwach, to miała świadomość, że w życiu nie wszystko układa się zawsze tak jak by się chciało. Jednak z Gryffindorem utożsamiała się odkąd poznała historię Hogwartu, a z każdym kolejnym listem od Lily, Kate wiedziała w jakim rytmie bije jej serca i w jakim domu chciałaby być, ucząc się w tej szkole. Teraz nadeszła chwila prawdy, moment o którym myślała nieskończoną ilość razy, lecz każdy wymyślony przez nią scenariusz kończył się tak samo, miała nadzieję, że tym razem jej instynkt jej nie zawiedzie.

Pod wpływem płynnego ruchu ręki dyrektora Hogwartu w Wielkiej Sali zapanowała cisza. Wszyscy skupili swój wzrok na młodej dziewczynie, na której ramieniu profesor właśnie położył swoją bladą dłoń.
- Wiem, że chcecie już zacząć jeść i macie ciekawsze rzeczy do roboty niż słuchanie takiego starca jak ja, jednakże nie macie zbytnio wybory, ale do rzeczy. Chciałbym żebyście miło przywitali naszą nową uczennicę przybyłą z Francji. Przedstawiam wam Kateline J...

- Kate- poprawiła go odruchowo, nie lubiła pełnej wersji swojego imienia. Dyrektor spojrzał na dziewczynę, uśmiechnął się dobrodusznie poprawiając okulary połówki na haczykowatym nosie i kontynuował:

- Niech będzie, Kate. Panna Johson edukację w naszej szkole rozpocznie w VI klasie. Jeśli chcecie dowiedzieć się o niej czegoś więcej, po prostu zapytajcie. Z tego co pamiętam, parę lat temu podczas turnieju Trojmagicznego obracała się wśród osób przy, których nie da się być nieśmiałym i potulnym.- tu mrugnął do Huncwotów niewinnie się w niego wpatrujących i mówił dalej - Ale dość historii pora aby tradycji stało się zadość tiara przydziału powie, który z czterech wyjątkowych domów stanie się twoim.

Dziewczyna potakująco kiwnęła głową i zaczesała dłonią włosy do tylu. Mimo że nie była jedenastoletnim dzieckiem jej również w tamtej chwili towarzyszył stres. Zasiadła na drewnianym stołku umieszczonym pośrodku podestu, na którym stal stół nauczycielski i ujrzała ogrom Wielkiej Sali. Wzięła głębszy wdech i nałożyła starą tiarę na głowę. Przez chwilę ta milczała po czym dziewczyna usłyszała zachrypnięty głos w swojej głowie:

- Dumna, ale nie próżna, lojalna oj tak, a do tego nie głupia. I co ja mam z tobą zrobić? Ahh tak, widzę w tobie potencjał i głęboko zakorzenioną odwagę więc to musi być... GRYFFINDOR!

Przy stole  wychowanków domu Lwa wybuchnęły ogłuszające brawa, bowiem starsi uczniowie dobrze zapamiętali Kathllen Rosemary Johson i jej zwariowane pomysły, którymi dorównywała nawet Huncwotom. Tego wieczoru jedna rzecz stała się faktem, Hogwart zyskał barwną osobowość, o której niewątpliwie będzie głośno. 


"Ważne żeby mieć wokół siebie przyjaciół, którzy są z nami szczerzy"
~Caroline Corcoran

   W piątkowy wieczór w głowach Gryffonek z VI roku krążyło wiele myśli, ale żadna nie dotyczyła spania. Od dzisiaj ich dormitorium miało liczyć sześć osób, czyli do grona pięciu zwariowanych dziewcząt dołączyła jeszcze jedna niespokojna dusza. Właśnie wokół niej toczyło się całe zamieszanie. Dormitoria w Hogwarcie swoją powierzchnią przystosowane były do pomieszczenia dokładnie pięciu osób, więc upchnięcie jeszcze jednego łóżka i szafeczki nocnej było nie lada wyczynem. Nawet użycie czarów nie sprawiło, że w ich sypialni zapanował porządek; po podłodze walały się ubrania kosmetyki, pióra, pergaminy i słodycze, a do szafy żadna z nich wolała nie zaglądać. Przed północą i wygląd ich pokoju nie uległ dużej zmianie; teraz rzeczy walały się po kątach, leżały pod łóżkami i na parapetach, jedynym nieskazitelnie czystym miejsce był puchowy dywan, na którym każda zdążyła już wygodnie się ułożyć. Rudowłosa dziewczyna usiadła po turecku między Dorcas, a Kate i oparłszy się o jedno z łóżek przymknęła na chwilę oczy. Jadnak kiedy w grobowej ciszy jaka między nimi zapanowała poczuła na sobie wzrok przyjaciółek z powrotem je otworzyła i powiedziała z rezygnacją:

- Dzisiaj nie moja kolej

Na co Ann niemal natychmiastowo odparła:

- Fakt, ale już nie raz wymigiwałaś się z kolejki, więc musimy to sobie jakoś odbić.

Lily z oburzoną miną wstała i bez słowa skierowała swoje kroki w stronę drzwi zanim jednak znalazła się po ich drugiej stronie usłyszała śpiewny głos Dorcas:

- Tylko pamiętaj, że jest nas teraz szóstka!

Odpowiedzią było zatrzaśnięcie drzwi przez zielonooką.



"To, że się uśmiecham wcale nie musi oznaczać, że cie lubię Mogę, na przykład, wyobrazić sobie, że stoisz w płomieniach."
~ Mała Mi

   Drogę do dormitorium największych rozrabiaków w historii Hogwartu, pokonała prawie z zamkniętymi oczami, dopiero kiedy stanęła przed drzwiami kwatery głównej Huncwotów zastanowiła się co właściwie ma powiedzieć, jednak ostatecznie stwierdziła, że zda się na intuicję i nie pukając po prostu weszła do środka. Jednak nikt na nią nie zwrócił uwagi. Cała czwórka do połowy roznegliżowanych chłopców siedziała na łóżku Rogacza i dyskutowała zawzięcie wpatrując się w jakiś przedmiotu, którego Lily nie mogła dostrzec, wówczas miała w nosie, że właśnie nakryła ich na spiskowaniu. Po prostu podeszła do łóżka Łapy i jak gdyby nigdy nic się na nim położyła. Leżała bokiem, tempo przyglądając się Huncwotom wówczas Black powiedział:

- McGonagall we wtorki ma zajęcia do 13

- Nie wprowadzaj przyjaciół w błąd, Syriuszku, McGongall we wtorki ma zajęcia do 15.- odparła beznamiętnym tonem rudowłosa, bawiąca się wilgotnym kosmykiem swoich włosów.

Zdezorientowani chłopcy spojrzeli po sobie nie do końca wiedząc, jak powinni zareagować na nocną wizytę Panny Evans w ich dormitorium. James Potter prawie nie zauważalnie schował Mapę Huncwotów i przyglądał się dziewczynie z tajemniczym błyskiem w oku. Po chwili ciszy jaka nastała Lily westchnęła i powiedziała:

- Muszę się napić

Chłopcy spojrzeli bo sobie niemrawo, jednak żaden z nich nie wypowiedział ani słowa. Z dziwnymi minami przyglądali się dziewczynie, która właśnie demolowała im dormitorium. Zaglądała pod łóżka, szukała obluzowanych desek w podłodze aż w końcu otworzyła szafę. Mruknęła pod nosem coś o banalnym podwójnym dnie i wyjęła zapakowane w świąteczne skarpety 4 butelki Ognistej whisky, po chwili namysłu wzięła jeszcze jedną i obróciwszy się wzruszyła ramionami i powiedziała:

- Jak szaleć to szaleć

Pomachała im butelkami i skierowała swoje kroki w stronę drzwi.

- Czy ona właśnie uszczupliła nasze zapasy?

