niedziela, 15 lutego 2015

Miniaturka~ Walentynki


W zasadzie ta miniaturka miała zostać opublikowana w walentynki, ale ja zawsze się spóźniam, więc wybaczcie, ale nie będę czekała do następnego roku.

Rozdział chciałabym zadedykować wszystkim, którzy marzą o wielkiej miłości, ale przede wszystkim Oli, która musi słuchać mojego gadania pięć dni w tygodniu i jakoś żyje oraz Małej Czarnej, która wytrwale wysłuchuje moich pomysłów dotyczących bloga, Gratulacje!




Bo kiedy mówisz "kocham" ja nie wierzę
   Kto wymyślił, że święto zakochanych przypada 14 lutego? Pewnie ten cały Walenty, swoja drogą musiał być nieźle stuknięty skoro dzień, w którym zakochane pary bardziej niż zwykle afiszują się swoim szczęściem ustanowił w połowie zimy! On naprawdę wierzył w to, że zakochana para jest wstanie ogrzać się na zaśnieżonej ławeczce w parku przy prószącym śniegu i podmuchach arktycznego powietrze? A co mają zrobić ci co są samotni? Umrzeć robiąc aniołka na śniegu...? Genialna perspektywa, ale chyba nie skorzystam.

Los jednak mi sprzyja, ten koszmarny dzień wypada w sobotę więc nie będę musiała oglądać latających serduszek w szkole oraz słuchać co drugiego dzieciaka, który wyznaje mi miłość na milion różnych sposobów.

Tak całkowicie na marginesie ciekawe co Potter im obiecał w zmian, bo jak naliczyłam w zeszłe walentynki Rogacz zaprosił mnie na randkę 26 razy, a wyznań miłosnych hm no cóż było ich nieco więcej bo około siedemdziesięciu. A dziś mnie to ominie! Ahhh żyć nie umierać.

Zasłonie kotary łóżka i cały dzień przesiedzę w koszulce z różowy napisem "co jest gorsze od natrętnego chłopaka? Zakochany chłopak" Będę jadła lody truskawkowe i przegryzała je mandarynkami w czekoladzie i jako, że są walentynki zrobię mały sercowy rachunek sumienia. Z resztą chyba trochę się rozpędziłam. Jaki miłosny rachunek sumienia? Chyba pora przyznać sama przed sobą, że mam tylko tego kretyna i nie zapowiada się na jakieś kolosalne zmiany w tym temacie. Spójrzmy prawdzie w oczy, nie miałam żadnego chłopaka bo Potter tak chce pff, nie to żebym ja go słuchała po prostu słuchają go inni, ja naprawdę nie wiem jak on to robi. Przykładowo podobał mi się kiedyś, dawno temu jakoś w trzeciej klasie Thomas. Krukon starszy o dwa lata. Miał niebieskie oczy, które pochłaniały moje myśli. Był miły i uroczy, ale nie zdążyłam go zbyt dobrze poznać, dlaczego? No jak to dlaczego! Do opisania tego wystarczy jedno jedyne słowo: Potter. Co zrobił? Chciałabym wiedzieć, ale wiadomo "Huncwocka tajemnica" rezultat był jednak taki, że piękny Thomas nie zamienił ze mną nawet słowa aż do dziś. 


