poniedziałek, 6 kwietnia 2015

14. " Wiesz co, Lika? Zachowujesz się zupelnie jak kobieta."


Witam was w ten świąteczny poniedziałek. Wesołych Świat moi Kochani!
Nie chce robić długiej przemowy, a więc tak:
przepraszam, przeprasza, przepraszam- za opóźnienie
dziękuję- za wejścia i komentarze, jesteście cudowni <3
A no i chciałam wam z dumą zakomunikować, że od teraz Na wojnie i w miłości wszystkie chwyty dozwolone istnieje na facebooku!
[LINK]
A teraz zapraszam do czytania i wyrażania swojej opinii!


* * * Christina Perri - Jar of Hearts * * *


"Najtrudniej jest widzieć słońce,
wierzyć w słońce
i nie czuć jego ciepła"


Kochana Lily!

  Siedzę na twardym i niewygodnym łóżku i zastanawiam się dlaczego musi tak padać. Deszcz spływa strumieniami po szybach, a ja nie mam ochoty wychylać głowy spod kołdry bo boje się co mnie wtedy czeka, zupełnie jakbym zapadała w sen zimowy czy coś tam (nauka Mugoloznawstwa stanowczo mi nie służy, nic a nic).
  Wiesz, może jednak na dworze świeci słońce, a na niebie nie ma nawet chmurki, ciekawe, że w mojej głowie wszystko wygląda zupełnie inaczej. Gdybym miała opisać Ci pogodę, która odzwierciedlała by mój humor byłaby to potworna burza z ogłuszającymi grzmotami i oślepiającymi błyskawicami, do tego wiatr niszczyłby wszystko na swojej drodze, a deszcz dopełniałby ten szary obrazek. Czuje się okropnie, a w chmurach mojego umysłu nie mogę znaleźć nawet najmniejszej szczeliny przez, którą mógłby przedostać się promyk słońca, który jednocześnie byłby promykiem nadziei. Chciałabym napisać coś optymistycznego, ale jakoś nic nie przychodzi mi do głowy, jest po prostu źle.

  Jeśli chodzi o koszmarne początki roku szkolnego to chyba Cie jednak przebiłam...niestety. Widzisz Lily nie chce za dużo zdradzać Ci w liście bo zaczyna to być najzwyczajniej w świecie niebezpieczne. Nie rób takiej miny, wiesz w jakich czasach przyszło nam żyć, wszystko ci opowiem w cztery oczy. Bez obaw spotkamy się szybciej niż Ci się wydaje i wtedy sobie porozmawiamy (wiem zabrzmiało jakbym była twoją matką, ale -uwaga- miało tak zabrzmieć, bo jestem oburzona).
  Jak już piszę to uprzejmie ostrzegam: jeszcze raz nazwiesz się głupią to przyślę Ci francuskiego gumochłona specjalnie zmodyfikowanego, bo brak mi już do Ciebie słów, ale przyznaje uparta jesteś, to fakt. Coś czuje, że zanim twój list do mnie dotarł to ta chora historia pogmatwała się jeszcze bardziej i teraz, w środku nocy siedzisz na tej cholernie wysokiej wieży astronomicznej i płacząc zwierzasz się gwiazdą. Na Merlina, że Cie jeszcze nie przyłapali, ja bym Ci dala, przecież tam jest wysoko! Ale wracając: dziewczyno...w co ty się wpakowałaś? Z czystym sumieniem mogę powiedzieć "a nie mówiłam" i właśnie teraz to zrobię:

A nie mówiłam?!

  Rudzielcu chciałam ci oświadczyć, że tak nie będzie, przyjadę tam i zrobię porządek z tym całym zamieszaniem, bo nie wygląda to dobrze, a moja niezawodna intuicja podpowiada mi, że tą koszmarną historię opisałaś mi w jeszcze gorszych ogólnikach żebym się nie denerwowała, ale uwierz, takie coś działa podwójnie, więc wcale nie pomagasz, wcale. Nie rób tego więcej...zresztą nie będziesz mogła, osobiście tego dopilnuje.
  Tymczasem muszę lecieć bo mam naprawdę mało czasu, mam nadzieję, że nie gniewasz się, że pisze na kremowej serwetce, którą nawiasem mówiąc musiałam powiększyć, ale tylko to teraz nadawało się do użytku pośród całego rozgardiaszu, który panuje teraz w naszym pokoju.
  Wiem, nie wiesz o co mi chodzi, ale naprawdę teraz nie mogę powiedzieć Ci nic konkretnego, musisz być cierpliwa, a najlepiej o tym nie myśl.

Wiesz..czas też da się jakoś oszukać.
Po prostu
 Kate

"Oczy mówią wiele, ale tylko nie liczni potrafią z nich czytać"

   Nastoletnia dziewczyna siedząca na parapecie śledziła drobny tekst zapisany na z lekka wymiętej, ale wciąż kremowej serwetce, którą doręczyła jej szara płomykówka. Pod wpływem słów napisanych niebieskim atrament między jej brwiami pojawiła się drobna zmarszczka zmieszania i niezrozumienia. Po skończeniu dokładnie złożyła list na cztery części i wsunęła go do kieszeni szaty. Jeszcze przez chwilę wpatrywała się w teraz zachmurzone niebo i puste błonia. Wszyscy uczniowie spędzali wieczór w ciepłym i odpornym na podmuchy nieprzyjemnego wiatru zamku, przez co nie było miejsca, w którym mogłaby pobyć sama. Nawet jej ukochana wieża astronomiczna była poza zasięgiem przez wieczorne zajęcia profesor Aris. Westchnęła cichuteńko i oparła głowę o chłodną szybę, chcąc w ten sposób ukoić rozbiegane myśli w jej głowie. Chciała zobaczyć gwiazdy, ale chmury przysłaniały całe niebo, co tylko ją dobijało. Obróciła niechętnie głowę w stronę, z której dobiegały radosne śmiechy.
No jasne, Huncwoci
-pomyślała Rudowłosa.