Wówczas dziewczyna wróciła i powiedziała:

- Zdecydowanie przyda nam się jeszcze coś słodkiego- i z pod łóżka Glizdogona wyciągnęła pudełko
z napisem "na czarną godzinę" i z gracją wyszła.

- Tak, zdecydowanie...brać ją!

Wypadli na korytarz w samych bokserkach i pobiegli za dziewczyną w stronę Pokoju Wspólnego jednak kiedy tam wkroczyli dziewczyna była już na schodach prowadzących do żeńskiej części sypialni, uśmiechnęła się złośliwie i w powietrzu wysłała im całuska. Otumanieni Huncwoci zapowiedzieli zemstę i uciekli przed zaciekawionymi spojrzeniami nie licznych Gryffonów siedzących przy kominku.  

"Najkrótsze słowa -tak i nie, a wymagają największego namysłu."
~Pitagoras

Rozentuzjazmowana rudowłosa wkroczyła do swojego dormitorium i pokazała dziewczyną co trzyma w rękach. Kate zagwizdała z podziwu, Anna wówczas powiedziała "No nieźle", a Dorcas podbiegła do Lily i zapytała z iskierkami w oczach:

- Lily, skąd masz tego tyle?

- Wzięłam sobie- odpowiedź zdziwiła wszystkie Gryffonki. Niezrażona zielonooka zajęła swoje stare miejsce i rozprostowała nogi, jednak Medowes nie chciała dać za wygraną:

- Jak to sobie wzięłaś?

- No normalnie poszłam, weszłam wzięłam wyszłam i wróciłam tu, nic nadzwyczajnego

- A Huncwoci, co na to?

- Nic

- Jak to nic?

- Jezu dziewczyny, czy to takie ważne? Mam ochotę się dzisiaj upić także no, kto poleje?

- Dobraaaa, póki, no jesteśmy w miarę trzeźwe trza wytłumaczyć naszej Katie zasady gry w NIE

- Eee gra w NIE? Lily nie wspomniałaś mi o tym..

- Bo nie mogła- odpowiedziała Alice- to wyłącznie nasza gra, a wszystko co zostanie powiedziane nie ma prawa wyjść po za ściany tego dormitorium, to coś w stylu paktu zaufania.nadążasz?- dziewczyna pokiwała twierdząco głową i czekała na kontynuacje-gramy w tę grę dwa razy w roku, w pierwszy i ostatni weekend roku szkolnego żeby zobaczyć co się zmieniło. Zasady są banalne, losujesz pytanie i odpowiadasz na nie jednym słowem "tak" lub "nie" rzecz polega na tymże w środku jest fałszoskop jeśli skłamiesz musisz się napić ze wszystkich kieliszków i opowiedzieć nam historię, którą chciałaś przed nami zataić, jeśli powiesz prawdę pijesz tylko z tych, których odpowiedź na to pytanie jest identyczna jasne?

- Powiedzmy, ale...

- Dobra dość gadania gramy!
 

"Wszyscy mamy w sobie światło i mrok, ale ani światło ani mrok nie mogą cie wybrać,
To ty podejmujesz wybór."
~Leigh Fallon

   Dziewczyny śmiały się i grały losując coraz kłopotliwsze pytania. Jadnak tym razem głównym celem gry było poznanie nowej dziwnie cichej Gryffonki. Lily próbowała wybadać w czym tkwi problem, ale alkohol wcale nie pomagał jej logicznie myśleć. Kiedy Marlena i Ann zasnęły na dywanie, a Dorcas z Alice kłóciły się o łazienkę, Lily zabrała ostatnie dwie butelki Ognistej i wyszła z pokoju ciągnąc za sobą Johson.

- Lily gdzie mnie ciągniesz?

- Zobaczysz, ale jeśli nie chcesz dostać swojego pierwszego szlabanu od Filcha to lepiej bądź cicho
Kathllen wywróciła oczami, ale więcej się nie odezwała. Rudowłosa zabrała dziewczynę w jedyne jej znane miejsce, w które można się szybko dostać i bez obaw porozmawiać. W ciszy przemierzały korytarze i schody uważający by nie zbudzić żadnego obrazu lub nie natknąć się na Panią Noris czy jej gburowatego właściciela. Kiedy pokonały kolejne schody, były już na szczycie wieży astronomicznej, Kate zatrzymała się i spojrzała gniewnie na Lily, na co ta wzruszyła ramionami i powiedziała:

- Daj spokój Kate nie każę ci przecież patrzeć w dół.

- Po co przyprowadziłaś mnie tu w środku nocy...

- Nie jestem aż tak pijana żeby nie zauważyć, że coś jest nie tak

- Co masz na myśli ?- mruknęła siadając i wpatrując się w przestrzeń. Widok był olśniewający: gwiazdy na niebie, które odbijały się w tafli jeziora, za którym znajdował się las, którego aura odradzała przekroczenie jego granic, no i oczywiście piękny i tajemniczy zamek, na który półokrągły księżyc rzucał światło. Blondynka już rozumiała, dlaczego Lily uwielbiała tu przesiadywać, jednak teraz nie miała na to nastroju. 

- Myślałam, że ty mi powiesz...- odparła rudowłosa badawczo przypatrując się swojej nowej współlokatorce.

Blondynka zamilkła i otuliła rękoma nogi. Było za wcześnie na to żeby mogła opowiadać o tym i dodatkowo zachować spokój. W nocy wszystkie emocje uderzają w nas z podwójną siłą a alkohol w organizmie tylko je wzmacnia. Dziewczyna otarła łzę zbierającą się w kąciku jej oka uniemożliwiając w ten sposób pojawieniu się następnej. Spojrzała w oczy przyjaciółki, które wyrażały troskę i chęć pomocy. Westchnęła i powiedziała łamiącym się głosem:

- Widzisz Lily... świat już nie jest taki sam, bo ludzie się zmieniają...Chociaż nie jestem pewna czy można ich nazwać ludźmi. Jak głupia i naiwna dziewczynka łudziłam się, że nawet ci, których mu nazywamy złymi mają w sobie odrobinę dobra, no bo przecież nie można być do końca złym, przecież każdy ma w sobie współczynnik poczucia wina łaski i troski...byłam tak głupia Lily. Teraz wszystko co dzieje się po za murami Hogwartu w niczym nie przypomina normalnego życia. Ludzie nie wiedzą co się dzieje, wszyscy się boją, a nikt im nie mówi co należy robić. Zło miesza się z dobrem.. patrząc na człowieka, idącego obok ciebie chodnikiem czy mieszkającego w sąsiednim domu nie masz pewności, że gdy mówi "dzień dobry" i serdecznie się uśmiecha jutro nie okaże się twoim zabójcą.  Co raz więcej osób umiera, a właściwie zostaje zabitych z zimną krwią, jeszcze więcej znika w niewyjaśnionych okolicznościach. Grono osób, którym ufamy zmniejsza się z każdym dniem. Za dwa lata skończymy szkołę i co wtedy? Zbliża się wojna jakiej ten świat jeszcze nie widział, nikt nie jest w stanie tego zatrzyma...on przewyższa siłą każdego czarodzieja jest bezduszny i nie wie co to przebaczenie, wiara czy miłość, nie ma w nim nawet zalążka dobra, i to nam przyjdzie z nim walczyć. my będziemy musieli brać udział w tym całym szaleństwie, to nam przyjdzie się zemścić.
Dziewczyna przymknęła oczy i po paru głębszych oddechach kontynuowała: 