   Skoro moje życie "miłosne" sprowadza się tylko do Pottera to może powinnam właśnie o nim pisać? Swoja drogą każdy zawsze mnie pyta dlaczego tak go nie lubię, dlaczego jestem wredna i złośliwa... zastanawia mnie wtedy czy oni wszyscy pomyśleli jak to jest być nękaną przez pseudo zakochanego chłopaka z ego większym niż połowa Hogwartu? Serio nie jest fajnie, nie polecam. W sumie chyba nikt nie wie jak w ogóle zaczęła się ta cała historia, która ciągnie się już piąty rok. W pierwszej klasie, kiedy Huncwoci jeszcze nie nazywali się Huncwotami, a Rogacz nie był Rogaczem czyli tysiące lat świetlnych wstecz, Potter był po prostu Jamesem. Podobał się dziewczyną i eh muszę to przyznać z ciężkim sercem, ale mi również. W jeden wtorkowy wieczór sama wracałam z kolacji, pod portretem Grubej Damy spotkałam Jamesa; był lekko speszony, dziwne prawda? Pomierzwił sobie włosy, co wywołało mój radosny śmiech, chyba go tym zachęciłam, patrząc na to z perspektywy czasu nawet ma to sens no i zapytał mnie wtedy czy pójdę z nim na spacer po błoniach, nie powiem, był uroczy kiedy jeszcze nie biła od niego wszechobecna pewność siebie. Teraz wydaje mi się to śmieszne, ale wtedy chciałam się zgodzić, ale nie mogłam. Obiecałam Dorcas, że tuż po kolacji pomogę jej z zadaniem. Byłam dobrze wychowana i zawsze dotrzymywałam obietnic więc odmówiłam i chciałam wytłumaczyć, ale on mi wtedy powiedział tylko: Jak sobie chcesz i zbiegł po schodach wówczas tyle go widziałam. Potem przez parę dni był spokój, ale tylko przez parę. Potter zaczął mnie traktować jako swój osobisty cel do zdobycia, a ja nie chciałam być nagrodą. Wtedy zaczęła się nasza mała wojna słowna. James niezliczoną ilość razy zapraszał mnie na randkę tyle, że mniej subtelnie, bo Umówisz się ze mną Evans brzmi nieporównywalnie gorzej od Chciałbyś pójść ze mną na spacer? Więc za każdym razem odmawiałam. Nie powiem, że nigdy potem nie miałam ochoty się zgodzić. Co wtedy mną kierowało? Dobre pytanie. Raz byłam już tym najzwyczajniej w świecie zmęczona i chciałam dać mu wygrać, ale w porę się opamiętałam! Innym razem myślałam, że się zmienił i jak byliśmy w pokoju wspólnym jakoś ponad rok temu i zapytał czy nie wybiorę się z nim do Hogsmade chciałam powiedzieć, że o tym pomyśle, ale jakaś czarnowłosa dziewczyna wskoczyła mu na kolana i zaczęła całować. Zrobiło mi się przykro bo zawiódł mnie. Wtedy byliśmy na etapie just friends, ale nie trwało to długo jak to ktoś kiedyś powiedział Evans i Pottem mogą się tylko kochać albo nienawidzić. Ja chyba pozostanę przy tym drugim. Wracając do historii z czarnowłosą rzuciłam wtedy w niego jakąś starą poduszką i wbiegłam do swojego dormitorium ignorując nawoływania. Wtedy pierwszy raz przez niego płakałam. Wszyscy by mnie za to wyśmiali, bo przecież ja tak wielce go nienawidzę, a nagle płacze z jego powodu. Ja sama tego nie rozumiem, ale w sumie co tu jest do rozumienia? Chciałam mu zaufać, a on to zniszczył zanim zdążyłam się przyzwyczaić do nowej sytuacji. Potem już nawet nie próbowałam mu ufać, i w razie wątpliwości, nie mam zamiaru.

  Wszyscy mi powtarzają, że powinnam z nim być, ale chyba nie wiedzą na czym opiera się prawdziwy związek, bo według mnie chodzi o miłość i szczerość, a ja w te wielką "szczerą miłość" Pottera po prostu nie wierze, bo niby jak mam wierzyć? On mi powie, że mnie kocha, że zawsze będziemy razem tylko musimy spróbować, a chwile potem widzę jak siedzi otoczony wianuszkiem dziewcząt. Nie mam jeszcze zaburzeń osobowości i twardo trzymam się swoich zasad, w sumie ciekawe jak długo.

   Pewnie gdyby był to prawdziwy rachunek sumienia opisałabym jak wodziłam za nos chłopaków czy ich prowokowałam, ale jak już mówiłam moje życie emocjonalne jest bardzo ograniczone. W tej sferze mogłabym opisać jak zdarzało mi się narobić Jamesowi nadziei czy wzbudzać w nim zazdrość, ale było tego tak wiele, że na pewno nie skończyłabym pisać przed północą, a ręka powoli zaczyna mnie boleć. 

   Gdybym była normalna dziewczyną jakoś w piątym punkcie mojej listy znalazłyby się pocałunki tu spokojnie mogę postawić długą kreskę. Ciekawi mnie czy jak zażartuje, że Potter jeszcze się na to nie odważył to uzna to ktoś za zabawne...

   Hm co by tu się mogło jeszcze znaleźć? Może kontakt fizyczny? Jasne i co jeszcze! Nigdy w życiu! Może już wystarczy przykładów na to jak bardzo moja osoba, zaznaczam, wbrew swojej woli wyróżnia się z tłumu innych dziewcząt. Powinnam chyba zacząć chodzić na jakąś terapię małżeńską tyle, że nie mam męża, a jak już go kiedyś będę miała to nie będzie nim James Potter, wiec ten pomysł chyba odpada.

   Gdyby koś czytał to wyznanie sfrustrowanej samotnością dziewczyny na jakimś zmiętym kawałku pergaminu pomyślałby dziewczyno, właściwie za co ty go tak nienawidzisz? Pewnie długo zastanowiłabym się nad odpowiedzią. Równie dobrze mogłabym odpowiedzieć czymś w stylu a dlaczego miałabym go lubić? Ale doskonale wiem, że to uciekanie od odpowiedzi, a ja tego nie robię. Więc dlaczego ja go nienawidzę hmm
upokarza mnie,
traktuje jak swoją własność,
znęca się nad słabszymi,
jest zadufany w sobie,
wykorzystuje ludzi.
W sumie miałabym na odpowiedź mnóstwo argumentów, ale nikomu nie powiedziałabym prawdy. Jakiej? Skoro i tak tego nikt nie przeczyta to powiem. Bo widzisz człowieku trzeba coś pokochać żeby to znienawidzić.