"Najlepsze przyjaźnie opierają się na solidnych fundamentach: alkoholu, sarkazmie, śmiechu i nienawiści do tych samych osób"



   Paczka rozrabiaków siedziała rozleniwiona przed kominkiem i zabawiała resztę uczniów Gryffindoru wymyślnymi sztuczkami magicznymi. Największą popularnością cieszyły się ilustrowane historyki "opowiadane" przez Syriusza i Jamesa. Głównymi bohaterami tych komicznych spektakli byli ślizgoni oraz woźny Hogwartu, Argus Filch, który nie cieszył się sympatią uczniów szkoły magii i czarodziejstwa. Drugi z chłopców chciał jakoś odreagować, a wspólne wygłupy z paczką najlepszych przyjaciół, na których zawsze mógł liczy było jego cudownym, a zarazem tajnym lekarstwem. W głębi duszy wiedział, że Evans szybko mu nie wybaczy i będzie musiał wymyślić coś naprawdę wyjątkowego żeby mógł dostrzec w jej oczach chociaż cień rozbawienia, bo właśnie na to czekał. Wiedział, że gdy uda mu się to osiągnąć droga do porozumienia będzie krótsza i mniej wyboista. Jednak zanim to się stanie przyjdzie mu przejść przez wszystkie etapy złości Panny Evans. Rozczochraniec podczas chwili przerwy ukradkowo spojrzał w kierunku zielonookiej. Jej rude włosy spływały falami wzdłuż twarzy, która przypominała kamień; nie wyrażała żadnych emocji. Odważył się spojrzeć jej w oczy, w których zawsze widział to co próbowała ukryć przed innymi. Jednak kiedy tylko to zrobił ona szybko odwróciła wzrok. Mimo iż, ich spojrzenia spotkały się na kilka nic nieznaczących sekund Rogacz odczytał z nich wypełniający ją smutek, który próbowała przysłonić złością. Skąd to wiedział? Lata praktyki, przecież musiał się nauczyć do jakich granic może ją doprowadzić, co wywołuje jej złość a co śmiech lub politowanie. Jej słowa rzadko miały łączność z emocjami dlatego sztukę czytania ze zwierciadła duszy musiał opanować do perfekcji. Najważniejsze lekcje czerpał z ich konwersacji. Wiewiórka uwielbiała wygrywać potyczki słowne, dlatego często nie zdawała sobie sprawy, że właśnie wtedy chłopak badał jej zachowania. W końcu rudowłosa podczas kłótni czy przekomarzań zaczęła unikać kontaktu wzrokowego, ale nie potrafiła długo wytrwać w swoim postanowieniu. W efekcie James zaczął nazywać ją małą kłamczuchą, co jeszcze bardziej ją drażniło, a go jednocześnie bawiło i uszczęśliwiało. W obecnej sytuacji nie mógł jednak liczyć nawet na pogardliwe spojrzenie, co podczas ich sześcioletniej znajomości prawie się nie zdarzało.