- Widzisz tu już nie chodzi o samych mugoli tu chodzi o nas wszystkich, nikt nie jest bezpieczny. Albo się podporządkujesz albo zginiesz to takie proste równanie, prawda? Pozbawić kogoś życia, wypowiadając dwa słowa sprawiasz, że drugi człowiek już nigdy nie wypowie żadnego, sprawiasz, że dziecko nie nauczy się chodzić albo matka nie uśmiechnie się do córki i nie powie że coraz bardziej ją przypomina. Ta świadomość mnie przeraża...Nie minął nawet tydzień od kiedy przyszli do nas ostatniej sierpniowej nocy kiedy z założenia byliśmy pogrążeni we śnie. Ja jak to ja, dopakowywałam się jeszcze żeby niczego nie zapomnieć, wiesz, że mam do tego talent, ale usłyszałam jak ktoś wchodzi frontowymi drzwiami, wiesz to niecodzienne składać komuś wizytę w środku nocy, no ale wracając mama była na dole miała dużo pracy i prosiła żeby jej nie przeszkadzać, a ja, mały Julian i tata byliśmy na górze... Chciałam zbiec na dół i zobaczyć co się właściwie dzieje, ale tato złapał mnie za rękę i gestem kazał być cicho. Wyglądał jakby w ogóle nie spał chociaż byłam pewna, że od trzech może czterech godzin chrapał w najlepsze, a tymczasem on trzymał na rękach mojego Julianka...już wiedziałam, że dzieje się coś złego, ale to nie było najgorsze; wiedziałam, że nic nie mogę zrobić. Wszystko działo się tak szybko... tato dał mi przestraszonego małego a sam po cichu zaczął schodzić po schodach, musiał ratować mamę, ale- już nie była w stanie opanowywać emocji a łzom pozwoliła wypłynąć falami na powierzchnię, jednak zdławionym głosem mówiła dalej- tato nie zdążył zostało mu do pokonania może ze cztery schodki kiedy rozbłysło zielone światło, pamiętam tylko że osunęłam się po ścinie. Obudziłam się w naszym ministerstwie magi, ze świadomością, że moja mama, tak zdolna czarownica, kochająca żona i matka nagle przestała istnieć...jakby to była jakaś gra, śmieszne prawda? Dwa cholerne słowa, nagła zieleń i koniec, nie ma już nic, pozostaje tylko pustka która wciąż i wciąż cie przepełnia. To nigdy nie powinno mieć miejsca, takie rzeczy nie powinny się dziać słyszysz Lily? Tak nie powinno być, nie powinno..

Zielonooka świadoma, że żadne słowa, które teraz by wypowiedziała nie będą tu pasowały po prostu przytuliła dziewczynę i pozwoliła jej płakać. Kiedy jej szloch już prawie całkowicie ucichł popatrzyła prosto w zielone oczy przepełnione smutkiem żalem i współczuciem i powiedziała:

- Wiesz Lily, jakkolwiek to zabrzmi to powinnaś wysłuchać Jamesa, może i teraz mówisz, że go nienawidzisz i go obwiniasz za ten cały zakład bo poniekąd masz rację, ale zastanów się czy warto. Możesz mówić, że jest dziecinny, arogancki i myśli tylko o sobie, ale i ty i ja dobrze wiemy, że tak nie myślisz. Dziecinny i myślący tylko o sobie chłopak nie byłby tak wierny przyjaciołom i przede wszystkim nie troszczył by się tak o ciebie. Możesz go nie lubić, ale powinnaś dać mu szansę się wytłumaczyć, na to chyba zasłużył, co?

Rudowłosa niechętnie musiała przyznać dziewczynie racje i chociaż wcale jej się to nie podobało czuła, że już podjęła decyzję.


* Rozdział chciałabym zadedykować mojej przyjaciółce Joli, która jest gwiazdą na moim osobistym niebie.

"Good friends are like stars.
You don't always see them,
But you know they're always there."

poniedziałek, 6 kwietnia 2015

14. " Wiesz co, Lika? Zachowujesz się zupelnie jak kobieta."


Witam was w ten świąteczny poniedziałek. Wesołych Świat moi Kochani!
Nie chce robić długiej przemowy, a więc tak:
przepraszam, przeprasza, przepraszam- za opóźnienie
dziękuję- za wejścia i komentarze, jesteście cudowni <3
A no i chciałam wam z dumą zakomunikować, że od teraz Na wojnie i w miłości wszystkie chwyty dozwolone istnieje na facebooku!
[LINK]
A teraz zapraszam do czytania i wyrażania swojej opinii!


* * * Christina Perri - Jar of Hearts * * *


"Najtrudniej jest widzieć słońce,
wierzyć w słońce
i nie czuć jego ciepła"


Kochana Lily!

  Siedzę na twardym i niewygodnym łóżku i zastanawiam się dlaczego musi tak padać. Deszcz spływa strumieniami po szybach, a ja nie mam ochoty wychylać głowy spod kołdry bo boje się co mnie wtedy czeka, zupełnie jakbym zapadała w sen zimowy czy coś tam (nauka Mugoloznawstwa stanowczo mi nie służy, nic a nic).
  Wiesz, może jednak na dworze świeci słońce, a na niebie nie ma nawet chmurki, ciekawe, że w mojej głowie wszystko wygląda zupełnie inaczej. Gdybym miała opisać Ci pogodę, która odzwierciedlała by mój humor byłaby to potworna burza z ogłuszającymi grzmotami i oślepiającymi błyskawicami, do tego wiatr niszczyłby wszystko na swojej drodze, a deszcz dopełniałby ten szary obrazek. Czuje się okropnie, a w chmurach mojego umysłu nie mogę znaleźć nawet najmniejszej szczeliny przez, którą mógłby przedostać się promyk słońca, który jednocześnie byłby promykiem nadziei. Chciałabym napisać coś optymistycznego, ale jakoś nic nie przychodzi mi do głowy, jest po prostu źle.

  Jeśli chodzi o koszmarne początki roku szkolnego to chyba Cie jednak przebiłam...niestety. Widzisz Lily nie chce za dużo zdradzać Ci w liście bo zaczyna to być najzwyczajniej w świecie niebezpieczne. Nie rób takiej miny, wiesz w jakich czasach przyszło nam żyć, wszystko ci opowiem w cztery oczy. Bez obaw spotkamy się szybciej niż Ci się wydaje i wtedy sobie porozmawiamy (wiem zabrzmiało jakbym była twoją matką, ale -uwaga- miało tak zabrzmieć, bo jestem oburzona).
  Jak już piszę to uprzejmie ostrzegam: jeszcze raz nazwiesz się głupią to przyślę Ci francuskiego gumochłona specjalnie zmodyfikowanego, bo brak mi już do Ciebie słów, ale przyznaje uparta jesteś, to fakt. Coś czuje, że zanim twój list do mnie dotarł to ta chora historia pogmatwała się jeszcze bardziej i teraz, w środku nocy siedzisz na tej cholernie wysokiej wieży astronomicznej i płacząc zwierzasz się gwiazdą. Na Merlina, że Cie jeszcze nie przyłapali, ja bym Ci dala, przecież tam jest wysoko! Ale wracając: dziewczyno...w co ty się wpakowałaś? Z czystym sumieniem mogę powiedzieć "a nie mówiłam" i właśnie teraz to zrobię:

A nie mówiłam?!

  Rudzielcu chciałam ci oświadczyć, że tak nie będzie, przyjadę tam i zrobię porządek z tym całym zamieszaniem, bo nie wygląda to dobrze, a moja niezawodna intuicja podpowiada mi, że tą koszmarną historię opisałaś mi w jeszcze gorszych ogólnikach żebym się nie denerwowała, ale uwierz, takie coś działa podwójnie, więc wcale nie pomagasz, wcale. Nie rób tego więcej...zresztą nie będziesz mogła, osobiście tego dopilnuje.
  Tymczasem muszę lecieć bo mam naprawdę mało czasu, mam nadzieję, że nie gniewasz się, że pisze na kremowej serwetce, którą nawiasem mówiąc musiałam powiększyć, ale tylko to teraz nadawało się do użytku pośród całego rozgardiaszu, który panuje teraz w naszym pokoju.
  Wiem, nie wiesz o co mi chodzi, ale naprawdę teraz nie mogę powiedzieć Ci nic konkretnego, musisz być cierpliwa, a najlepiej o tym nie myśl.