*Rudowłosa dziewczyna wstała z łóżka i sięgnęła po różdżkę. Spojrzała na zapisane strony i uśmiechnęła się pod nosem. Nikt nie znal jej sekretu i nikt miał go nie poznać. Po cichu wypowiedziała zaklęcia pod wpływem, którego zapisany pergamin zaczął płonąć.
Był to jej coroczny mały rytuał, o którym nikt nie miał pojęcia, nikt poza wiatrem, który niósł setki słów w odlegle miejsca świata.

*czas akcji- V klasa nauki w Hogwarcie, walentynki.

piątek, 13 lutego 2015

12. Głupia, uparta i nieodpowiedzialna Lily

Heja <3 Wiem rozdział miał być w ubiegły weekend, ale nie dałam rady, wybaczycie? Co do rozdziału nie wiem co mam o nim myśleć, więc ocenę zostawiam Wam.


Rozdział chciałabym zadedykować Małej Czarnej, która jest dla mnie jak młodsza siostra, której nigdy nie miałam i ma taki sam koc jak ja XD


- Puchatku?
-Tak Prosiaczku?
-Nic- powiedział Prosiaczek biorąc Puchatka za łapkę - Chciałem się tylko upewnić, że jesteś.

Alan Alexander Milne

* * * * *


- Lily! Wstawaj! Lily!- wrzeszczała niepozorna blondynka. Otóż tego ranka w dormitorium dziewcząt z VI roku zaistniała nietypowa sytuacja. Rudowłosa dziewczyna smacznie spała podczas, gdy jej współlokatorki były już gotowe na lekcje.
- Wiesz Dori nie wiem jak ty, ale ja wolę jak to Lilka nas budzi, bo...
- Bo wtedy przynajmniej nie ma zagrożenia, że spóźnimy się na lekcje i tak dalej. Wiem Lenka, wiem. Teraz to ty lepiej wymyśl jak obudzić naszą śpiącą królewnę.
- Śpiącą co?- Dorcas przewróciła oczami i szybko wyjaśniła aby nie tracić czasu.
- To taka postać w jeden z mugolskich bajek. Nie patrz tak, Lily wysłała mi na święta w zeszłym roku jedn egzemplarz jakichś baśni.
- Nie wnikam. Skup się i wymyśl jak ją obudzić!
- Przecież myślę...chwila, chwila co działa na naszą Lily jak uczeń na Filcha?- zapytała z iście Huncwockim błyskiem w oku.
- James Potter- odpowiedziała powoli Marlena. Po chwili jednak dodała- ale ty chyba nie masz zamiar go tu ściągnąć, co?
- Jasne, że nie! Chcę jeszcze trochę pożyć.
- Więc co planu...
- Lily! Rogacz ogłosił całej szkole, że jesteście ze sobą! A na dowód pokazuje wszystkim twoje majtki w truskawki!!
Evans te słowa całkowicie wybudziły. Dziewczyna zaczęła biegać po dormitorium jak oszalała wykrzykując przy okazji rożne obelgi w kierunku niczego nieświadomego chłopaka o rozczochranych włosach. Gdy Ruda wleciała do łazienki jej przyjaciółki pękały ze śmiechu. Gdy już się opamiętały postanowiły poczekać na rudowłosą w Pokoju Wspólny Gryffonów.


Trzask! Prask! Dum! Dum! Dum!
- Potter! Ja cię zabije niech cię tylko dorwę w soje ręce!- wszyscy obecni zamilkli w celu dowiedzenia się cóż ciekawego wymyślił Huncwot.
- Potter! Oddawaj moje majtki w truskawki!! - no i bum cały pokój wspólny, które chwilę temu można było pomylić z lekcją u profesor McGonagall, teraz ryknął niepohamowanym śmiechem. Kiedy James odzyskał już panowanie nad sobą powiedział:
- Liluś ja nie wiem o czym ty mówisz. Ja nie mam żadnych twoich majtek w truskawki.
Lily zrobiła się równie czerwona co kolor jej włosów, ale zachowała resztki spokoju i szybko aczkolwiek z głową uniesioną do góry wyszła. Chwile po niej w dziurze pod portretem pojawił się ścigający Gryffonów.
- Truskawko! Czekaj!
- Jeszcze ty będziesz się ze mnie nabijać?
- Nie, nie skąd że znowu...,ale kochanie musisz przyznać, że to było zabawne
Lily na chwilę przystanęła, odwróciła się twarzą do Matta i odpowiedziała:
- Czy uważasz za zabawne oskarżenie kogoś o kradzież majtek w miejscu publicznym? A no i nie przypominam sobie żebym była twoim kochaniem, Thompson- odpowiedziała hardo chodź w oczach miała ogniki rozbawienia.
- Dramatyzujesz. To było całkiem słodkie...ale wiesz niepokoi mnie kto ma te twoje majtki w truskawki skoro nie mam ich ja, ani nie ma ich Potter.
Lily w tym momencie otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia i miała ochotę uderzyć głową o ścianę, ale zamiast tego roześmiała się.
- Wiesz jest jeden zabawny szczegół tej historii...
- Tak?
- Tak, nigdy w życiu nie miałam majtek w truskawki!

