Hej <3 postanowiłam przemówić więc chyba muszę odchrząknąć żeby zwrócić waszą uwag.
Eyhym yhym, chciałam tylko powiedzieć, że w tym rozdziale sporo pozmieniałam jeśli ktoś czyta to opowiadanie od początku to będzie wiedział o czym mówię. Nie podobały mi się dialogi, oczywiście nie wszystkie ale teraz niektóre wydawały mi się strasznie ponaciągane. Chyba to tyle z mojej strony. Miłego czytania!
PS mam nadzieje, że mnie nie zabijecie za yy no hmm pewną scenę.
Kisses ;*
* * * * * *
- Cześć Mala!
Czy on właśnie powiedział do mnie Mala?
Lily patrzyła na niego szeroko otwartymi oczami, chciała coś powiedzieć, ale zabrakło jej słów. Nie wiedziała co mogłaby w zasadzie powiedzieć. Okrzyczeć go? Zachować dyplomatyczna powagę? Zrobić mu wykład moralności, zaczynając od wygarnięcia mu, że nie jest Mala? Nie miała pojęcia. Była oszołomiona nagłym spotkaniem osoby, której nie spodziewała się więcej spotkać. Bezmyślnie otwierała i zamykała usta, ale nie wydobyło się z nich choćby słowo. Inni uczniowie jaki i profesor McGonagll zdawali się nie rozumieć zaistniałej sytuacji spoglądali to na uśmiechniętego szatyna, który stał rozluźniony z nieodgadniętym błyskiem w oczach, to na rudowłosą dziewczynę, której spojrzenie z sekundy na sekundę stawało się coraz bardziej niebezpieczne. Cała sytuacja między jedną wypowiedzią a drugą nie trwała dłużej niż minutę. Pierwsza ocknęła się opiekunka domu Lwa, która zwróciła się bezpośrednio do dziewczyny:
-
Ja Cię Lily nie rozumiem, mówiłaś, że nie znasz naszego ścigającego- wyminęła dwójkę uczniów swojego
domu i udała się w kierunku wyjścia z Wielkiej Sali.
- No...yyy część?- powiedział chłopak z lekkim zakłopotaniem jednak wciąż z niezmywalnym uśmiechem.
Lily obdarzyła go najchłodniejszym spojrzeniem na jakie potrafiła się wówczas zdobyć, a tego typu spojrzenia dzięki Potterowi miała wyćwiczone do perfekcji. Gryffonowi zszedł uśmiech z twarzy jak zawsze Jamesowi co było małą wygraną rudowłosej. W swojej głowie odnotowała 1:0 dla mnie. Po czym poprawiła torbę na ramieniu napięcie się odwróciła i z dumnie uniesioną głową udała się na eliksiry. Chłopak patrzył chwilę za oddalającą się dziewczyną i z rozbawieniem stwierdził, że jest urocza a dodatkowo zrozumiał czemu Rogaczowi tak bardzo na niej zależało.Była niezwykła.
Do klasy Profesora Slughorna wbiegła zadyszana z lekko rozwianymi rudymi włosami i zaróżowionymi policzkami. Automatycznie wzrok profesora i pozostałych uczniów został skupiony na niej. Speszona wybąkała:
- Dzień...dzień dobry panie profesorze. Prze...przepraszam za spóźnienie, ale pa..pani McGonagall mnie zatrzymała.
- Dzień Dobry Lily, nic się nie stało usiądź proszę.
Rudowłosa wykonała polecenie nauczyciela i usiadała na swoim miejscu pomiędzy Dorcas a Marleną
Gdy
przyjaciółki spostrzegły zamyślony wyraz twarzy i nieobecny wzrok
przyjaciółki, wymieniły ze sobą znaczące spojrzenia mówiące: "Musimy
pogadać".
Lekcja eliksirów powoli dobiegała końca. Profesor
zrobił długi wykład o składnikach do najważniejszych eliksirów, które
poznali w poprzednich latach nauki w Hogwarcie i zadał wypracowanie o działaniu trzech wybranych eliksirów, o których mówili na lekcji. Większość uczniów
starała się skupić na tym co mówił profesor, ale Gryfoni byli zbyt
zdziwieni nieaktywnym zachowaniem Rudej. Otóż dziewczyna nie odezwała
się ani razu od początku lekcji, co było do niej zupełnie nie podobne.
Gdy zadzwonił dzwonek oznajmiający koniec zajęć nastąpiła kolejna
niespotykana sytuacja....otóż Lily wybiegła pierwsza z sali, a to zawsze
robili Huncwoci więc nie trudno wyobrazić sobie ich miny kiedy
wyprzedziła ich najpilniejsza uczennica w szkole.
- Te stary a w nią co wstąpiło?
- A skąd ja niby mam to wiedzieć? Weź pomyśl czasem Łapo...