Wiesz..czas też da się jakoś oszukać.
Po prostu
 Kate

"Oczy mówią wiele, ale tylko nie liczni potrafią z nich czytać"

   Nastoletnia dziewczyna siedząca na parapecie śledziła drobny tekst zapisany na z lekka wymiętej, ale wciąż kremowej serwetce, którą doręczyła jej szara płomykówka. Pod wpływem słów napisanych niebieskim atrament między jej brwiami pojawiła się drobna zmarszczka zmieszania i niezrozumienia. Po skończeniu dokładnie złożyła list na cztery części i wsunęła go do kieszeni szaty. Jeszcze przez chwilę wpatrywała się w teraz zachmurzone niebo i puste błonia. Wszyscy uczniowie spędzali wieczór w ciepłym i odpornym na podmuchy nieprzyjemnego wiatru zamku, przez co nie było miejsca, w którym mogłaby pobyć sama. Nawet jej ukochana wieża astronomiczna była poza zasięgiem przez wieczorne zajęcia profesor Aris. Westchnęła cichuteńko i oparła głowę o chłodną szybę, chcąc w ten sposób ukoić rozbiegane myśli w jej głowie. Chciała zobaczyć gwiazdy, ale chmury przysłaniały całe niebo, co tylko ją dobijało. Obróciła niechętnie głowę w stronę, z której dobiegały radosne śmiechy.
No jasne, Huncwoci
-pomyślała Rudowłosa.





"Najlepsze przyjaźnie opierają się na solidnych fundamentach: alkoholu, sarkazmie, śmiechu i nienawiści do tych samych osób"



   Paczka rozrabiaków siedziała rozleniwiona przed kominkiem i zabawiała resztę uczniów Gryffindoru wymyślnymi sztuczkami magicznymi. Największą popularnością cieszyły się ilustrowane historyki "opowiadane" przez Syriusza i Jamesa. Głównymi bohaterami tych komicznych spektakli byli ślizgoni oraz woźny Hogwartu, Argus Filch, który nie cieszył się sympatią uczniów szkoły magii i czarodziejstwa. Drugi z chłopców chciał jakoś odreagować, a wspólne wygłupy z paczką najlepszych przyjaciół, na których zawsze mógł liczy było jego cudownym, a zarazem tajnym lekarstwem. W głębi duszy wiedział, że Evans szybko mu nie wybaczy i będzie musiał wymyślić coś naprawdę wyjątkowego żeby mógł dostrzec w jej oczach chociaż cień rozbawienia, bo właśnie na to czekał. Wiedział, że gdy uda mu się to osiągnąć droga do porozumienia będzie krótsza i mniej wyboista. Jednak zanim to się stanie przyjdzie mu przejść przez wszystkie etapy złości Panny Evans. Rozczochraniec podczas chwili przerwy ukradkowo spojrzał w kierunku zielonookiej. Jej rude włosy spływały falami wzdłuż twarzy, która przypominała kamień; nie wyrażała żadnych emocji. Odważył się spojrzeć jej w oczy, w których zawsze widział to co próbowała ukryć przed innymi. Jednak kiedy tylko to zrobił ona szybko odwróciła wzrok. Mimo iż, ich spojrzenia spotkały się na kilka nic nieznaczących sekund Rogacz odczytał z nich wypełniający ją smutek, który próbowała przysłonić złością. Skąd to wiedział? Lata praktyki, przecież musiał się nauczyć do jakich granic może ją doprowadzić, co wywołuje jej złość a co śmiech lub politowanie. Jej słowa rzadko miały łączność z emocjami dlatego sztukę czytania ze zwierciadła duszy musiał opanować do perfekcji. Najważniejsze lekcje czerpał z ich konwersacji. Wiewiórka uwielbiała wygrywać potyczki słowne, dlatego często nie zdawała sobie sprawy, że właśnie wtedy chłopak badał jej zachowania. W końcu rudowłosa podczas kłótni czy przekomarzań zaczęła unikać kontaktu wzrokowego, ale nie potrafiła długo wytrwać w swoim postanowieniu. W efekcie James zaczął nazywać ją małą kłamczuchą, co jeszcze bardziej ją drażniło, a go jednocześnie bawiło i uszczęśliwiało. W obecnej sytuacji nie mógł jednak liczyć nawet na pogardliwe spojrzenie, co podczas ich sześcioletniej znajomości prawie się nie zdarzało.





"Nie do wiary, jak zmienia się człowiek, kiedy się uśmiecha"
~Hanna Kowalska


    Od pamiętnego zdarzenia nad jeziorem minął tydzień, w którym nie zwracała uwagi na Pottera czy Matta; czuła do nich odrazę, którą pogłębiał fakt, iż obaj potraktowali ją przedmiotowo, przez co chciało jej się płakać, ale nie mogła tego zrobić. Obiecała to Syriuszowi, który jako jedyny z jej licznych znajomych znał całą prawdę i stanowił jej ochronę przed złem całego świata. Miał w zwyczaju mawiać "Lilka nie przejmuj się! Jestem twoją tarczą, nawet lekki wiaterek nie strąci Ci włosa z tej twojej rudej główki" co doprowadzało ją do uśmiechu, za co była mu podwójnie wdzięczna. Miała w nim przyjaciela i brata zarazem. Dzięki niemu czuła się silniejsza, bo w chwili słabości potrafił przyjść sprawić, że znów się uśmiecha, potrafił tak po prostu sprawić, że znów uwierzyła w siebie i przypomniała sobie jaka jest naprawdę. Nie zliczoną ilość razy w ciągu ostatniego tygodnia słyszała od niego" Nie wiem jak ty wiewiórko, ale ani ja, ani Lily jaką znałem wcześniej nie zostawiłaby tego tak". Kiedy rano wstawała i szła do łazienki stojąc przed lustrem powtarzała sobie: Jestem silna, jestem odważna, nie dam sobą pomiatać. Jednak w głębi duszy zdawała sobie sprawę, że jest też kruchą i wrażliwą dziewczyną popadającą ze skrajności w skrajność. Mimo wszystko dużo bardziej wolała pierwszą wersje swojej skomplikowanej i trudnej osobowości, denerwowało ja gdy ktoś się nad sobą użalał a gdy robiła to ona to znak, że na prawdę źle się dzieje albo, że jest przed miesiączką i źle się dzieje. Teraz zastanawiała się nad treścią listu od Kate; co takiego się wydarzyło? Jak to już nie długo się spotkają? Nic nie rozumiała, Jakby chociaż raz nie mogła powiedzieć w prost o co chodzi pomyślała Lily. Pokręciła głową bo nie lubiła niedomówień i skończyła pleść luźnego warkocza. Miała zamiar wracać do dormitorium bo obiecała dziewczyną, że dzisiaj w spokoju porozmawiają i się zrelaksują. Swoją drogą była niezmiernie wdzięczna swoim przyjaciółką za słowną deklaracje, że nie odezwą się do Rogacza dopóki ona nie zrobi tego pierwsza, wiele to dla niej znaczyło zwłaszcza, że Dorcas i James zawsze mieli dobre relacje. Zeskoczyła z parapetu i skierowała swoje korki w stronę schodów prowadzących do sypialni dziewcząt kiedy usłyszała za plecami:
- Wiewiórko! Zaczekaj!- uśmiechnęła się na dźwięk ciepłego głosu Syriusza, odwróciła się i zobaczyła go przed sobą w pełnej okazałości. Przydługie czarne włosy ułożone w artystyczny nieład, duże szare oczy, które teraz się do niej śmiały zdobiły młodzieńczą twarz Łapy. Chłopak ubrany w wygniecioną koszulę i czarne spodnie wyglądał naprawdę dobrze, musiała to przyznać, jednak doskonale zdawała sobie sprawę, że najmniejszy szczegół jego wyglądu nie wynika z przypadku co w gruncie rzeczy ja bawiło. Uniosła swoje brwi w geście rozbawienia i powiedziała:
- Co Syriuszku, znudziła ci się już zabawa w teatrzyk cieni?- wyszczerzył do niej swoje śnieżno białe zęby i odpowiedział jednocześnie burząc jej niedawno zrobionego warkocza:
- Ruda trzy rzeczy, nie możesz do mnie mówić Syriuszku bo ten o tam zabije mnie we śnie, po drugie śmieszniej wyglądasz w rozpuszczonych włosach, a no i po tysięczne jak u ciebie dzieciaku?
- Syriuszku ten o tam w ogóle mnie nie interesuje, jeśli chodzi o komplementy to jestem pewna, że stać cie na coś więcej niż "wyglądasz śmieszniej", a co do tysięcznego to u mnie jakoś leci, dzieciaku. Hm no i w sumie dostałam dziwny list od Kate...
- Od Kate? Byłem pewien, że twoja siostra ma na imię Petunia, no ale niech będzie i Kate.-machnął lekceważąco ręką -no i co ciekawego napisała?- tu zrobił chwilę przerwy po czym dodał- i nie Syriuszku, Lilka.
Evans popatrzyła na niego z politowaniem i powiedziała jednocześnie stukając się placem w czoło:
- Na prawdę nie pamiętasz Kate?- Black lekko zmarszczył brwi i pokręcił głową, dziewczyna wywróciła oczami i zaczęła objaśniać kim jest Kate typowo męskimi kategoriami:
- Blondynka, duże zielone oczy, turniej trójmagiczny?
- Ahh długonoga piękność o niewyparzonym języczku. Jasne, że pamiętam! Bosko całuje! Ah te francuski...
- Black cholera! Ona nie jest francuską! I...chwila co świetnie?!- chłopak roześmiał się widząc wyraz twarzy przyjaciółki.
- Nie denerwuj się tak Lily, bo para ci uszami pójdzie jak w tej twojej Lokomotywie, możesz spać spokojnie nie całowałem się jeszcze z Kate, ale to tylko kwestia czasu- mrugnął do niej, na co dziewczyna już miała gotową odpowiedź, ale Syriusz nie dał jej dość do słowa:
- Oj Evans, Evans muszę jeszcze w tobie wytrenować większe poczucie łapania żartów bo w takim tempie mi tu osiwiejesz i jaki będzie wtedy sens w mówieniu do ciebie per wiewiórko? No właśnie! Nie pomyślałaś o tym. A teraz leć do dziewczyny o Kate i jej nogach pogadamy jutro bo jak zamienię z Tobą jeszcze trzy zdania to będę spał w wannie albo pod drzwiami. -przelotnie ją przytulił i wepchnął na schody nie pozwalając jej już na dodanie swoich pięciu groszy,