"Nie do wiary, jak zmienia się człowiek, kiedy się uśmiecha"
~Hanna Kowalska


    Od pamiętnego zdarzenia nad jeziorem minął tydzień, w którym nie zwracała uwagi na Pottera czy Matta; czuła do nich odrazę, którą pogłębiał fakt, iż obaj potraktowali ją przedmiotowo, przez co chciało jej się płakać, ale nie mogła tego zrobić. Obiecała to Syriuszowi, który jako jedyny z jej licznych znajomych znał całą prawdę i stanowił jej ochronę przed złem całego świata. Miał w zwyczaju mawiać "Lilka nie przejmuj się! Jestem twoją tarczą, nawet lekki wiaterek nie strąci Ci włosa z tej twojej rudej główki" co doprowadzało ją do uśmiechu, za co była mu podwójnie wdzięczna. Miała w nim przyjaciela i brata zarazem. Dzięki niemu czuła się silniejsza, bo w chwili słabości potrafił przyjść sprawić, że znów się uśmiecha, potrafił tak po prostu sprawić, że znów uwierzyła w siebie i przypomniała sobie jaka jest naprawdę. Nie zliczoną ilość razy w ciągu ostatniego tygodnia słyszała od niego" Nie wiem jak ty wiewiórko, ale ani ja, ani Lily jaką znałem wcześniej nie zostawiłaby tego tak". Kiedy rano wstawała i szła do łazienki stojąc przed lustrem powtarzała sobie: Jestem silna, jestem odważna, nie dam sobą pomiatać. Jednak w głębi duszy zdawała sobie sprawę, że jest też kruchą i wrażliwą dziewczyną popadającą ze skrajności w skrajność. Mimo wszystko dużo bardziej wolała pierwszą wersje swojej skomplikowanej i trudnej osobowości, denerwowało ja gdy ktoś się nad sobą użalał a gdy robiła to ona to znak, że na prawdę źle się dzieje albo, że jest przed miesiączką i źle się dzieje. Teraz zastanawiała się nad treścią listu od Kate; co takiego się wydarzyło? Jak to już nie długo się spotkają? Nic nie rozumiała, Jakby chociaż raz nie mogła powiedzieć w prost o co chodzi pomyślała Lily. Pokręciła głową bo nie lubiła niedomówień i skończyła pleść luźnego warkocza. Miała zamiar wracać do dormitorium bo obiecała dziewczyną, że dzisiaj w spokoju porozmawiają i się zrelaksują. Swoją drogą była niezmiernie wdzięczna swoim przyjaciółką za słowną deklaracje, że nie odezwą się do Rogacza dopóki ona nie zrobi tego pierwsza, wiele to dla niej znaczyło zwłaszcza, że Dorcas i James zawsze mieli dobre relacje. Zeskoczyła z parapetu i skierowała swoje korki w stronę schodów prowadzących do sypialni dziewcząt kiedy usłyszała za plecami:
- Wiewiórko! Zaczekaj!- uśmiechnęła się na dźwięk ciepłego głosu Syriusza, odwróciła się i zobaczyła go przed sobą w pełnej okazałości. Przydługie czarne włosy ułożone w artystyczny nieład, duże szare oczy, które teraz się do niej śmiały zdobiły młodzieńczą twarz Łapy. Chłopak ubrany w wygniecioną koszulę i czarne spodnie wyglądał naprawdę dobrze, musiała to przyznać, jednak doskonale zdawała sobie sprawę, że najmniejszy szczegół jego wyglądu nie wynika z przypadku co w gruncie rzeczy ja bawiło. Uniosła swoje brwi w geście rozbawienia i powiedziała:
- Co Syriuszku, znudziła ci się już zabawa w teatrzyk cieni?- wyszczerzył do niej swoje śnieżno białe zęby i odpowiedział jednocześnie burząc jej niedawno zrobionego warkocza:
- Ruda trzy rzeczy, nie możesz do mnie mówić Syriuszku bo ten o tam zabije mnie we śnie, po drugie śmieszniej wyglądasz w rozpuszczonych włosach, a no i po tysięczne jak u ciebie dzieciaku?
- Syriuszku ten o tam w ogóle mnie nie interesuje, jeśli chodzi o komplementy to jestem pewna, że stać cie na coś więcej niż "wyglądasz śmieszniej", a co do tysięcznego to u mnie jakoś leci, dzieciaku. Hm no i w sumie dostałam dziwny list od Kate...
- Od Kate? Byłem pewien, że twoja siostra ma na imię Petunia, no ale niech będzie i Kate.-machnął lekceważąco ręką -no i co ciekawego napisała?- tu zrobił chwilę przerwy po czym dodał- i nie Syriuszku, Lilka.
Evans popatrzyła na niego z politowaniem i powiedziała jednocześnie stukając się placem w czoło:
- Na prawdę nie pamiętasz Kate?- Black lekko zmarszczył brwi i pokręcił głową, dziewczyna wywróciła oczami i zaczęła objaśniać kim jest Kate typowo męskimi kategoriami:
- Blondynka, duże zielone oczy, turniej trójmagiczny?
- Ahh długonoga piękność o niewyparzonym języczku. Jasne, że pamiętam! Bosko całuje! Ah te francuski...
- Black cholera! Ona nie jest francuską! I...chwila co świetnie?!- chłopak roześmiał się widząc wyraz twarzy przyjaciółki.
- Nie denerwuj się tak Lily, bo para ci uszami pójdzie jak w tej twojej Lokomotywie, możesz spać spokojnie nie całowałem się jeszcze z Kate, ale to tylko kwestia czasu- mrugnął do niej, na co dziewczyna już miała gotową odpowiedź, ale Syriusz nie dał jej dość do słowa:
- Oj Evans, Evans muszę jeszcze w tobie wytrenować większe poczucie łapania żartów bo w takim tempie mi tu osiwiejesz i jaki będzie wtedy sens w mówieniu do ciebie per wiewiórko? No właśnie! Nie pomyślałaś o tym. A teraz leć do dziewczyny o Kate i jej nogach pogadamy jutro bo jak zamienię z Tobą jeszcze trzy zdania to będę spał w wannie albo pod drzwiami. -przelotnie ją przytulił i wepchnął na schody nie pozwalając jej już na dodanie swoich pięciu groszy,

"Nikt nie śledzi tak bacznie postępowania innych ludzi jak ten, komu nic do tego"
~Viktor Hugo