- Dobra, dajcie spokój może po prostu poczekamy na dziewczyny i je zapytamy?- powiedział ugodowo Remus, którego wciąż męczył kac po nocnym piciu.
Syriusz jednak wolał nie wdawać się w konfrontację z Dorcas, ponieważ nie wiedział jeszcze co do końca ma myśleć po ich ostatniej wymianie zdań w pociągu więc szybkim ruchem ręki wyciągnął z plecaka przyjaciela pelerynę i okrył się nią zanim James zdążył cokolwiek powiedzieć po Łapie nie było już śladu. Reszta wzruszyła jedynie ramionami.
- O Dorcas Marlena...- zagadnął wesoło okularnik.
- Nie no co za niespodzianka może jeszcze powiesz:" Nie spodziewaliśmy się was tutaj"?- zapytała Meadowes, wywracając oczami.
- Oj Dori Dori nie bądź ironiczna Słuchaj, bo jest sprawa...-spróbował jeszcze raz James..
- Coś za coś.
- Co? Że od kiedy?
- Dobra no, możesz przejść do rzeczy bo trochę nam się spieszy.
- Wszystkie dzisiaj powariowały- załamał ręce. Gdzieś z kąta dało się słyszeć cichy śmiech, lecz Lupin zorientowany w sytuacji, zatuszował dźwięk lekkim pokasływaniem.
- A Tobie Potter o co chodzi?- wtrąciła do tej pory milcząca Marlena.
-
No nie! Nie wyrobie! To się nie dzieję naprawdę! Lily spóźnia się z niewiadomych przyczyn na swoje
kochane eliksiry, potem w ogóle się na tej lekcji nie udziela, i jeszcze
wybiega pierwsza z klasy, co już w ogóle jest zagadką stulecia. Ty, Dorcas jesteś ironiczna i nas zbywasz, a Ty
Marlena mówisz do mnie po nazwisku. Koniec Świat!- na ten wywód Jamesa
reszta się roześmiała.
- Dobra, dobra, to co to za sprawa?
-
No przecież powiedziałem przed chwilą!- dziewczyny uniosły brwi do góry
co oznaczało "że niby kiedy?" (albo co ćpałeś hahaha dop, aut).
- Słuchaj James, to chyba leży w waszym interesie żeby nam powiedzieć o co chodzi czy coś pominęłam?
- Poddaje się. Ok już mówię, więc jakby to ująć w słowach? Kro porwał MOJĄ Lily?
- Boże słyszysz to i nie grzmisz...Czy tobie przypadkiem ta galaretka na mózg nie padała?...Na Merlina! zapomniałam! Marlena!!
- Co się tak drzesz? Stoję obok Ciebie wiesz?
- Mniejsza. Zapomniałyśmy o Lily- i obie z zawrotną prędkością pokonały korytarz oraz schody nie zwracając uwagi na Huncwotów, którzy beznamiętnym wzrokiem wpatrywali się w miejsce gdzie zniknęły Gryffonki.
- Wiesz co Łapo?- zwrócił się do przyjaciela ukrytego pod peleryną niewitką za żelazną zbroją
- Pewnie zaraz mnie oświecisz- odrzekł wychodząc z ukrycia i oddając Jamesowi jego mały skarb.
- Ja chyba nigdy nie zrozumiem dziewczyn...
-
A to już chyba przerabialiśmy co? Lepiej chodźmy już bo jakoś chwilowo
nie chce mieć szlabanu a te od McGonagall są najgorsze, a transmutacja zaczyna się - w tym momencie zadzwonił dzwonek na kolejną lekcja.
- Właśnie się zaczęła.- dodał już biegnący Remus, do którego dołączyła pozostała trojka przyjaciół.
W tym samym czasie
Gdy pani prefekt wybiegła już z lochów odetchnęła z ulgą. Rozejrzała się po korytarzu i z ulgą stwierdziła, że nikt za nią nie poszedł.
-
Przynajmniej nie będę musiała na razie z nikim rozmawiać- pomyślała.
Poprawiła torbę na ranieniu i zaczęła iść spokojnym krokiem w kierunku
klasy od transmutacji analizując sytuacja zaistniałą podczas śniadania. Cześć Mala! w gruncie rzeczy nie była na niego o to zła, teraz nawet wydało jej się to zabawne chociaż nie przyznałby się mu do tego. Nie po tym jak zataił przed nią prawdę. Tego typu rozmyślania zajęły jej całą lekcję, a przecież nie odezwała się do niego nawet słowem.
Matt tu jest.
Tak, jest chodzi tu do szkoły co więcej jest w tym samym domu co ty a ty nawet o tym nie
wiedziałaś.
Nie wiedziałam bo mi o tym nie powiedział.
Mogłaś
skojarzyć fakty tak ciężko ci się myśli?.
Lily otrząsnęła się z tych
myśli i jeszcze tylko w nich stwierdziła: Musze przestać kłócić się sama
ze sobą. Od klasy dzielił ją już tylko jeden zakręt właśnie skręcała
kiedy zderzyła się z Mattem.