   Roześmiani Gryffoni, trzymając się za ręce kroczyli korytarzami aby dotrzeć do Wielkiej Sali. Lily nie miała pojęcia co ma myśleć o chłopaku, który od wczoraj nie odstępował jej nawet na krok. Był dla niej miły aczkolwiek z lekka bezczelny więc mogła się z nim lekko sprzeczać chociaż w duchu wiedziała, że sprzeczki z Rogaczem wygrywały wszystko. Mimo to lubiła gdy Matt ją całował, gdy bawił się jej włosami czy sadzał ja sobie na kolanach, lubiła gdy ja do siebie przytulał, ale nie wiedziała czy wynikało to z tego, że do tej pory nie miała nikogo i nie wiedziała jak to jest mieć obok siebie kogoś kto bez powodu przytuli ją do siebie czy pocałuje; czy po prostu jej się podobał. Gdzieś głęboko w środku, w tunelach jej nieodgadnionej podświadomości zastanawiała się jakby to było gdyby to James szedł teraz obok niej, uśmiechał się do niej czy trzymał ją za rękę...lecz prawie natychmiastowo odpędziła tą myśl w najdalsze zakamarki umysłu i upchała ją między zeszłorocznymi egzaminami, a wspomnieniami związanymi z jej natrętną siostrą, Petunią, po czym przykryła warstwą kurzu, na którą składały się wszystkie próby zaproszenia jej na randkę przez Pottera. Była doszczętnie pochłonięta swoimi myślami i nie zauważyła gdy znalazła się w jakieś pustej klasie. Zmarszczyła brwi i założyła ręce na piersiach. Spojrzała na Matta żądając tym samym wyjaśnień. Chłopak wzruszył jedynie ramionami i powiedział siadając na pierwszej ławce:
- Chciałem pogadać.
Lily uśmiechnęła się delikatnie bo nie była pewna czy mówił poważnie. Podeszła do niego i zaczęła:
- Pogadać...jasne- i zaczęła bawić się końcówką swoich rudych kosmyków. Chłopak wpatrywał się w nią z nieodgadnioną miną posadził ją sobie na kolanach i wyszeptał jej do ucha:
- Jak ty mnie dobrze znasz.
- Masz na myśli to, że wiem iż jesteś urodzonym erotomanem i uwodzicielem za razem? Fakt znam cie na wylot- powiedziała i cmoknęła go w policzek w geście rozbawienia. Chłopak roześmiał się i pstryknął ja w nos:
- Aż tak źle o mnie myślisz? A poza tym tylko ty tak na mnie działasz
- A czy ja powiedziałam, że źle?
Chłopak usadził ja sobie teraz wygodniej na kolanach tek, że siedziała do niego przodem, a jej twarz była na równej wysokości z jego. Lily lekko się zaśmiała i powiedziała:
- Matt czy ty teraz masz zamiar bawić się ze mną w jakieś gierki?
- Ja? A wyglądam na takiego?- mówił to odpinając jej pierwsze dwa guziczki koszuli.
Dwójka Gryffonów była sobą tak zaabsorbowana, że nie zauważyła wysokiego chłopaka stojącego w drzwiach. Okularnik z niepokojem przyglądał się całej sytuacji, a gdy starszy wychowanek domu Lwa powiedział: "Ja? A wyglądam na takiego?" Nie wytrzymał i podszedł do dwójki szybkim krokiem jednocześnie mówiąc:
- Thompson znajdź sobie kogoś innego do ćwiczenia gry wstępnej - i ściągnął zdezorientowaną Lily z kolan chłopaka. Matt gwałtownie stanął na przeciwko Rogacza, który przypominał teraz maszynę do zabijania. Mierzyli się wściekłymi spojrzeniami kiedy w końcu Matt warknął:
- Masz jakiś problem, Potter?
- Wygrałeś, pasuje? Zostaw ją -szepnął tak, że dziewczyna nie miała szans tego dosłyszeć a na głos powiedział:
- Ty nim jesteś, Thompson
- Potter ja się świetnie bawię z twoim rudzielcem, nawet nie podejrzewałem, że jest tak gorąca-również szepnął. Rogacz zacisnął dłonie w pięści, nigdy nikomu nie pozwoli obrażać Lily. Wymierzył cios prosto w twarz chłopaka. Zaczęła się bojka w której dominował szukający Gryffindoru. Evans wrzasnęła przerażona po czym oprzytomniała i wydusiła z siebie tylko::
- Potter!- chłopak jeszcze raz uderzył Thompsona w twarz, który pod wpływem siły zatoczył się na podłogę i odwrócił się twarzą do dziewczyny. Zlustrował ja wzrokiem z jakimś dziwnym błyskiem w oku. Podszedł do niej i zapiął dwa guziczki jej koszuli po czym popatrzył jej w oczy i powiedział:
- Może i jestem narcystycznym dupkiem, ale wiem co to miłość, a on- tu wskazał na chłopaka z zakrwawionym nosem- nie jest wart żeby na ciebie nawet spojrzeć.- po czym znów spojrzał na dziewczynę i dodał cicho aczkolwiek dobitnie:
- Zawiodłem się na tobie, Lily- i wyszedł z sali z rękami włożonymi do kieszeni szaty. Zszokowana dziewczyna odprowadziła chłopaka wzrokiem po czym szybko podbiegła do pokrzywdzonego. Uklęknęła obok niego i podała mu chusteczkę, którą wydobyła z bocznej kieszeni szaty. Chłopak w podzięce kiwnął głową, ale dziewczyna nawet tego nie widziała bo całą swoją uwagę miała skupioną na ostatnich słowach Rogacza wiem co to miłość(...) on nie jest ciebie wart i to co ja najbardziej dotknęło zawiodłem się na Tobie Lily. Nastolatkowie milczeli, Evans przypatrywała się swojemu towarzyszowi potem zapytała jednocześnie odwracając wzrok:
- Co ty mu takiego powiedziałeś Matt?- chłopak badawczo spojrzał na dziewczynę i powiedział lekko zdenerwowany:
- Czy to takie ważne? Ten kretyn złamał mi nos, a ty się pytasz co JA mu takiego powiedziałem?
- Może miał powód- odpowiedziała cichuteńko.
- Powód? Słyszysz samą siebie dziewczyno? Lily do jasnej cholery on mi złamał nos!
Evans podniosła się z klęczek i smutno powiedziała:
- Idź do pielęgniarki naprawi ci go w 5 minut. Nie będę teraz z tobą rozmawiać bo nie mam ochoty słuchać jak użalasz się nad sobą, a i nie musisz dodawać, że cie zawiodłam ostatnio biję w tym wszystkie rekordy.
Po czym wybiegła z sali z opuszczoną głową. Rudowłosa szybkim krokiem przemierzała korytarze zamku, wiedziała, że zaraz zacznie się pierwsza lekcja, ale jej już było wszystko jedno. Nie sądziła, że jest zdolna po pierwsze do takiego zachowania, a po drugie do stawania w pewnym sensie po stronie Jamesa. O ironio! Przecież powinna być na niego wściekła, że okłada pięściami...jej chłopaka? Czy Matt w ogóle był jej chłopakiem? Już sama nie wiedziała w co się wpakowała, brawo Lily tylko ty tak potrafisz prychnęła w duchu. Wspięła się po ostatnich schodach do sali wróżbiarstw i czekała wraz z innymi Gryffonami i Ślizgonami na profesor Briti.