   Na niebie wciąż tliły się burzowe chmury, które nie napełniały optymizmem uczniów budzących się w kolejny poranek z nurtującą myślą kiedy wreszcie weekend? Przewracając się na drugi bok, jak za sprawą magicznej różdżki na twarzach zmęczonych, młodych ludzi pojawia się delikatny uśmiech. Dlaczego? Do weekendu już niedaleko, to tylko kwestia przeżycia kilku nudnych piątkowych zajęć. To było wystarczającą motywacją aby podnieść się z łóżka dwadzieścia minut przed początkiem pierwszej lekcji. Piątka ledwo żywych dziewczyn wgramoliła się do klasy Obrony przed Czarną Magią i zajęła miejsca na tyle klasy uciekając od ciekawskich spojrzeń uczniów i profesora. Czynność tą powtarzały na każdej kolejnej lekcji tego dnia, jak i każdej poprzedniej w ciągu ostatniego tygodnia. Uczniowie Hogwartu najbardziej jednak odczuwali napiętą sytuację na linii Evans-Potter. Poza ścisłym gronem wtajemniczonych osób nikt nie miał pojęcia o zakładzie Jamesa i Matta, przez co z dnia na dzień powstawały coraz dziwniejsze hipotezy na temat tego co właściwie się wydarzyło. Niedopowiedzenia, nieme pytania i domysły stały się niewygodną normą każdego kolejnego dnia. Przed historią magii nie było inaczej. Grupka dziewczyn o przeciętnej urodzie stała swobodnie na schodach prowadzących na piąte piętro i rozmawiała o "skłóconym małżeństwie Gryffonów". Wszystkie szepty ucichły wraz z pojawieniem się na horyzoncie Lily. Jej świdrujące zielone oczy przeszyły plotkujące nastolatki co spowodowało, że dla każdej z nich paznokcie stały się niezwykle fascynujące. Gryffonka doskonale słysząca ich wcześniejsze komentarze zatrzymała się przed nimi i z założonymi rekami na piersiach powiedziała:
- Śmiało. Nie krępujcie się chętnie posłucham.
Żadna z czwartoklasistek nie miała odwagi spojrzeć jej w oczy, dlatego zniecierpliwiona dziewczyna kontynuowała swoją małą grę:
- No co wy! Chętnie się dowiem jeśli, nie daj Boże jestem w ciąży albo Potter okazał się moim przyrodnim bratem, nie dajcie się prosić. Takie informacje przecież najlepiej smakują z pierwszej ręki- udała rozentuzjazmowaną, po chwili jednak z jej oczu dało się odczytać politowanie. Poprawiła torbę na ramieniu i na odchodne rzuciła:
- Szkoda mi was dziewczyny- wówczas jedna z nich podniosła swoje bystre, piwne oczy na Rudowłosą i po chwili wahania zapytała:
- Niby czemu?-  Lily uśmiechnęła się ironicznie i odpowiedziała nawet się nie odwracając:
- Macie tak nudne życie, że wolicie snuć domysły na temat mojego zamiast żyć swoim, smutne.- teatralnie starła nieistniejącą łzę z policzka i dopowiedziała na tyle głośno by inni uczniowie znajdujący się w pobliżu mogli to usłyszeć:
- Aa -tu podniosła palec wskazujący do góry jakby czegoś zapomniała i odwróciła się w kierunku plotkujących dziewczyn:
- Jeśli tak bardzo lubicie wpatrywać się w swoje paznokcie to mam dla was propozycje, najpierw je umyjcie i przestańcie obgryzać. Na pewno będą wtedy przyjemniejsze do oglądania - tu do nich mrugnęła i podeszła do swoich przyjaciółek przypatrujących się całemu zajściu. Roześmiana Dorcas zwróciła się do Lily:
- Jesteś okrutna.- Na co Evans odpowiedziała z niewinnym uśmieszkiem:
-  Nie wiem o czym mówisz...a co do ich paznokci to na prawdę były paskudne!
- Wracasz do formy rudzielcu- powiedziała Ann i przytuliła dziewczynę stojącą obok.
- Ale dziewczyny, na Marlina przysięgam! Gdybym nie była prefektem naczelnym to źle by było z tą, małpą która twierdzi, że jestem w ciąży z Potterem!
Na co dziewczyny zgodnie się roześmiały, po czym całą piątką wkroczyły do "gabinetu leżakowania". 