No jasne czy mógłby być to ktoś inny? Wcześniej nie wiedziałam, że istnieje, a teraz będzie go spotykać na każdej przerwie, bo to takie normalne prawda? Przewróciła oczami i twardo na niego popatrzyła, chłopak wytrzymał spojrzenie i zapytał:
- Pogadamy?
Jasne, że chciała pogadać, ale chciała żeby odczul jej oburzenie i bardziej się postarał więc nic nie mówiąc ominęła go i miała w zamiarze udać się pod salę, ale chłopak złapał ją za rękę, i obrócił tak, że stała oparta plecami o ścianę a on tuż przed nią. Przylegali do siebie biodrami, a chłopak miał ręce oparte tuż obok jej głowy i pochylał się nad nią. Poczuła, że się rumieni co nie uszło uwadze Gryffona, który uwodzicielsko się do niej uśmiechnął. Rozbrzmiał dzwonek sygnalizujący, że kolejna lekcja właśnie się rozpoczęła, ale on wcale nie miał zamiaru jej puścić już chciała coś powiedzieć gdy usłyszała okrzyk oburzenia:
- Lily!
No to teraz się zacznie pomyślała i spojrzała wyzywająco w oczy chłopaka. Nie myśląc o konsekwencjach wpiła się w jego usta. Na początku to Lily przejęła inicjatywę, swoje dłonie zaplotła na jego szyi co ułatwiło jej podciągnięcie się do góry po ścianie. Po chwili oszołomienie chłopaka wyparowało i wdarł się jeżykiem do jej ust, a rękami oplótł ja w pacie. Całowali się tak chwilę, aż do momentu kiedy dziewczyna odsunęła swoją twarz od niego po czym wyswobodziła się z jego objęć poprawiła zagubiony kosmyk jej płomiennych włosów i szybkim krokiem udała się pod salę, gdzie czekały na nią jej dwie przyjaciółki, które wpatrywały się w nią tak jakby widziały ją pierwszy raz w
życiu. Nie miała ochoty oglądać tych spojrzeń więc spojrzała w inną
stronę, niestety tym razem też źle trafiła, bo stali tam Huncwoci, ale jednego z nich brakowało jednak wolała nie wiedzieć gdzie teraz znajduje się okularnik.
Przewróciła tylko oczami i podeszła do Marleny i Dorcas.
- Nie teraz, pogadamy później- szepnęła do nich i weszła do klasy od transmutacji.
Zdezorientowany i jednocześnie szczęśliwy chłopak odprowadził ją wzrokiem do klasy i odwrócił się by pójść w tylko sobie znanym kierunku. Jednak na swojej drodze napotkał Jamesa Pottera. Matt włożył ręce do kieszeni i dziarskim krokiem skierował się w stronę schodów, idąc z impetem zderzył się ramieniem z Rogaczem, który był od niego wyższy o jakieś dziesięć centymetrów. Wymienili bojowe spojrzenia a Potter powiedział tylko:
- Uważaj- co wcale nie odnosiło się do bezpiecznego chodzenia po korytarzu. Starszy z Gryffonów tylko się do niego uśmiechnął co miało oznaczać To ja wygrałem tą bitwę.
* * * *
- Witam was po wakacjach. Na dzisiejszych zajęciach przypomnimy sobie.....chłopcy czy ja wam przeszkadzam?
- No jak by Pani mówiła troszeczkę ciszej nikt by się nie obraził na prawdę- zapewnił nauczycielkę Syriusz.
- Black czy to było do mnie?!
-
Nie, nie ależ skąd Pani profesor- zaczął usprawiedliwiać kolegę Lupin-
bo widzi Pani Syriusz tylko... noo...on...tylko bo...on z Jamesem bawią
się w yyy jak...jak nie odpowiadać nauczycielowi na pytania-wybrnął z
ciężkiej sytuacji.
- Ja nie mam już to was siły...a więc tak jak mówiłam...
- Ale ja mam jednak do Pani pewne pytanie- powiedział Rogacz przerywając nauczycielce w pół zdania.
- O co tym razem chodzi James?- odparła zrezygnowana opiekunka domu Lwa.
- Kto będzie w tym roku nowym kapitanem drużyny?
- Matt Thompson.
- Ej Rogacz co się tak krzywisz? Zawsze lubiłeś Matta..
- Łapo weź nic nie mów, owszem lubiłem go dopóki nie zadawał się z moją Lilusią.
- Ty... czekaj, czekaj, czy to nie był ten Matt z biwaku?
- Aleś ty bystry...tak ten....A wiesz co Łapciu mi obiecałeś na tym biwaku?- zapytał James z szatańskim błyskiem w oku.
- Eeee noo nie pamiętam za bardzo...przypomnisz?