   Mijały kolejne lekcje a Panna Evans poza wypowiedzeniem "obecna" nie odzywała się na żadnej z lekcji, co więcej nawet na nich nie uważała. Nie odpowiadała na liściki przyjaciółek, a na Huncwotów nawet nie patrzyła. Wszystkim dobrze znany James Potter a ni razu nie zapytał Lily o randkę. Czy to właśnie nadszedł koniec świata?
Po ostatniej lekcji Lily udała się do sowiarnii żeby uporządkować myśli i napisać w spokoju list do swojej korespondencyjnej przyjaciółki z Francji, którą poznała dwa lata temu podczas turnieju trójmagicznego. Kate była drobną blondynką o szalonych, zielonych oczach z delikatnym nosem i malinowymi ustami. Z charakteru nie wiele różniła się od Lily nie licząc instynktu imprezowiczki. Dzięki temu, że La Mettrie dobrze znała angielski mogły utrzymywać stały kontakt. Pisały do siebie bardzo często nawet z najmniejszymi, nic nieznaczącymi szczegółami, dlatego zazwyczaj lisy były bogate w długie opisy i przemyślenia. Jednak ten miał być inny. Lily starała się myśleć racjonalnie i nie napisać czegoś w stylu; moje życie jest do dupy, nie wiem co się dzieje i jestem tak maleńka i nieporadna, że nie daje rady. Pomyślała jeszcze przez chwilę wpatrując się w okno ukazujące potęgę Zakazanego Lasu i zaczęła pisać:


Dear Kate!