"Nikt nie śledzi tak bacznie postępowania innych ludzi jak ten, komu nic do tego"
~Viktor Hugo

   Na niebie wciąż tliły się burzowe chmury, które nie napełniały optymizmem uczniów budzących się w kolejny poranek z nurtującą myślą kiedy wreszcie weekend? Przewracając się na drugi bok, jak za sprawą magicznej różdżki na twarzach zmęczonych, młodych ludzi pojawia się delikatny uśmiech. Dlaczego? Do weekendu już niedaleko, to tylko kwestia przeżycia kilku nudnych piątkowych zajęć. To było wystarczającą motywacją aby podnieść się z łóżka dwadzieścia minut przed początkiem pierwszej lekcji. Piątka ledwo żywych dziewczyn wgramoliła się do klasy Obrony przed Czarną Magią i zajęła miejsca na tyle klasy uciekając od ciekawskich spojrzeń uczniów i profesora. Czynność tą powtarzały na każdej kolejnej lekcji tego dnia, jak i każdej poprzedniej w ciągu ostatniego tygodnia. Uczniowie Hogwartu najbardziej jednak odczuwali napiętą sytuację na linii Evans-Potter. Poza ścisłym gronem wtajemniczonych osób nikt nie miał pojęcia o zakładzie Jamesa i Matta, przez co z dnia na dzień powstawały coraz dziwniejsze hipotezy na temat tego co właściwie się wydarzyło. Niedopowiedzenia, nieme pytania i domysły stały się niewygodną normą każdego kolejnego dnia. Przed historią magii nie było inaczej. Grupka dziewczyn o przeciętnej urodzie stała swobodnie na schodach prowadzących na piąte piętro i rozmawiała o "skłóconym małżeństwie Gryffonów". Wszystkie szepty ucichły wraz z pojawieniem się na horyzoncie Lily. Jej świdrujące zielone oczy przeszyły plotkujące nastolatki co spowodowało, że dla każdej z nich paznokcie stały się niezwykle fascynujące. Gryffonka doskonale słysząca ich wcześniejsze komentarze zatrzymała się przed nimi i z założonymi rekami na piersiach powiedziała:
- Śmiało. Nie krępujcie się chętnie posłucham.
Żadna z czwartoklasistek nie miała odwagi spojrzeć jej w oczy, dlatego zniecierpliwiona dziewczyna kontynuowała swoją małą grę:
- No co wy! Chętnie się dowiem jeśli, nie daj Boże jestem w ciąży albo Potter okazał się moim przyrodnim bratem, nie dajcie się prosić. Takie informacje przecież najlepiej smakują z pierwszej ręki- udała rozentuzjazmowaną, po chwili jednak z jej oczu dało się odczytać politowanie. Poprawiła torbę na ramieniu i na odchodne rzuciła:
- Szkoda mi was dziewczyny- wówczas jedna z nich podniosła swoje bystre, piwne oczy na Rudowłosą i po chwili wahania zapytała:
- Niby czemu?-  Lily uśmiechnęła się ironicznie i odpowiedziała nawet się nie odwracając:
- Macie tak nudne życie, że wolicie snuć domysły na temat mojego zamiast żyć swoim, smutne.- teatralnie starła nieistniejącą łzę z policzka i dopowiedziała na tyle głośno by inni uczniowie znajdujący się w pobliżu mogli to usłyszeć:
- Aa -tu podniosła palec wskazujący do góry jakby czegoś zapomniała i odwróciła się w kierunku plotkujących dziewczyn:
- Jeśli tak bardzo lubicie wpatrywać się w swoje paznokcie to mam dla was propozycje, najpierw je umyjcie i przestańcie obgryzać. Na pewno będą wtedy przyjemniejsze do oglądania - tu do nich mrugnęła i podeszła do swoich przyjaciółek przypatrujących się całemu zajściu. Roześmiana Dorcas zwróciła się do Lily:
- Jesteś okrutna.- Na co Evans odpowiedziała z niewinnym uśmieszkiem:
-  Nie wiem o czym mówisz...a co do ich paznokci to na prawdę były paskudne!
- Wracasz do formy rudzielcu- powiedziała Ann i przytuliła dziewczynę stojącą obok.
- Ale dziewczyny, na Marlina przysięgam! Gdybym nie była prefektem naczelnym to źle by było z tą, małpą która twierdzi, że jestem w ciąży z Potterem!
Na co dziewczyny zgodnie się roześmiały, po czym całą piątką wkroczyły do "gabinetu leżakowania". 