- Że pomożesz mi uporać się właśnie z TYM Mattem.
- Ale Jams to jest nowy kapitan ja chcę być w tej drużynie, ale po naborze wywiąże się z obietnicy.
Potter tylko skinął głową bo zaczął gorączkowo nad czymś myśleć.
Lekcja trwała w najlepsze. Dziś nie musieli czarować i zamieniać wazonu w smoka i odwrotnie tylko słuchali nudnej teorii jak na każdej pierwszej lekcji w nowym roku szkolnym. W przedostatniej ławce siedziały trzy Gryffonki i dwóch Krukonów, bo to właśnie z nimi mieli te zajęcia. Drobna blondynka zawzięcie notowała słowa nauczycielki, ponieważ nigdy nie była dobra z tego przedmiotu a miała zamiar to zmienić. Zauważyła, że jej przyjaciółka również chciała robić notatki ale zapisała zaledwie parę zdań i zrezygnowana odłożyła pióro. Dorcas natomiast bawiła się kosmykiem swoich włosów i głęboko nad czymś rozmyślała o czym świadczyła drobna zmarszczka miedzy jej błękitnymi oczami. Dorcas odwróciła głowę w stronę dobiegającego głosu nauczycielki a gdy spostrzegła, że ta jest na drugim końcu klasy postanowiła porozmawiać z Lilką;
- Pst Lily...pst.
- Co chcesz Dorcas?
- Kto to był ten z korytarza?
- Wiesz z tego co widziałam na korytarzu było dużo ludzi.- odpowiedziała wymijająco bo nie miała teraz ochoty zagłębiać się w szczegóły.
- Oj nie udawaj! Doskonale wiesz o kogo mi chodzi.
- Ehh czy wy zawsze musicie wszystko widzieć? Dobra mniejsza, więc to co widziałaś to było tylko...
-
No właśnie co to było?!- wydarł się na clą salę Rogacz, który siedział
tuż za dziewczynami i najwidoczniej musiał wszystko słyszeć.
- Panie Potter ma Pan coś do powiedzenia?- zapytała nauczycielka, która nagle znalazła się między ostatnią a przed ostatnią ławką. Chłopak przekrzywił lekko głowę, widać było, że w jego wnętrzu wściekłość mieszała się ze smutkiem, ale z tych dwóch wybrał wściekłość.
-
Nie ja, nie ale nasza Pani Prefekt chyba tak.- oczy wszystkich w klasie
skupione zostały na postaci drobnej rudowłosej dziewczyny z
Griffindoru. Kiedy dziewczyna miała zamiar się wybronić nie spodziewanie
drzwi do sali otworzyły się i stanął w nich kapitan drużyny Quidditcha.
- Dzień Dobry Pani Profesor, bo ja mam taką prośbę.
- O co chodzi Matt? Nie widzisz, że mam teraz lekcje, a po za tym to ty też teraz nie powinieneś mieć jakiś zajęć?
-
Tak widzę, że ma Pani lekcje ja tylko chciałbym porozmawiać z naszym
prefektem naczelnym, a jeśli chodzi o moje zajęcie to zaczynają się
dopiero po tej lekcji.- wytłumaczył nauczycielce Gryffon.
- No
dobrze Lily idź z kolegą i tak zapewne dzięki twoim kolegom z roku nie
nauczymy się dziś niczego nowego.
- Pozwala Pani na takie migdalenie się podczas lekcji?
- Gryffindor traci 5 punktów, a tak na przyszłość Potter nie lubię jak ktoś podważa moje decyzje
- Chrzanię to!
- Potter jak ty się wyrażasz?- ale chłopak nie reagował na słowa surowej profesorki był zbyt zbulwersowany całym dzisiejszym dniem, zabrał swoje rzeczy wylewając przy okazji atrament na podłogę i wyszedł z sali, w której zapanowała potworna cisza, wręcz namacalna. Cala społeczność Griffindoru była przyzwyczajona do rożnych wymian zdań na relacji Evans-Potter, ale nie rozumieli ich dzisiejszego zachowania. Wpatrywali się wyczekująco w profesorkę, która powoli chowała emocje pod maską obojętności. Odwróciła się do klasy plecami i zwróciła się tylko do przyjaciół Rogacza:
- Przekażcie Jamesowi żeby zgłosił się do mnie jutro o 17, a teraz otwórzcie książki na stornie 16 i przeczytajcie cały rozdział, a za tydzień chcę widzieć na moim biurku gotowe prace streszczające funkcjonowanie transmutacji ludzkiej. Nikt nie chciał podpaś profesorce więc bez słowa zaczęli wykonywać jej polecenie.
- Dorcas?
- Hmm...?
- Czy ten chłopak co przed chwilą tu był to, to nie był ten sam co wtedy z Lily na korytarzu?
-
Tak... i wiesz co Lenka? Oni poznali się na tym biwaku i
coś między nimi było...może dalej jest? Bo kto tam wie tą naszą
Rudowłosą...