   Znudzona rudowłosa siedziała ze swoimi przyjaciółkami w jednej z ostatnich ławek podczas wykładu profesora Binnsa o górskich trolach, co miało stanowić pouczającą i niosącą wyłącznie same korzyści powtórkę z pierwszej klasy ich nauki w Hogwarcie i z niecierpliwością wyczekiwała końca ostatniej lekcji tego tygodnia. Dziewczyna ze wszystkich sił starała się nie zasnąć chodź perspektywa nawet piętnastominutowej drzemki była nieporównywalnie lepsza niż słuchanie monotonnego głosu nauczyciela w piątkowe popołudnie. Nocne zwierzenia piątki dziewczyn nie mogły trwać na tyle krotko by pójść spać wystarczająco wcześnie by następnego dnia móc potencjalnie normalnie funkcjonować, tak więc zarówno Lily, Ann, Alice, Marlena jak i Dorcas musiały skupić swoją uwagę na czymś, co pozwalało na chwile zapomnieć o ciepłych i wygodnych łóżkach czekających na nie w ich dormitorium. Ann zajęła się tym co kochała najbardziej; rysowaniem. Alice z wypiekami na twarzy czytała specjalne wydanie Czarownicy, a Marlena i Dorcas półszeptem dyskutowały o dzisiejszym naborze do drużyny Qudditcha. Natomiast Rudowłosa starała się ignorować jakiekolwiek wzmianki o popularnej grze czarodziei, bo jedynymi skojarzeniami z nią związanymi były dwa nazwiska, o których nie miała ochoty myśleć. W pewnym momencie podczas wędrówki jej zielonych oczu dostrzegła parę brązowych tęczówek intensywnie się w nią wpatrujących. O dziwo o we brązowe guziczki nie należały do Jamesa Pottera, bo jego oczy znała na pamięć, Lily ze zmarszczonymi brwiami zaczęła obserwować dziwne zachowanie dziewczyny, która lustrowała ją  badawczym spojrzeniem i dzieliła się swoimi obserwacjami z koleżanką z ławki. Evans po jakimś czasie zirytowało zachowanie brązowookiej i gwałtownie odwróciła głowę w jej stronę i natychmiast się odezwała nie zniżając głosu nawet do półszeptu:
- Masz jakiś problem?
Zaciekawione spojrzenia uczniów zostały wówczas skierowane na dwie nastolatki, które nie spuszczały z siebie wzroku. Emilly, bo tak było na imię dziewczynie, która po lekkim zastanowieniu zapytała rudowłosej:
- Do kiedy masz zamiar chodzić do szkoły?
Lily otworzyła szerzej oczy ze zdumienia i powiedziała:
- Przepraszam?
- Nie udawaj, przecież i tak wszyscy już wiedzą- ta wypowiedź zszokowała dziewczynę jeszcze bardziej. Wszyscy wiedzą? Cholera, ale o czym? ~ pomyślała a powiedziała:
- Co niby wie...
- Dziewczęta, czy ja wam przypadkiem nie przeszkadzam?- zapytał profesor, który w błyskawicznym tempie znalazł się przy uczennicach, które zakłóciły "idealny" przebieg jego wykładu. Obie zmierzyły się dziwnymi spojrzeniami i niemal równocześnie odpowiedziały:
- Nie.
Znany z łagodnego usposobienia profesor wykładający Historię Magii postraszył obie nastolatki punktami ujemnymi i kontynuował swoją porywającą teorię na temat trolii.  Po kolejnych dziesięciu minutach, które dłużyły się niemiłosiernie rozbrzmiał dzwonek, który rozpoczynał tym samym weekend. Ucieszeni Gryffonni i Krukoni wylali się na korytarz piątego piętra i udali się do Wielkiej Sali na obiad. Lily Evans celowo ostatnia opuściła salę profesora Binnsa bo wiedziała kto będzie tam na nią czekał, a chciała wreszcie porozmawiać z nim w spokoju.Wychodząc z sali nie musiała nawet podnosić oczu do góry by wiedzieć czyja twarz się tam znajduje.
- Syriuszek- powiedziała i przytuliła go. Chłopak wywrócił oczami bo nienawidził jak ktoś go tak nazywał, ale dla Rudej żaden argument Blacka nie był wystarczająco dobry by tak po prostu przestać go tak nazywać.
- A kogo się spodziewałaś, Jamesa?- za tą uwagę dostał kuksańca w bok.
- Bardzo zabawne, już mogę zacząć się śmiać czy jeszcze chwilę zaczekać dla polepszenia efektu?
- Ruda, ty i ta twoja ironia- westchnął Łapa siadając pod jedną z niczym nie przystrojonych ścian zamku. Lily poszła jego śladem i oboje zajmowali już wygodne miejsca. Po chwili milczenia jaka nastała Black odezwał się niby od niechcenia:
- Wiesz, dzieciaku, doszły mnie suchy, że twój rok szkolny będzie trwał krócej, ale to trochę nie ładnie z twojej strony, że nie powiedziałaś mi o tym sama.
Lily spojrzała na czarnowłosego z zapytaniem w zielonych oczach.
- O tym?
Jednak po chwili zrozumiała o co w tym wszystkim właściwie chodzi, a upewnił ją w tym przekonaniu tłumiony śmiech jej towarzysza. Dziewczyna uderzyła go w ramie mówiąc:
- Jesteś okropny, wiesz?
Kiedy śmiech Gryffona przypominający szczekanie psa ustał chłopak powiedział:
- Opinie na ten temat są podzielone
- Jesteś...
- Lily! Przestań mnie tak komplementować bo się zawstydzę!
-....niemożliwy- dokończyła ze śmiechem, a po chwili dodała:
- Swoją drogą imponujące, że niektórzy wiedzą o mnie rzeczy, o których ja nie miałam nawet pojęcia, prawda?
- Wiesz w zasadzie to.. Lily! Mam genialny pomysł!
- Już się boje- wymamrotała pod nosem, jednak na tyle głośno by chłopak mógł to  usłyszeć.
- Nie psuj zabawy! Skoro cała szkoła myśli, że wie o tobie wszystko, to znaczy, że pora to zmienić! Oj Lilka dalej nie rozumiesz? Wymyślmy coś czego nikt oprócz nas nie będzie wiedział! To jest plan idealny! Niech to będzie hm...wiem! imię dla dziecka!
- Syriuszku, mogę cie o coś zapytać? Ile razy spadłeś tej nocy z łóżka?- chłopak zostawił to z lekka złośliwe pytanie bez odpowiedzi i mówił dalej:
- Może na przykład...John?
- Ohyda
-Thomas?
- Mowy nie ma
- Frank?- pokręciła energicznie głową
- James?- Lily popatrzyła na niego z politowaniem,
- Wiesz co, Lilka? Zachowujesz się zupełnie jak kobieta. Ja tu muszę podjąć męską decyzję bo w takim tempie to to dziecko zostanie bezimienne... A więc twój synek będzie miał na imię...
- Przepraszam, widzieliście może gdzieś młodszego brata Rose, Harry'ego?- zapytała drobna trzecioklasistka o krótkich blond włosach. Lily zdążyła jedynie pokręcić głową zanim Syriusz wykrzyknął:
- Mały James Mark Harry...
- Nie ma mowy Syriusz! Żaden James! Nie skrzywdzę tak mojego dziecka! Po za tym, z tego co wiem to nadaje się dwa imiona, nie trzy.
- Eh jak zawsze wiesz wszystko najlepiej. Więc niech będzie. Twój syn będzie Harrym Jamesem jakimś tam i bez dyskusji, zrozumiano?
Lily z udawaną niechęcią zgodziła się na propozycję przyjaciela.
- Tak Syriuszku, zrozumiałam, mój pierworodny będzie Harry'm.
- Harry'm Jamesem, Lily, Harry'm Jamesem nie zapominaj.
- Dobra Harry'm Jamesem, pasuje?
-zapytała teatralnie wywracając oczami chodź w głębi duszy rozpierało ją szczęście.
Harry James...