   Znudzona rudowłosa siedziała ze swoimi przyjaciółkami w jednej z ostatnich ławek podczas wykładu profesora Binnsa o górskich trolach, co miało stanowić pouczającą i niosącą wyłącznie same korzyści powtórkę z pierwszej klasy ich nauki w Hogwarcie i z niecierpliwością wyczekiwała końca ostatniej lekcji tego tygodnia. Dziewczyna ze wszystkich sił starała się nie zasnąć chodź perspektywa nawet piętnastominutowej drzemki była nieporównywalnie lepsza niż słuchanie monotonnego głosu nauczyciela w piątkowe popołudnie. Nocne zwierzenia piątki dziewczyn nie mogły trwać na tyle krotko by pójść spać wystarczająco wcześnie by następnego dnia móc potencjalnie normalnie funkcjonować, tak więc zarówno Lily, Ann, Alice, Marlena jak i Dorcas musiały skupić swoją uwagę na czymś, co pozwalało na chwile zapomnieć o ciepłych i wygodnych łóżkach czekających na nie w ich dormitorium. Ann zajęła się tym co kochała najbardziej; rysowaniem. Alice z wypiekami na twarzy czytała specjalne wydanie Czarownicy, a Marlena i Dorcas półszeptem dyskutowały o dzisiejszym naborze do drużyny Qudditcha. Natomiast Rudowłosa starała się ignorować jakiekolwiek wzmianki o popularnej grze czarodziei, bo jedynymi skojarzeniami z nią związanymi były dwa nazwiska, o których nie miała ochoty myśleć. W pewnym momencie podczas wędrówki jej zielonych oczu dostrzegła parę brązowych tęczówek intensywnie się w nią wpatrujących. O dziwo o we brązowe guziczki nie należały do Jamesa Pottera, bo jego oczy znała na pamięć, Lily ze zmarszczonymi brwiami zaczęła obserwować dziwne zachowanie dziewczyny, która lustrowała ją  badawczym spojrzeniem i dzieliła się swoimi obserwacjami z koleżanką z ławki. Evans po jakimś czasie zirytowało zachowanie brązowookiej i gwałtownie odwróciła głowę w jej stronę i natychmiast się odezwała nie zniżając głosu nawet do półszeptu:
- Masz jakiś problem?
Zaciekawione spojrzenia uczniów zostały wówczas skierowane na dwie nastolatki, które nie spuszczały z siebie wzroku. Emilly, bo tak było na imię dziewczynie, która po lekkim zastanowieniu zapytała rudowłosej:
- Do kiedy masz zamiar chodzić do szkoły?
Lily otworzyła szerzej oczy ze zdumienia i powiedziała:
- Przepraszam?
- Nie udawaj, przecież i tak wszyscy już wiedzą- ta wypowiedź zszokowała dziewczynę jeszcze bardziej. Wszyscy wiedzą? Cholera, ale o czym? ~ pomyślała a powiedziała:
- Co niby wie...
- Dziewczęta, czy ja wam przypadkiem nie przeszkadzam?- zapytał profesor, który w błyskawicznym tempie znalazł się przy uczennicach, które zakłóciły "idealny" przebieg jego wykładu. Obie zmierzyły się dziwnymi spojrzeniami i niemal równocześnie odpowiedziały:
- Nie.
Znany z łagodnego usposobienia profesor wykładający Historię Magii postraszył obie nastolatki punktami ujemnymi i kontynuował swoją porywającą teorię na temat trolii.  Po kolejnych dziesięciu minutach, które dłużyły się niemiłosiernie rozbrzmiał dzwonek, który rozpoczynał tym samym weekend. Ucieszeni Gryffonni i Krukoni wylali się na korytarz piątego piętra i udali się do Wielkiej Sali na obiad. Lily Evans celowo ostatnia opuściła salę profesora Binnsa bo wiedziała kto będzie tam na nią czekał, a chciała wreszcie porozmawiać z nim w spokoju.Wychodząc z sali nie musiała nawet podnosić oczu do góry by wiedzieć czyja twarz się tam znajduje.
- Syriuszek- powiedziała i przytuliła go. Chłopak wywrócił oczami bo nienawidził jak ktoś go tak nazywał, ale dla Rudej żaden argument Blacka nie był wystarczająco dobry by tak po prostu przestać go tak nazywać.
- A kogo się spodziewałaś, Jamesa?- za tą uwagę dostał kuksańca w bok.
- Bardzo zabawne, już mogę zacząć się śmiać czy jeszcze chwilę zaczekać dla polepszenia efektu?
- Ruda, ty i ta twoja ironia- westchnął Łapa siadając pod jedną z niczym nie przystrojonych ścian zamku. Lily poszła jego śladem i oboje zajmowali już wygodne miejsca. Po chwili milczenia jaka nastała Black odezwał się niby od niechcenia:
- Wiesz, dzieciaku, doszły mnie suchy, że twój rok szkolny będzie trwał krócej, ale to trochę nie ładnie z twojej strony, że nie powiedziałaś mi o tym sama.
Lily spojrzała na czarnowłosego z zapytaniem w zielonych oczach.
- O tym?
Jednak po chwili zrozumiała o co w tym wszystkim właściwie chodzi, a upewnił ją w tym przekonaniu tłumiony śmiech jej towarzysza. Dziewczyna uderzyła go w ramie mówiąc:
- Jesteś okropny, wiesz?
Kiedy śmiech Gryffona przypominający szczekanie psa ustał chłopak powiedział:
- Opinie na ten temat są podzielone
- Jesteś...
- Lily! Przestań mnie tak komplementować bo się zawstydzę!
-....niemożliwy- dokończyła ze śmiechem, a po chwili dodała:
- Swoją drogą imponujące, że niektórzy wiedzą o mnie rzeczy, o których ja nie miałam nawet pojęcia, prawda?
- Wiesz w zasadzie to.. Lily! Mam genialny pomysł!
- Już się boje- wymamrotała pod nosem, jednak na tyle głośno by chłopak mógł to  usłyszeć.
- Nie psuj zabawy! Skoro cała szkoła myśli, że wie o tobie wszystko, to znaczy, że pora to zmienić! Oj Lilka dalej nie rozumiesz? Wymyślmy coś czego nikt oprócz nas nie będzie wiedział! To jest plan idealny! Niech to będzie hm...wiem! imię dla dziecka!
- Syriuszku, mogę cie o coś zapytać? Ile razy spadłeś tej nocy z łóżka?- chłopak zostawił to z lekka złośliwe pytanie bez odpowiedzi i mówił dalej:
- Może na przykład...John?
- Ohyda
-Thomas?
- Mowy nie ma
- Frank?- pokręciła energicznie głową
- James?- Lily popatrzyła na niego z politowaniem,
- Wiesz co, Lilka? Zachowujesz się zupełnie jak kobieta. Ja tu muszę podjąć męską decyzję bo w takim tempie to to dziecko zostanie bezimienne... A więc twój synek będzie miał na imię...
- Przepraszam, widzieliście może gdzieś młodszego brata Rose, Harry'ego?- zapytała drobna trzecioklasistka o krótkich blond włosach. Lily zdążyła jedynie pokręcić głową zanim Syriusz wykrzyknął:
- Mały James Mark Harry...
- Nie ma mowy Syriusz! Żaden James! Nie skrzywdzę tak mojego dziecka! Po za tym, z tego co wiem to nadaje się dwa imiona, nie trzy.
- Eh jak zawsze wiesz wszystko najlepiej. Więc niech będzie. Twój syn będzie Harrym Jamesem jakimś tam i bez dyskusji, zrozumiano?
Lily z udawaną niechęcią zgodziła się na propozycję przyjaciela.
- Tak Syriuszku, zrozumiałam, mój pierworodny będzie Harry'm.
- Harry'm Jamesem, Lily, Harry'm Jamesem nie zapominaj.
- Dobra Harry'm Jamesem, pasuje?
-zapytała teatralnie wywracając oczami chodź w głębi duszy rozpierało ją szczęście.
Harry James...