- Okaże si...- ale umilkła pod surowym spojrzeniem profesorki wycelowanym w ich dwójkę.
Młodzieniec z rozczochranymi włosami na głowie wybrał najkrótszą drogę dostania się na błonia Hogwartu, a potem na boisko do Quidditcha gdzie zawsze chodził żeby w spokoju pomyśleć. Już postanowił, że dziś nie uda się na ani jedna lekcję, wystarczy mu wrażeń jak na jeden dzień. Kiedy dotarł już na boisko rzucił plecak i położył się na zielonej murawie i zaczął bitwę ze swoimi myślami co powinien dalej zrobić.
Jak ona się dowie to mnie znienawidzi!
No i co z tego? Zgodziłeś się na to
Bylem pijany
Tylko winni się tłumaczą. Jeżeli naprawdę ją kochasz to nie powinieneś do tego dopuścić...
* * * *
Dwójka Gryffonów szla w ciszy brzegiem jeziora. Lily próbowała ułożyć w głowie co powinna powiedzieć chłopakowi. Zdawała sobie sprawę, że wpakowała się w nie złe bagno i teraz samo musi to jakoś wyjaśnić. Tylko co tu wyjaśniać? Zachowała się jak dziecko, poprawka jak rozkapryszone dziecko jak wredna małpa, która wykorzystuję chłopaka, jak nie ona, co bolało ją podwójnie mocno. Co mu miała powiedzieć? Słuchaj to był zwykły impuls Śmieszne, prychnęła w myślach i ukradkiem spojrzała na swojego towarzysza. Szedł pewny siebie, z delikatnym uśmiechem na twarzy. Stwierdziła, że od wakacji nic się nie zmienił, no może
urosły mu trochę włosy i grzywka przysłaniała teraz jego nietypowe oczy
koloru bimbru. Był od niej sporo wyższy co w sumie nie było wielką
sztuką patrząc na jej 157 centymetrów wzrostu. Miała już dość tej ciszy jaka między nimi panowała od opuszczenia klasy od transmutacji. Przystanęła koło dużego drzewa rzucającego cień na nieprzeniknioną taflę wody, w którą zawzięcie się wpatrywała. Po chwili poczuła dwie cieple ręce na szacie w miejscu gdzie znajdował się jej brzuch. Matt stał za nią i ją obejmował. Zdziwiona pozwoliła na to, oparła głowę na jego klatce piersiowej i pozwoliła aby chłopak kołysał ją w swoich ramionach. Uśmiechnęła się na myśl, że jednego dnia może się tyle zdarzyć, a nie ma jeszcze nawet południa z zaskoczeniem również stwierdziła, że nie wypowiedziała do niego ani słowa, a teraz jak gdyby nigdy nic stali nad jeziorem przytuleni jak zakochana para. Na samo stwierdzenie parsknęła śmiechem, po czym chłopak wyszeptał w jej włosy:
- Co cie tak bawi rudzielcu?
Dziewczyna odwróciła się do niego przodem by na niego spojrzeć. Znów byli niebezpiecznie blisko siebie ich twarze dzieliło nie więcej niż piętnaście centymetrów. Chłopak położył swoja dłoń na jej policzku i nie wątpliwie chciał ją pocałować, ostrzegawcza żarówka zapaliła się w głowie dziewczyny, która położyła mu dłoń na ustach i lekko aczkolwiek stanowczo pokręciła głową:
- Jesteś dupkiem Matt, wiesz o tym?
Chłopak zaśmiał się perliście, a dziewczyna zmiażdżyła go wzrokiem,
- To nie jest śmieszne.
- A właśnie, że jest- zirytowana prychnęła i pomyślała No jasne ze mną można się tylko przytulać i całować, ale na rozmowę nie ma co liczyć... faktycznie to facet, przecież w ich głowach wszystko sprowadza się do jednego. Chciała odejść, ale oczywiście bo jak żeby inaczej chłopak jej nie pozwolił łapiąc ja za nadgarstek i mówiąc:
- Nie obrażaj się tak dzieciaku, wciąż jesteś na mnie zła?
- Głupie pytanie- pomyślała, a odpowiedziała:
- A jak myślisz d z i e c i a k u?- zwróciła się do niego z opartymi rękami na biodrach. A po chwili jeszcze dodała:
- Uważasz to za zabawne, a ja czuje się oszukana. Rozmawialiśmy ze sobą, zwierzałam ci się, zaufałam ci, na Merlina całowałam się z tobą! A ty co? Zapomniałeś wspomnieć, że jesteś z Hogwartu, że mnie znasz i, że nie muszę się obawiać, bo wakacje nie długo się skończą i znów się spotkamy. Od co, taki drobny szczegół każdemu może umknąć tak?