"Twój dom może zastąpić ci cały świat.
Cały świat nigdy nie zastąpi ci domu"

Dziewczyna niskiego wzrostu przeszła przez dziurę pod portretem Grubej Damy i od razu zwróciła uwagę na dziwne zachowanie Gryffonów. Wszyscy dyskutowali o czymś zawzięcie i bynajmniej nie miało to, na pierwszy rzut oka, związku z jej osobą. Powolnym aczkolwiek zdecydowanym krokiem przeszła przez środek Pokoju Wspólnego, a następnie udała się do swojego dormitorium na drzwiach którego przyczepione było pięć metalowych tabliczek z nazwiskami: Evans, Johnson Lorens*, McKinnon Meadowes. Zatrzymała się przed nimi na chwilę i uśmiechnęła delikatnie. Kochała te cztery pokręcone dziewczyny i była dumna, że je ma chodź nie była to kwestia posiadania.
Nacisnęła klamkę i weszła do swojego drugiego domu, w którym panował, o dziwo, względny porządek. Rozejrzała się po pomieszczeniu i nie zauważyła niczego niezwykłego. Te same pięć łóżek z szkarłatnoczerwonymi zasłonami, tyle samo szafeczek nocnych i jedna szafa, powiększona specjalnym zaklęciem na potrzeby przechowywania nie tylko ubrań piątki Gryffonek. Całość dopełniały takie drobiazgi jak ich wspólne zdjęcia z poprzednich lat nauki wiszące na ścianach czy ogromny puchowy dywan, na którym już niejednokrotnie dyskutowały na zarówno poważne tematy dotyczące problemów rodzinnych jak i te błahe. Każda wniosła w to wnętrze cząstkę siebie. Zaczynając od rysunków Ann na meblach i ścianach przechodząc przez aromatyczne świeczki Alice i kwiaty Marleny umieszczonych w strategicznych miejscach pokoju, kończąc na drewnianej tabliczce z napisem "Antyclub Pottera&Blacka" wykonanej przez Lily i Dorcas. To dormitorium było ich małym domem od ponad pięciu lat, to w nim przeżyły nieprzespane noce, drobne zwycięstwa jak i porażki, to tu stały się nierozerwalna paczką, to tu stały się jednością mimo tak różnych temperamentów. To miejsce je połączyło.

   Mimo iż Lily uwielbiała towarzystwo swoich przyjaciółek, to lubiła też chwilę, w których mogla pobyć sama. Mogla wówczas poczytać swobodnie książkę bez konieczności zaczynania tego samego zdania w nieskończoność czy wziąć długą, odprężającą kąpiel i nie musząc słuchać narzekań, któreś z nich, że bardzo, ale to bardzo musi skorzystać z toalety. Tym razem postanowiła wybrać drugą opcję, bo na pierwszą była zbyt zmęczona. Napuściła do wanny gorącej wody i wlała różany olejek, który dostała od Marleny podczas wakacji i zanurzyła się w różowej pianie z błogim uśmiechem. Kiedy już wszystkie bąbelki zniknęły dziewczyna opatuliła się jasnozielonym ręcznikiem i wyszła z zaparowanej łazienki. Z uwagi na dość wczesną porę nie mogła przebrać się jeszcze w piżamę więc postawiła na krótką, sięgającą początku bioder dość luźną biała bluzkę i ciemne jeansy,w których normalnie nie chodziła bo uważała je za zbyt obcisłe. Postanowiła wykorzystać wolny czas na zabawę makijażem. Najpierw jednak upięła uprzednio wysuszone włosy w wysokiego kucyka. Nie lubiła się malować i tracić na to czasu z samego rana jak robiła to większość dziewczyn w jej wieku. Nie oceniła ich, ale była drażliwa na punkcie zbyt przesadnego upiększania, dlatego gdy już naszła ją ochota na róż na policzkach to postępowała z nim ostrożnie by podkreślić swoją urodę, a nie ją zmienić. Po jakimś czasie kiedy jej jasnopomarańczowe paznokcie zdążył już wyschnąć zaczęła się zastanawiać co zatrzymało jej wszystkie przyjaciółki na tak długo i czy miało to związek z dziwnym zachowaniem reszty Gryffonów. Wówczas do dormitorium wpadła Dorcas i Ann. Pochłonięte rozmową nie spostrzegły siedzącej na dywanie Evans. Lily przypatrywała im się z uniesionymi brwiami. Kiedy chciała w końcu zwrócić ich uwagę na siebie w drzwiach pojawiła się Marlena i Alice z rumieńcami zimna na policzkach.
- Ale to wymyślili!
- McGonagall się nieźle wkurzyła!
- Ale przecież nie ma nawet dowodów, że to oni.
- Kto?- zapytała niby mimochodem rudowłosa dziewczyna nierozumiejąca paplaniny przyjaciółek Wszystkie jak jeden mąż popatrzyły na nią, a Dorcas pokiwała głową i powiedziała:
- A Ty jak zawsze nic nie wiesz
- Mhm- mruknęła niezadowolona z uwagi przyjaciółki- na temat czego?
- Wiesz co dzisiaj było?
Lekko zirytowana wywróciła oczami i odparła:
- Może po prostu powiesz co takiego się stało, że mówi o tym caluteńki Gryffindor?
- Dobra Lilka słuchaj. Dzisiaj jest drugi piątek wrześnie czyli eliminacje do drużyny Qudditcha. nie rób takiej miny i nie waż się nawet mi przerywać! No więc, poszłyśmy na trybuny zresztą jak co roku i co?- zapytała. Lily przebiegła wzrokiem po wszystkich i powtórzyła niemrawo:
- I co?
- I właśnie nic!- wykrzyknęła Dorcas.
- Jak to nic?- obruszyła się Evans.
- No nic, nikt nie przyszedł. Rozumiesz? Nikt. Thompson stał tam i wyglądał jak nieporadne dziecko! Nikt nie przyszedł dasz wiarę? Na Merlina, Lilka, nikt! Żebyś widziała minę zołzy! Ahh bezcenne...nikt nie przyszedł...nikt Black Potter Jordan Abbot Hartley nikt!
- I co teraz będzie?Właściwie to chwila, dlaczego nikt nie przyszedł?
- Ha! Dobre pytanie! Nikt nie wie dlaczego, ale za to wszyscy wiedzą czym to grozi.
- Grozi?- zapytała niepewnie dziewczyna.
- No grozi, grozi! Jeśli Gryffindor nie poda składu drużyny do poniedziałku to po sezonie!-wykrzyknęła Alice. Reszta dziewczyn wpatrywała się wyczekującą w Rudą, więc ze zrezygnowaniem zapytała:
- I czego wy ode mnie niby oczekujecie? Mnie Quddidtch nie obchodzi, a z wielce kapitanem drużyny nie mam zamiaru gadać, więc nawet nie proście.
- Co nas obchodzi Thompson! Lilka ocknij się- upomniała Rudą, Marlena- pogadaj z Syriuszem, przecież to jeden z Huncwotów! Oni wiedzą wszystko, co więcej oni wszystkim sterują! Informacje z pierwszej ręki są najbardziej wiarygodne! No Lily, nie daj się prosić!
Pod wpływem argumentów przyjaciółek oraz ich błagań, zielonooka skapitulowała i ubierając białe addidasy powiedziała jedynie:
- Dobra!