"Twój dom może zastąpić ci cały świat.
Cały świat nigdy nie zastąpi ci domu"

Dziewczyna niskiego wzrostu przeszła przez dziurę pod portretem Grubej Damy i od razu zwróciła uwagę na dziwne zachowanie Gryffonów. Wszyscy dyskutowali o czymś zawzięcie i bynajmniej nie miało to, na pierwszy rzut oka, związku z jej osobą. Powolnym aczkolwiek zdecydowanym krokiem przeszła przez środek Pokoju Wspólnego, a następnie udała się do swojego dormitorium na drzwiach którego przyczepione było pięć metalowych tabliczek z nazwiskami: Evans, Johnson Lorens*, McKinnon Meadowes. Zatrzymała się przed nimi na chwilę i uśmiechnęła delikatnie. Kochała te cztery pokręcone dziewczyny i była dumna, że je ma chodź nie była to kwestia posiadania.
Nacisnęła klamkę i weszła do swojego drugiego domu, w którym panował, o dziwo, względny porządek. Rozejrzała się po pomieszczeniu i nie zauważyła niczego niezwykłego. Te same pięć łóżek z szkarłatnoczerwonymi zasłonami, tyle samo szafeczek nocnych i jedna szafa, powiększona specjalnym zaklęciem na potrzeby przechowywania nie tylko ubrań piątki Gryffonek. Całość dopełniały takie drobiazgi jak ich wspólne zdjęcia z poprzednich lat nauki wiszące na ścianach czy ogromny puchowy dywan, na którym już niejednokrotnie dyskutowały na zarówno poważne tematy dotyczące problemów rodzinnych jak i te błahe. Każda wniosła w to wnętrze cząstkę siebie. Zaczynając od rysunków Ann na meblach i ścianach przechodząc przez aromatyczne świeczki Alice i kwiaty Marleny umieszczonych w strategicznych miejscach pokoju, kończąc na drewnianej tabliczce z napisem "Antyclub Pottera&Blacka" wykonanej przez Lily i Dorcas. To dormitorium było ich małym domem od ponad pięciu lat, to w nim przeżyły nieprzespane noce, drobne zwycięstwa jak i porażki, to tu stały się nierozerwalna paczką, to tu stały się jednością mimo tak różnych temperamentów. To miejsce je połączyło.

   Mimo iż Lily uwielbiała towarzystwo swoich przyjaciółek, to lubiła też chwilę, w których mogla pobyć sama. Mogla wówczas poczytać swobodnie książkę bez konieczności zaczynania tego samego zdania w nieskończoność czy wziąć długą, odprężającą kąpiel i nie musząc słuchać narzekań, któreś z nich, że bardzo, ale to bardzo musi skorzystać z toalety. Tym razem postanowiła wybrać drugą opcję, bo na pierwszą była zbyt zmęczona. Napuściła do wanny gorącej wody i wlała różany olejek, który dostała od Marleny podczas wakacji i zanurzyła się w różowej pianie z błogim uśmiechem. Kiedy już wszystkie bąbelki zniknęły dziewczyna opatuliła się jasnozielonym ręcznikiem i wyszła z zaparowanej łazienki. Z uwagi na dość wczesną porę nie mogła przebrać się jeszcze w piżamę więc postawiła na krótką, sięgającą początku bioder dość luźną biała bluzkę i ciemne jeansy,w których normalnie nie chodziła bo uważała je za zbyt obcisłe. Postanowiła wykorzystać wolny czas na zabawę makijażem. Najpierw jednak upięła uprzednio wysuszone włosy w wysokiego kucyka. Nie lubiła się malować i tracić na to czasu z samego rana jak robiła to większość dziewczyn w jej wieku. Nie oceniła ich, ale była drażliwa na punkcie zbyt przesadnego upiększania, dlatego gdy już naszła ją ochota na róż na policzkach to postępowała z nim ostrożnie by podkreślić swoją urodę, a nie ją zmienić. Po jakimś czasie kiedy jej jasnopomarańczowe paznokcie zdążył już wyschnąć zaczęła się zastanawiać co zatrzymało jej wszystkie przyjaciółki na tak długo i czy miało to związek z dziwnym zachowaniem reszty Gryffonów. Wówczas do dormitorium wpadła Dorcas i Ann. Pochłonięte rozmową nie spostrzegły siedzącej na dywanie Evans. Lily przypatrywała im się z uniesionymi brwiami. Kiedy chciała w końcu zwrócić ich uwagę na siebie w drzwiach pojawiła się Marlena i Alice z rumieńcami zimna na policzkach.
- Ale to wymyślili!
- McGonagall się nieźle wkurzyła!
- Ale przecież nie ma nawet dowodów, że to oni.
- Kto?- zapytała niby mimochodem rudowłosa dziewczyna nierozumiejąca paplaniny przyjaciółek Wszystkie jak jeden mąż popatrzyły na nią, a Dorcas pokiwała głową i powiedziała:
- A Ty jak zawsze nic nie wiesz
- Mhm- mruknęła niezadowolona z uwagi przyjaciółki- na temat czego?
- Wiesz co dzisiaj było?
Lekko zirytowana wywróciła oczami i odparła:
- Może po prostu powiesz co takiego się stało, że mówi o tym caluteńki Gryffindor?
- Dobra Lilka słuchaj. Dzisiaj jest drugi piątek wrześnie czyli eliminacje do drużyny Qudditcha. nie rób takiej miny i nie waż się nawet mi przerywać! No więc, poszłyśmy na trybuny zresztą jak co roku i co?- zapytała. Lily przebiegła wzrokiem po wszystkich i powtórzyła niemrawo:
- I co?
- I właśnie nic!- wykrzyknęła Dorcas.
- Jak to nic?- obruszyła się Evans.
- No nic, nikt nie przyszedł. Rozumiesz? Nikt. Thompson stał tam i wyglądał jak nieporadne dziecko! Nikt nie przyszedł dasz wiarę? Na Merlina, Lilka, nikt! Żebyś widziała minę zołzy! Ahh bezcenne...nikt nie przyszedł...nikt Black Potter Jordan Abbot Hartley nikt!
- I co teraz będzie?Właściwie to chwila, dlaczego nikt nie przyszedł?
- Ha! Dobre pytanie! Nikt nie wie dlaczego, ale za to wszyscy wiedzą czym to grozi.
- Grozi?- zapytała niepewnie dziewczyna.
- No grozi, grozi! Jeśli Gryffindor nie poda składu drużyny do poniedziałku to po sezonie!-wykrzyknęła Alice. Reszta dziewczyn wpatrywała się wyczekującą w Rudą, więc ze zrezygnowaniem zapytała:
- I czego wy ode mnie niby oczekujecie? Mnie Quddidtch nie obchodzi, a z wielce kapitanem drużyny nie mam zamiaru gadać, więc nawet nie proście.
- Co nas obchodzi Thompson! Lilka ocknij się- upomniała Rudą, Marlena- pogadaj z Syriuszem, przecież to jeden z Huncwotów! Oni wiedzą wszystko, co więcej oni wszystkim sterują! Informacje z pierwszej ręki są najbardziej wiarygodne! No Lily, nie daj się prosić!
Pod wpływem argumentów przyjaciółek oraz ich błagań, zielonooka skapitulowała i ubierając białe addidasy powiedziała jedynie:
- Dobra!





"Jak wiele musimy powiedzieć w chwili gdy milczymy by nas usłyszano?"