- Lily posłuchaj to nie tak, że nie chciałem ci powiedzieć. Ja nawet na początku myślałem, że ty wiesz, że jestem czarodziejem, ale potem okazało się, że jednak tak nie jest. Wcześniej, przed naszym wakacyjnym spotkaniem nawet nie rozmawialiśmy, po prostu uznałem, że jak nie będziesz wiedziała będzie po prostu lepiej i przy okazji będzie zabawnie.
- Słyszysz sam siebie? Zabawnie? Wyszłam na idiotkę przed profesor McGonagall, bo nie wiedziałam, że jesteś kimś tam w tej głupiej grze! Spóźniłam się na eliksiry, a na transmutacji w ogóle nie mogłam się skupić. A ty mi wypalasz, że to po prostu było zabawne?
- Równie dobrze gdybyś się interesowała Quidditchem to byś doskonale wiedziała kim jestem.
- Aha czyli to teraz moja wina, bo nie mam takich zainteresowań jakich oczekujesz?
- Ta rozmowa przybiera nie taki akcent jaki chciałem...
- Ah no tak teraz będzie chcę tego, oczekuję tego, wymagam to, nie akceptuję...
- Lily wiesz co? Zamknij się wreszcie- zdezorientowana popatrzyła na niego, ale on już był przy niej i zaczął ja całować, znowu. Nie lubiła jak ktoś ją kontrolował, albo z nią wygrywał więc toczyła z nim namiętną małą wojnę, Nie wiedziała czy czuje coś do tego szatyna bo miała dopiero 16 lat na Merlina skąd mogla wiedzieć czy to miłość? Pierwszy raz od dawna żyła chwilą. Nawet nie zwróciła uwagi kiedy była mocno oparta o korę drzewa, a swoje nogi miała opatulone wokół jego bioder. Czuła jakieś dziwne uczucie, którego wcześniej nie doznała. Czy to było pożądanie? A może podniecenie? Nie wiedziała, ale podobało jej się to. Oddawała pocałunki z coraz większą agresywnością. Chłopak teraz całował ją po szyi i ramionach. Wszystko działo się tak szybko nawet nie wiedziała kiedy jej czarna szata wylądowała na ziemi, a ona została w białej koszuli i spódniczce przed kolana. Matt przycisnął ją mocniej do drzewa, a dziewczyna ledwo słyszalnie jęknęła mu do ucha. Chłopaka tylko to jeszcze bardziej pobudziło. Jedną ręką ją podtrzymywał a drugą przejechał po jej wewnętrznej stornie uda, na co ta lekko wstrzymała oddech. Chłopak nie widząc sprzeciwu rudowłosej wsunął jej rękę do majtek doprowadzając ją do szaleństwa kiedy ją tam pieścił. Nie wiadomo co by się stało dalej gdyby nie usłyszeli zgryźliwego jazgotu woźnego Hogwartu:
- Uczniowie nie są na lekcjach! Uczniowie są przy jeziorze! Uczniowie są zbyt blisko siebie! Gryffoni jak oparzeni uciekli spod drzewa, zabierając wszystkie rzeczy. Swoje kroki skierowali w stronę zamku. Kiedy mieli już pewność, że go zgubili spojrzeli po sobie. Dziewczyna miała potargane włosy, trzy guziczki jej koszuli były rozpięte, a spódniczka zjechała jej na biodra i była nieco przekrzywiona. Miała rozszerzone oczy, w których mieszało się wiele emocji. Teraz jej twarz zrobiła się czerwona ze wstydu. Szybko przygładziła włosy, poprawiła strój i narzuciła na siebie szatę. Wzięła swoja torbę i zwróciła się do chłopaka:
- Muszę już iść- i odeszła w stronę szklarni gdzie miała mieć kolejne zajęcia.
Prawda była tak, że uciekła, znowu. Za co upomniała się w myślach. Co w nią właściwie wstąpiło? Po raz kolejny tego dnia zachowała się jak nie ona, najpierw zrobiła Jamesowi wykład o jego sztucznej miłości, potem zrozumiała, że Matt chodzi do Hogwartu. Była oburzona, że jej o tym nie powiedziała i przez całe eliksiry myślała tylko o nim. Przed transmutacją znowu go spotkała i co? Sama zainicjowała pocałunek żeby dopiec Jamesowi brawo Lily- prychnęła w myślach. Potem nie było zresztą lepiej bezmyślnie udała się na błonia z Gryffonem, a potem, właśnie, a potem co? Prawie straciła dziewictwo na drzewie z chłopakiem, z którym nawet nie była! To wszystko brzmi jak z serialu o dziewczynie rozchwianej emocjonalnie. Czuła do siebie odrazę za to co prawie przed chwilą się wydarzyło, ale jednocześnie przeszło jej przez myśl, że jej się to podobało. Tylko nie wiedziała co dokładnie czy Matt sam w sobie czy doznania fizyczne. Stwierdziła, że jednak jest dziewczyna rozchwianą emocjonalnie, no tak pewnie góra dzień i dostanę okres bo innej przyczyny to mieć nie może. Już od jakiś dziesięciu minut siedziała pod szklarnią numer IV i starała się przekonać sama siebie, że nie zrobiła przecież nic złego. Podniosła głowę i rozejrzała się. Zobaczyła dwie postacie zmierzające w jej stronę, a po chwili rozpoznała w nich swoje dwie przyjaciółki. Stwierdziła, że będzie musiała im wszystko opowiedzieć, bo najzwyczajniej w świecie potrzebowała rady. Dwie Gryffonki w ekspresowym tempie znalazły się tuż obok niej, usiadły naprzeciwko i równocześnie powiedziały:
- Słuchamy- jednak za nim rudowłosa zdążyła cokolwiek powiedzieć Dorcas objechała ją od góry do dołu badawczym spojrzeniem i uśmiechnęła się, a po chwili dopowiedziała:
- Dlaczego masz liścia we włosach?