"Jak wiele musimy powiedzieć w chwili gdy milczymy by nas usłyszano?"


   Zbiegła po schodach i udała się do dormitorium największych rozrabiaków w dziejach Hogwartu. Tym razem przemierzając najpierw Pokój Wspólny, a potem korytarz z drzwiami do pokoi chłopców nie biła z niej ta wiecznie odczuwalna pewność siebie i duma. Najzwyczajniej w świecie się bała. Skarciła się za to w myślach, bo niby z jakiej racji to ONA miała się bać? To ON miał bać się JEJ. Nie na odwrót. Mimo ponownego zapewnienia się w myślach, że jest dobrze jej drobne dłonie były mokre od potu. Wreszcie stanęła przed odpowiednimi drzwiami. Wpatrywała się w nazwisko Jamesa i w myślach policzyła do dziesięciu oraz wzięła dwa głębsze oddechy aby się względnie uspokoić. Oblizała usta i wytarła dłonie o tył spodni zdając sobie przy tym sprawę, że w nich jej tyłek  wygląda całkiem nieźle, co w obecnej sytuacji wcale jej nie pomagało. Wyciągnęła przed siebie prawą dłoń z zamiarem trzykrotnego zastukanie w drewniane drzwi lecz w momencie gdy jej piąstka miała po raz pierwszy uderzyć w drzwi to ich już tam nie było, a ręka zamiast zatrzymać się na pionowej powierzchni trafiła w dobrze wyrzeźbiony tors chłopaka. Lily z zaskoczeniem cofnęła się o krok i popatrzyła w górę, co w następnej chwili uznała za błąd. Ujrzała parę czekoladowych oczu spoglądających na nią w zakłopotaniu przez szkła okrągłych okularów. Teraz nie mogła odwrócić wzroku, nie mogla przegrać. Musiała wytrwać i pokazać mu tylko te negatywne uczucia, które były silne. Teraz miała istnieć tylko wrogość, agresja i nienawiść, a ból, poczucie krzywdy czy rozczarowanie miały wyparować. Nie wiedziała czy jej się to udało. Potter swoim nagłym pojawieniem się w drzwiach dormitorium w tym samym czasie co ona, ewidentnie ją zaskoczył. Jednak teraz nie mogła odpuścić, musiała wygrać tę bitwę na spojrzenia z uwagi na to, że miała zamiar wytrwać w postanowieniu i nie wypowiedzieć w jego kierunku żadnego słowa choćby miało to być przekleństwo. Nastala kłopotliwa sytuacja; dwoje ludzi pałających do siebie sprzecznymi uczuciami mierzyło się spojrzeniami. Brązowooki chłopak bał się odezwać, a dziewczyna nie miała tego nawet w zamiarze, ona chciała wejść, on wyjść. Przejście było zbyt wąskie by mogli bez problemu się wyminąć, ktoś musiał ustąpić. W końcu James skapitulował, spuścił wzrok i cofnął się do środka dormitorium tym samym umożliwiając jej wejście po czym po chwili zawahanie wyszedł zamykając za sobą drzwi. Lily natomiast oparła się o nie i wypuściła powietrze z płuc. Po chwili zdała sobie sprawę, że dwie pary oczu wpatrując się w nią z zaciekawieniem. Na jedną krótką chwilę dziewczyna zapomniała po co właściwie tam poszła. Jednak w porę oprzytomniała i założyła za ucho nieistniejący kosmyk włosów po czym powiedziała:
- Żądam wyjaśnień
Remus z Syriuszem wymienili zdziwione spojrzenia, po czym blondyn w geście zakłopotania podrapał się po głowie i podnosząc się z łóżka powiedział:
- To ja pójdę zrobić obchód- i już go nie było. Wówczas Black uniósł ręce w obronnym geście i powiedział:
- Nikomu nie powiedziałem o Harry'm Jamesie Potterze!
- Niech cie cholera weźmie Black!- tu rzuciła w niego jednym z butów stojących przy łóżku Petera i dodała:
- I na pewno nie Potterze!
- Nie mów hop zanim nie skoczysz, skrzacie, poza tym przyznaj, że fajnie brzmi!
Dziewczyna wywróciła oczami i przebiegła wzrokiem całe dormitorium, w którym panował nieskazitelny porządek, czego nie zostawiła bez komentarza:
- Czystość godna podziwu, zakład czy wizyta McGonagall?
- Jakbyś zgadła- odpowiedział gładko.