   Wokół mnie latają kolorowe fajerwerki, które wybuchają w powietrzu tworząc przeróżne kształty. Świece stojące w różnych miejscach pokoju wydzielają przyjemny aromat miodu i cytryny, który tak ubóstwiam. Zieleń lasu widoczna przez okno pokoju daje ukojenie dla duszy. Promienie słońca delikatnie ogrzewają mi twarz dzięki czemu uśmiech nie schodzi mi z twarzy.
   A nie, chwila to nie ta bajka. W mojej nie ma fajerwerków, świec i przede wszystkim uśmiechu. Mam za to coś w zamian; dwóch chłopaków, za co los mnie tak pokarał? Oczywiście mówię tu o Potterze, tak tak znowu nazywam go po nazwisku, ale sam na to zapracował więc tyle w temacie. Drugi to Matt, tak, tak dokładnie ten Matt, o którym pisałam ci podczas wakacji. Nie uwierzysz, ale on chodzi tu do szkoły, co więcej też jest w Gryffindorze gra w Qudditcha, nie pytaj mnie czemu nie wspomniałam o tym wcześniej to żenujące, ale nie miałam pojęcia o jego istnieniu, nie śmiej się ze mnie!
  Hmm może lepiej zacznę od początku bo zaraz wybuchnę z nadmiaru emocji, które teraz się we mnie skumulowały. No więc minęły jakieś dwa i pół dnia od początku roku a wydarzyło się tak wiele że spokojnie można by to było rozpisać na parę miesięcy. Matt tu jest, pocałowałam go w gruncie rzeczy po to żeby zrobić na złość temu napuszonemu łbowi (wiem +10 w rankingu dla mnie, ale gubię się już w naszej punktacji) no i tak jakby potem już z górki. Boże Katie nie wiesz jak mi głupio ja nie tylko się z Mattem całowałam bo widzisz, on chce czegoś więcej, a kiedy on mnie całuje, dotyka, szepcze mi do ucha to ja nie myślę co robię. HA! ja nie myślę, widzisz do czego to już doszło? Po prostu z minuty na minute chce być bliżej to jest chore nie rozumiem tego. Czuje się okropnie bo za każdym razem gdy coś nam przerywa czuje się jak podła szmata, bo zdaje sobie sprawę, że nie czuje do Matta niczego więcej prócz pożądania a pożądać nie znaczy przecież kochać, prawda? Jest mi tak cholernie głupio gdy myślę o tym, że pozwalam mu na przekraczanie kolejnych granic w tak krótkim czasie. Po kolei zawodzę wszystkich dookoła zaczynając od siebie kończąc na Rogaczu. Powiedział mi to prosto w twarz, powiedział, że się na mnie zawiódł, a ja omal się nie rozpłakałam bo zabolało mnie to podwójnie...czy to ma jakikolwiek sens? Przez jedną chwilę tak krotką, że zdążyłam jedynie zaczerpnąć powietrza wyobraziłam sobie, że to...właśnie, że to James był przy mnie. Tylko nie mów "a nie mówiłam" bo przyślę ci automatyczną łajnobombę. Nie truj mi, że powinnam z nim być bo hm bo to niemożliwe i już.
   Powiedz mi lepiej co jaj ma właściwie zrobić albo nie zrobić? Najchętniej unikałabym ich obu, ale czuję się jak jakiś bohater kiepskiej telenoweli uwikłany w grę, w której tak na prawdę nie chodzi o niego. Ja już po prostu sobie nie radze z rozchwianiem emocjonalnym, które chyba na dobre zawitało w moim życiu. Spóźniam się na lekcje, na których i tak nie uważam robię i mówię rzeczy, o których wcześniej bym nawet nie pomyślała fajnie mam, co?

   Wiem, że uwielbiasz słuchać o Huncwotach i ich kawałach, ale nie mam głowy ci teraz o tym opowiadać, myślę że raz jakoś to przebolejesz, następnym razem dołączę ci całą listę ich wybryków przyrzekam. W normalnym liście napisałabym, że masz mi opowiedzieć jak wyglądał twój początek roku, ale i tak wiem, że to zrobisz.