- I dlaczego masz na szyi malinkę?- dodała Marlena.
Zawstydzona dziewczyna szybko poprawiła włosy wyciągając z nich "zdrajcę", a następnie przerzuciła je przez prawe ramię by zakryć dowód niedokonanej zbrodni. Spojrzała na nie spod swoich gęstych rzęs i zaczęła:
- Dziewczyny to nie tak.. jak może się wam wydawać- tu zamilkła na chwilę a potem dodała zrezygnowana:
- Jest jeszcze gorzej.
Meadowes i McKinnon wymieniły porozumiewawcze spojrzenia i powiedziały:
- No to co, babski wieczór- a Lily tylko smętnie pokiwała głową.
* * * *
Ostatnie dwie lekcje minęły w mgnieniu oka w dość spokojnej atmosferze. Rudowłosą zastanawiało jednak gdzie podział się Potter jego tak długa nieobecność nie mogła przynieść nic dobrego.
Szczęśliwi Gryffoni opuszczający pracownie zaklęć udali się na obiad. Kiedy Gryffonki z Vi roku przekroczyły próg Wielkiej Sali zdziwiły się, że przy stole siedzi cała czwórka Huncwotów. Przecież to one pierwsze opuściły salę i wydawało im się, że poszły najkrótsza drogą jak istnieje. Jednak to prawda, że ta czwórka znała ten zamek lepiej od wszystkich uczniów i nauczycieli razem wziętych. Lily zajęła swoje standardowe miejsce obok Dorcas, a na przeciwko Marleny i Ann. Dziewczyny pochłonięte rozmową nie zwróciły uwagi na Jamesa, który właśnie szedł w ich kierunku. W jego głowie istniał plan, teraz tylko musiał wprowadzić go w życie.
- Cześć Liluś, możemy pogadać?
- Nie mam ci nic do powiedzenia narcystyczny egoisto. A i jeszcze jedno nie jestem Liluś, Potter- Zabolało go to bo chciał jej dobra i chciał ją ostrzec, ale zignorował tą uwagę i powiedział:
- A ja nie jestem Potter, Liluniu!
- Ugh -nie wiadomo co to było- przestaniesz nazywać mnie tymi swoimi głupimi zdrobnieniami?
- Jak przestaniesz mówić do mnie po nazwisku kochanie.
- Nie jestem twoim żadnym kochanie ty nad..
- Ale zawsze możesz być, jeśli tylko zechcesz.
- Taa jasne już lecę patrz bo nie mam co do roboty! A i nie przerywaj mi jak mówię, rozumiesz?!
- Ciebie? Ani trochę, ale zawsze mogę udawać, że tak.
- Nie...nie...ja nie wytrzymam....gdzie tu jest jakaś patelnia?
- E Lilka po co ci ta cała patelnia?- tempo zapytał Syriusz.
- Boże, za co? O jest talerz jak miło -podniosła naczynie z....z sosem szpinakowym?
-
Lily od kiedy ty lubisz sos szpinakowy? Zawsze mówiłaś, że to najgorsze
co może b..- w tym momencie na Rogaczu wylądował talerz z sosem
ochlapującym przy okazji Łapę. Zdezorientowani patrzyli się na nią w
osłupieniu a ona na to:
- Wam tez w zielonym do twarzy nie
wiedzieliście?- na te słowa dziewczyny większość obecnych na sali
zaczęła się śmiać. Jednak krzyk dwóch szóstorocznych Gryffonów przerwał
salwę śmiechu:
- Bitwa na żarcie!
No i wiadomo co było dalej
każdy rzucał czym popadnie i gdzie popadnie. Nieliczni skrywali się pod
stolami. A najśmieszniejsze w tym wszystkim było to, że Dyrektor nawet
nie zareagował tylko z rozbawieniem przyglądał się rozwojowi sytuacji.