- Czyli McGonagall, no więc czekam na wyjaśnienia- powiedziała siadając obok niego na łóżku.
- Lily za dużo chcesz wiedzieć.Zapomniałaś, że obowiązuje mnie coś takiego jak huncwocka tajemnica?
- Nie, Syriuszku nie zapomniałam. Tylko, że to nie jest huncwocka tajemnica kolego, bo dotyczy dużo większej społeczności. No więc odpowiedz mi na pytanie, które zadaje sobie teraz cala szkoła: dlaczego nikt nie przyszedł na te cholerne eliminację?
- Daj żyć wiewiórko -powiedział Syriusz w tym samym czasie kładąc się na łóżku i przykrywając twarz poduszką na której wyszyte były dwie owieczki.
- Nie ma mowy!- i zaczęła go łaskotać pod wpływem czego upadł na podłogę wraz z rudowłosą. W tej mini wojnie dominowała zielonooka więc Syriusz musiał się wycofać:
- Dobra! Dobra! Powiem! Ale przestań.
Dziewczyna z zadowoloną miną wstała z podłogi, otrzepała bluzkę z niewidzialnego kurzu po czym przerzuciła rudego kucyka przez lewe ramię i z gracją usiadła na łóżku Lupina zakładając nogę na nogę czekała na wyjaśnienia. Syriusz przypatrywał się poczynaniom przyjaciółki z uśmiechem na twarzy i uniesionymi brwiami.
- Jesteś niemożliwa- na co dziewczyna zamrugała figlarnie rzęsami.
- No więc Lily jak wyobrażasz sobie treningi Qudditcha z Thompsonem rządzącym Jamesem? On by go gnoił zresztą vice versa, ale po prostu nie. No więc zastosowaliśmy małą prowokacje, nic wielkiego. Byliśmy najzwyczajniej w świecie ciekawi co zrobi McGonagall gdy dwóch podstawowych graczy nie będzie chciało wstąpić do drużyny. No i się zaczęło. Wiesz Rogacz jest strasznie cięty na Thompsona, zresztą się mu wcale, a wcale nie dziwię. Możesz mówić co chcesz, ale my, jako Huncwoci cieszymy się dużym autorytetem, więc nie było trudno przekonać Jordana czy Abbota, że nie chcą takiego kapitana jak Thompson. Dodatkowo przekonaliśmy masę dziewczyny, żeby przyszły popatrzeć na przebieg eliminacji, co miało na celu upokorzenie tego ch...
- Nie kończ! Załapałam!- przerwała Łapie po czym podeszła do niego i dodała przytulając się do niego:
- Jesteś dupkiem o zbyt dużym poczuciu własnej wartości, ale Dziękuje. Bardzo dziękuje
- Huncwot zawsze dotrzymuje danego słowa, zapamiętaj. A akcja "Eliminację" to dopiero początek. zemsty.  

W dobrych humorach udali się do Wielkiej Sali gdzie tematami dnia była rzekoma ciąża Lily i brak drużyny Qudditcha w Gryffindorze, Gdy doszli do stołu oboje poszli w swoim kierunku. Młodą Evansównę otaczały wszechobecne szepty dotyczące jej powalającego wyglądu jak dziecka, które już nie było hipotezą a faktem w oczach naiwnych uczniów Hogwartu. Dziewczyna nie przejmując się, że właśnie w tym momencie jest na ustach całej Wielkiej Sali usiadła między Dorcas a Marleną i zaczęła opowiadać im pokrótce przebieg rozmowy z Syriuszem, pomijając wybrane fragmenty. Dziewczyny najbardziej rozbawił moment, w którym wściekła opiekunka domu Lwa wpadła do ich dormitorium i zapytała:
- Potter, Black co wy robicie?
Dwaj Huncwoici wówczas wymienili spojrzenia pełne skruchy i niezrozumienia próbując jednocześnie się nie roześmiać po czym zgodnie odpowiedzieli:
- Czytamy.
Kolor twarzy nauczycielki od transmutacji zmieniał się jak w kalejdoskopie. Wlepiła w nich gniewne spojrzenie swoich kocich oczu po czym powiedziała kręcą głową:
- Czytacie- i wypadła z pokoju równie szybko jak się w nim znalazła.

Kiedy Lily skończyła relacjonować przebieg wizyty profesor McGonagall u Huncwotów. Obróciła głowę w stronę stołu nauczycielskiego. Wówczas serce jej zamarło.

______________________________________
* nazwiska wymyślone przeze mnie
An Lorens
Alice Johnson

~ specjalnie dedykacja dla Alex, która jest cudowna!

Kisses:*
Wasza Lily