   Zbiegła po schodach i udała się do dormitorium największych rozrabiaków w dziejach Hogwartu. Tym razem przemierzając najpierw Pokój Wspólny, a potem korytarz z drzwiami do pokoi chłopców nie biła z niej ta wiecznie odczuwalna pewność siebie i duma. Najzwyczajniej w świecie się bała. Skarciła się za to w myślach, bo niby z jakiej racji to ONA miała się bać? To ON miał bać się JEJ. Nie na odwrót. Mimo ponownego zapewnienia się w myślach, że jest dobrze jej drobne dłonie były mokre od potu. Wreszcie stanęła przed odpowiednimi drzwiami. Wpatrywała się w nazwisko Jamesa i w myślach policzyła do dziesięciu oraz wzięła dwa głębsze oddechy aby się względnie uspokoić. Oblizała usta i wytarła dłonie o tył spodni zdając sobie przy tym sprawę, że w nich jej tyłek  wygląda całkiem nieźle, co w obecnej sytuacji wcale jej nie pomagało. Wyciągnęła przed siebie prawą dłoń z zamiarem trzykrotnego zastukanie w drewniane drzwi lecz w momencie gdy jej piąstka miała po raz pierwszy uderzyć w drzwi to ich już tam nie było, a ręka zamiast zatrzymać się na pionowej powierzchni trafiła w dobrze wyrzeźbiony tors chłopaka. Lily z zaskoczeniem cofnęła się o krok i popatrzyła w górę, co w następnej chwili uznała za błąd. Ujrzała parę czekoladowych oczu spoglądających na nią w zakłopotaniu przez szkła okrągłych okularów. Teraz nie mogła odwrócić wzroku, nie mogla przegrać. Musiała wytrwać i pokazać mu tylko te negatywne uczucia, które były silne. Teraz miała istnieć tylko wrogość, agresja i nienawiść, a ból, poczucie krzywdy czy rozczarowanie miały wyparować. Nie wiedziała czy jej się to udało. Potter swoim nagłym pojawieniem się w drzwiach dormitorium w tym samym czasie co ona, ewidentnie ją zaskoczył. Jednak teraz nie mogła odpuścić, musiała wygrać tę bitwę na spojrzenia z uwagi na to, że miała zamiar wytrwać w postanowieniu i nie wypowiedzieć w jego kierunku żadnego słowa choćby miało to być przekleństwo. Nastala kłopotliwa sytuacja; dwoje ludzi pałających do siebie sprzecznymi uczuciami mierzyło się spojrzeniami. Brązowooki chłopak bał się odezwać, a dziewczyna nie miała tego nawet w zamiarze, ona chciała wejść, on wyjść. Przejście było zbyt wąskie by mogli bez problemu się wyminąć, ktoś musiał ustąpić. W końcu James skapitulował, spuścił wzrok i cofnął się do środka dormitorium tym samym umożliwiając jej wejście po czym po chwili zawahanie wyszedł zamykając za sobą drzwi. Lily natomiast oparła się o nie i wypuściła powietrze z płuc. Po chwili zdała sobie sprawę, że dwie pary oczu wpatrując się w nią z zaciekawieniem. Na jedną krótką chwilę dziewczyna zapomniała po co właściwie tam poszła. Jednak w porę oprzytomniała i założyła za ucho nieistniejący kosmyk włosów po czym powiedziała:
- Żądam wyjaśnień
Remus z Syriuszem wymienili zdziwione spojrzenia, po czym blondyn w geście zakłopotania podrapał się po głowie i podnosząc się z łóżka powiedział:
- To ja pójdę zrobić obchód- i już go nie było. Wówczas Black uniósł ręce w obronnym geście i powiedział:
- Nikomu nie powiedziałem o Harry'm Jamesie Potterze!
- Niech cie cholera weźmie Black!- tu rzuciła w niego jednym z butów stojących przy łóżku Petera i dodała:
- I na pewno nie Potterze!
- Nie mów hop zanim nie skoczysz, skrzacie, poza tym przyznaj, że fajnie brzmi!
Dziewczyna wywróciła oczami i przebiegła wzrokiem całe dormitorium, w którym panował nieskazitelny porządek, czego nie zostawiła bez komentarza:
- Czystość godna podziwu, zakład czy wizyta McGonagall?
- Jakbyś zgadła- odpowiedział gładko.
- Czyli McGonagall, no więc czekam na wyjaśnienia- powiedziała siadając obok niego na łóżku.
- Lily za dużo chcesz wiedzieć.Zapomniałaś, że obowiązuje mnie coś takiego jak huncwocka tajemnica?
- Nie, Syriuszku nie zapomniałam. Tylko, że to nie jest huncwocka tajemnica kolego, bo dotyczy dużo większej społeczności. No więc odpowiedz mi na pytanie, które zadaje sobie teraz cala szkoła: dlaczego nikt nie przyszedł na te cholerne eliminację?
- Daj żyć wiewiórko -powiedział Syriusz w tym samym czasie kładąc się na łóżku i przykrywając twarz poduszką na której wyszyte były dwie owieczki.
- Nie ma mowy!- i zaczęła go łaskotać pod wpływem czego upadł na podłogę wraz z rudowłosą. W tej mini wojnie dominowała zielonooka więc Syriusz musiał się wycofać:
- Dobra! Dobra! Powiem! Ale przestań.
Dziewczyna z zadowoloną miną wstała z podłogi, otrzepała bluzkę z niewidzialnego kurzu po czym przerzuciła rudego kucyka przez lewe ramię i z gracją usiadła na łóżku Lupina zakładając nogę na nogę czekała na wyjaśnienia. Syriusz przypatrywał się poczynaniom przyjaciółki z uśmiechem na twarzy i uniesionymi brwiami.
- Jesteś niemożliwa- na co dziewczyna zamrugała figlarnie rzęsami.
- No więc Lily jak wyobrażasz sobie treningi Qudditcha z Thompsonem rządzącym Jamesem? On by go gnoił zresztą vice versa, ale po prostu nie. No więc zastosowaliśmy małą prowokacje, nic wielkiego. Byliśmy najzwyczajniej w świecie ciekawi co zrobi McGonagall gdy dwóch podstawowych graczy nie będzie chciało wstąpić do drużyny. No i się zaczęło. Wiesz Rogacz jest strasznie cięty na Thompsona, zresztą się mu wcale, a wcale nie dziwię. Możesz mówić co chcesz, ale my, jako Huncwoci cieszymy się dużym autorytetem, więc nie było trudno przekonać Jordana czy Abbota, że nie chcą takiego kapitana jak Thompson. Dodatkowo przekonaliśmy masę dziewczyny, żeby przyszły popatrzeć na przebieg eliminacji, co miało na celu upokorzenie tego ch...
- Nie kończ! Załapałam!- przerwała Łapie po czym podeszła do niego i dodała przytulając się do niego:
- Jesteś dupkiem o zbyt dużym poczuciu własnej wartości, ale Dziękuje. Bardzo dziękuje
- Huncwot zawsze dotrzymuje danego słowa, zapamiętaj. A akcja "Eliminację" to dopiero początek. zemsty.  

W dobrych humorach udali się do Wielkiej Sali gdzie tematami dnia była rzekoma ciąża Lily i brak drużyny Qudditcha w Gryffindorze, Gdy doszli do stołu oboje poszli w swoim kierunku. Młodą Evansównę otaczały wszechobecne szepty dotyczące jej powalającego wyglądu jak dziecka, które już nie było hipotezą a faktem w oczach naiwnych uczniów Hogwartu. Dziewczyna nie przejmując się, że właśnie w tym momencie jest na ustach całej Wielkiej Sali usiadła między Dorcas a Marleną i zaczęła opowiadać im pokrótce przebieg rozmowy z Syriuszem, pomijając wybrane fragmenty. Dziewczyny najbardziej rozbawił moment, w którym wściekła opiekunka domu Lwa wpadła do ich dormitorium i zapytała:
- Potter, Black co wy robicie?
Dwaj Huncwoici wówczas wymienili spojrzenia pełne skruchy i niezrozumienia próbując jednocześnie się nie roześmiać po czym zgodnie odpowiedzieli:
- Czytamy.
Kolor twarzy nauczycielki od transmutacji zmieniał się jak w kalejdoskopie. Wlepiła w nich gniewne spojrzenie swoich kocich oczu po czym powiedziała kręcą głową:
- Czytacie- i wypadła z pokoju równie szybko jak się w nim znalazła.

Kiedy Lily skończyła relacjonować przebieg wizyty profesor McGonagall u Huncwotów. Obróciła głowę w stronę stołu nauczycielskiego. Wówczas serce jej zamarło.

______________________________________
* nazwiska wymyślone przeze mnie
An Lorens
Alice Johnson

~ specjalnie dedykacja dla Alex, która jest cudowna!

Kisses:*
Wasza Lily