 
głupia, uparta i nieodpowiedzialna
Lily
 


   Lily otarła wierzchem dłoni mokre od łez policzki i zwinęła list w rulonik, który przywiązała do nóżki brązowej sowy Dorcas. Westchnęła cicho gdy sowa zniknęła jej z oczu. Poprawiła z lekka wygniecioną szatę i udała się w stronę wyjścia. Wychodząc z sowiarnii natknęła się na Pottera; stal w drzwiach i wpatrywał się w nią z nutką obawy w oczach. jakby myślał, że dziewczyna jest lisem i zaraz go zaatakuje, cóż nie wiele się mylił. Rudowłosą już męczyło zachowanie Gryffona, który zawsze wiedział gdzie ta akurat się znajduje, wywróciła oczami i westchnęła w duchu. Zręcznie go ominęła nie odzywając się słowem i zaczęła schodzić po kamiennych schodach kiedy usłyszała jego głos:
- Evans Zaczekaj!
Obróciła głowę i ujrzała Jamesa z niepewną miną jakieś trzy stopnie wyżej od niej. Wyglądał jakby chciał coś jej powiedzieć, ale obawiał się jej reakcji. Dziewczyna wykorzystała chwilę zawahania chłopaka i zaczęła zaciekłą wymianę zdań:
- Jeśli chcesz prawić mi kazania na temat moralności to kto jak kto, ale ty na pewno nie jesteś( osobą, która powinna udzielać takich rad. Nie wydaje mi się żebyś był wzorem cnót więc nie masz prawa mnie w tym względzie pouczać i czegokolwiek ode mnie wymagać. A może chcesz znowu powiedzieć, że cie zawiodłam? Śmiało, nie krepuj się, ty zawodzisz mnie częściej niż mrugam okiem więc przynajmniej wiesz jak to jest. Po za tym twoje zdanie już dawno straciło dla mnie jakąkolwiek wartość. Nie wiem dlaczego złamałeś nos Mattowi, co nie zmienia faktu, że było do cholernie dziecinne nawet jak na ciebie muszę przyznać postarałeś się. A i zapomniałabym dodać chyba nie wypada ci chodzić po zamku i krzyczeć "Evans umówisz się ze mną?" bo dla twojej wiadomości jestem z Mattem- powiedziała wyjątkowo spokojnie nie ujawniając żadnych emocji, mimo iż była nimi przepełniona do ostatnich milimetrów swoich rudych kosmyków. Była zdziwiona, że to ona wypowiedziała te słowa bo nie była pewna chociażby tego czy jest z Mattem i czy na prawdę zdanie Pottera nie ma dla niej żadnego znaczenia, ale skoro już to powiedziała więc niech się dzieje wola nieba. Spojrzała w oczy Rogacza, które były przygaszone, już nie uśmiechały się do niej te zawsze ciepłe czekoladowe oczy co gdzieś w głębi dotkliwie ją zabolało. Wiedziała, że potok słów, który chwile temu wydostał się z jej ust nie mając przy tym kontaktu z racjonalna częścią jej mózgu zranił uczucia chłopaka, który bądź co bądź podczas wakacji okazał jej tyle serca.
- To twoje życie i zrobisz co uważasz za słuszne. Tyle, że z naszej dwójki to wyjątkowo ty zachowujesz się dziecinnie i niedojrzale. Zobaczysz, Evans będziesz jeszcze płakać nad własną głupotą. Ciekawe dokąd zaprowadzi cie chęć zemsty, może do łóżka Thompsona?- wyminął ją na schodach i dopowiedział:
- Nie powinnaś z nim być.- Lily instynktownie zamiast obrony postawiła na atak:
- No jasne! Przecież powinnam być z tobą i to ty powinieneś mnie przelecieć! Bo przecież tylko o to chodzi! Chcesz mnie przelecieć i zostawić jak wszystkie inne! Pozwól, że sama zdecyduję z kim będę sypiać!- James uderzył pięścią w ścianę, tak, że coś zgrzytnęło mu w ręce, ale nie zwrócił na to uwagi, nie wierzył, że takie słowa wydobywają się z ust dziewczyny, którą bezgranicznie kocha. Był na nią wściekły, a jeszcze bardziej na siebie, że w ogóle tu przyszedł:
- Nawet nie wiesz jak bardzo się mylisz. Te "wszystkie inne" -powiedział z wyraźnym grymasem na twarzy- były pocieszeniem po Tobie, a ja nigdy nie traktowałem cie jako obiektu seksualnego. I gdyś to ze mną była do niczego bym cie nie zmuszał i na pewno nie próbowałbym cie, przelecieć w pierwszej, lepszej, zakurzonej klasie byle by było już po wszystkim. Powinnaś wiedzieć tylko, że Thompson nie gra w stosunku do ciebie fair, ale ja mogę sobie gadać nawet jak mówię prawdę to uznasz to za śmieszne i niedorzeczne więc po co będę się wysilał? Nie wiem co cie tak zmieniło Lily, ale ta zmiana nie wyszła ci na dobre- i opuścił sowiarnię w mgnieniu oka, zanim dziewczyna zdążyła przyswoić sobie słowa wypowiedziane przez chłopaka.


James Potter niecierpliwie czekał w swoim dormitorium, aż reszta Huncwotów pojawi się w ich twierdzy. Pierwszy zjawił się Remus, co nie było niczym nadzwyczajnym. Blondyn po minie przyjaciela przeczuwał jakąś trudną rozmowę i był pewien, że ma to nierozerwalny związek z Lily, dziwne jednak było, że ich dormitorium nie było doszczętnie zdewastowana tak jak to bywało nie raz po kłótniach z rudowłosą Gryffonką. Usiadł na swoim łóżku i próbował odgadnąć co takiego się stało, że ściągnął ich wszystkich do dormitorium w środku dnia nie dając im przy tym nawet słowa wyjaśnienia. Chwilę po Lupinie zjawił się Peter, który przyniósł nowy zapas słodyczy z Miodowego Królestwa. Najdłużej czekali na Syriusza, co nie było nowością w jego przypadku. Kiedy z impetem otworzył drzwi rozejrzał się po twarzach przyjaciół i na parę sekund dłużej na twarzy Jamesa. Chłopak zmarszczył lekko brwi i zapytał bez ogródek:
- Co tym razem zrobiła?
Rogacz zaczął chodzić po pokoju w te i z powrotem, kopiąc przy okazji porozrzucane rzeczy. Nie wiedział jak ma im to wszystko powiedzieć, bał się ich reakcji, a szczególnie Blacka, który od wakacji mimo drobnych sprzeczek traktował Evans jak młodszą siostrę. Spojrzał po nich i zobaczył w nich przede wszystkim swoich przyjaciół, którym bezgranicznie ufał i wiedział, że mógł na nich polegać w każdej sytuacji. Głośno wypuścił powietrze i poluzował krawat, po czym zaczął:
- Ja..znaczy no... jak piliśmy dwie noce temu i wy już zasnęliście to... to poszedłem się przejść. Nie patrzcie tak na mnie. Poszedłem do chłopaków koło czwartej nad ranem. Thompson i Stuart pili...dołączyłem się do nich. Zaczęliśmy się zakładać o różne pierdoły, wiecie jak to bywa przecież nie muszę wam tego tłumaczyć. Cholera...- przerwał na chwilę swój wywód. Zastanawiając się co powinien dalej powiedzieć żeby nie wyjść na największego debila, który stąpa po świecie. Przełknął ślinę i pośpiesznie mówił dalej wyginając przy tym palce pod dziwnymi kontami:
-Stuart wymiękł, zostaliśmy we dwoje. Byliśmy tak pijani, że nawet nie pamiętam czy siedziałem stałem czy może leżałem kiedy zaczęliśmy rozmawiać o Lily. Matt oczywiście się przechwalał co to nie on, że jakby tylko zechciał Lily byłaby jego i bez większych problemów przeleciał by ją w tydzień. Bylem święcie przekonany, że blefuje i powiedziałem wtedy "Thompson, gnoju mogę się założyć, że tak nie będzie, mogę się założyć, że dostaniesz największego kosza w swojej karierze podrywacza. Mogę się założyć, że się z nią nie prześpisz". Nie wziąłem wtedy pod uwagę, że Lily pragnie zemsty... Nie wiem co ja mam zrobić- zaczął rytmicznie walić głową w szafę i mówił dalej- chciałem się wycofać z tego cholernego zakładu już następnego dnia, próbowałem porozmawiać z Lily, ale nie wiedziałem jak zacząć. Nawet złamałem nos temu kretynowi, ale wszystko na nic. Nie wiem co ja mam zrobić. Jeśli Lily mu ulegnie, a od razu potem dowie się, że to od początku był zakład i to z mojej inicjatywy to... w zasadzie nieistotne, że mnie znienawidzi, ale ja nie będą mógł spojrzeć jej w oczy, które będą wyrażały rozczarowanie, zażenowanie i pytanie dlaczego ty mi to zrobiłeś.
- Skąd wiesz, że się dowie?- zapytał Glizdogon.
- To druga część zakładu, jeśli on wygra musi jej o tym powiedzieć.
(chciałam tu skończyć, ale chyba byście mnie zabiły, skończę gorzej xD)
W dormitorium zapanowała cisza. James tempo wpatrywał się w okno czekając na reakcje, najbardziej męczyła go ta cisza bo wówczas jego poczucie winy wgniatało go w podłogę.Chłopak zerknął przez ramię na resztę Gryffonów. Z ich min nie wynikało nic dobrego.
- Pojeb z ciebie James. Nawet nie potrafię tego inaczej nazwać wiesz? Jesteśmy przyjaciółmi, dlaczego nie powiedziałeś nam o tym wszystkim od razu? Trzeba działać. Teraz, już, natychmiast.  Jeśli ten Matt skrzywdzi Lily ze względu na ten wasz cholerny zakład to przysięgam na Mapę Huncwotów, że i tobie i Thompsonowi wybije wszystkie zęby.- powiedział rozwścieczony Black i wyszedł z dormitorium trzaskając drzwiami.

   Od kiedy James wszystko im powiedział minął dzień, podczas którego na zmianę pełnili warty przy mapie śledząc poczynania Lily i Matta i w razie konieczności wkroczyć "przypadkowo" do pomieszczenia, w którym akurat byli. Dzięki mapie i ich niezawodnemu zmysłowi orientacji przestrzennej w zamku, Lily była bezpieczna.
Do czasu kiedy Glizogon nie zasnął na warcie.