- Dosyć! Już dość! Potter, Black! Do mnie, a reszta do swoich dormitoriów, ale to już!- rozkazała Minerwa.
- Czy wy zawsze musicie coś wymyślić? Wczoraj galaretka, a dzisiaj całe jedzenie? Czy wam rozum odebrało?!
- Ale to nie my Pani Profesor to...- James zatkał przyjacielowi ręką usta.
- Łapo nie ma sensu zwalać na kogoś winy...Tak to my.
-
Eee yyy co? Tak szybko się przyznajecie yy takk no dobrze idźcie do
Pana Filcha po mopy i wiadra z wodą...albo nie musicie mi obiecać że
bitwa na jedzenia już się nie powtórzy...
- Ale my nie możemy tego obiecać, bo jak to ktoś inny zacznie to....
- Nie przerywaj mi Potter! Musicie mi obiecać, że bitwa na jedzenie nie powtórzy się z WASZEJ INICJATYWY zrozumiano?
- Tak jest Pani Kapitan...do widzenia.
- Do widzenia
- Rogaczu ja wiem, że ty Lilkę kochasz, ale czy to ma sens? Widziałeś jak całowała się z Mattem, potem zniknąłeś z reszty lekcji w dalszym ciągu przez nią, ale i tak chciałeś zarobić szlaban za nią?- James nie miał teraz ochoty o tym gadać, musiał jakoś uratować Lily więc wzruszył ramionami i odparł:
- Spójrz na to z innej strony, dzięki jednemu "Tak to my" nie mamy szlabanu.
- W sumie taak...magiczne wyrażenie hmm, a może tak wypróbujemy to jeszcze na innych lekcjach?
- Genialny pomysł czyli jak to było?
-
TAK TO MY!- wrzasnęli równocześnie, a potem przybili sobie piątkę i
zaczęli się śmiać. Gdy weszli do PW Gryffonów mina Pottera zrzedła, widząc, jak jego Lily siedzi razem z Mattem na kanapie i wesoło z nim rozmawia, a on bezkarnie bawi się jej włosami i co jakiś czas całuje we włosy. On nawet nie miał co liczyć na takie zbliżenie, a dlaczego? Co takiego robił nie tak? Nie miał pojęcia. Zobaczył jeszcze jak rudowłosa wesoło zeskakuje z kolon chłopaka, na które Thompson sam ja przed chwilą posadził i daje mu przelotnego buziaka po czym znika na schodach prowadzących do dormitoriów dziewcząt. Thompson podniósł się z kanapy i skierował się w stronę Pottera. Przez chwilę obaj mierzyli się spojrzeniami, aż Matt powiedział:
- 3:0 dla mnie Rogacz, to co, do ilu gramy? Myślę, że w takim tempie uwinę się z nią do końca tygodnia- puścił do niego oko i wyszedł z pokoju wspólnego zostawiając rozwścieczonego Jamesa i zszokowanego Syriusza samych sobie.
Lily wkroczyła do swojego dormitorium gdzie dziewczyny już na nią czekały. Rudowłosa uśmiechnęła się do nich i położyła na swoim łóżku twarzą do poduszek na co w mgnieniu oka zareagowała Dorcas:
- O nie, nie nie! Nie taka była umowa!
Rudowłosa przeciągle westchnęła i odwróciła się do współlokatorek twarzą. Usiadła oparta o poduszki westchnęła raz jeszcze, bo przeraźliwie bała się tej rozmowy i zaczęła im streszczać zdarzenia z minionego dnia. Opowiedziała im o wszystkim co miało miało miejsce, o wszystkich swoich doznaniach, o rozmowie z Mattem goniącym Filchu**. Przy niektórych wypowiedziach lekko się wahała i rumieniła, ale wiedziała, że im może powiedzieć wszystko. Kiedy skończyła musiała chwilę poczekać aż dziewczyny przyswoją wszystkie informacje jakie spadły na ich głowy. Pierwsza odezwała się Dorcas:
- Moja Lily dojrzewa!- zakrzyknęła szczęśliwa i przytuliła dziewczynę, ale po chwili dodała:
- Ale ten Matt coś mi tu nie pasuje. Mega ciacho to wiadomo, ale w wakacje zachowywał się inaczej. Nie rozumiem tego pośpiechu...Lilka posłuchaj, nie zrób niczego głupiego bo skończy się to tylko płaczem... Coś tu ewidentnie śmierdzi tylko nie wiem co. Ale na wszelki wypadek- to mówiąc szukała czegoś w swoim kufrze - jasna cholera gdzie...oo mam! Ale na wszelki wypadek weź to- i podała dziewczynie pięć fiolek z płynem o kolorze przypominającym jagody. Lily nie pewnie wzięła fiolki i zaczęła się im przypatrywać. W tym czasie Marlena zapytała:
- Dorcas co to właściwie jest?
- To eliksir zapobiegawczy.
- Zapobiegawczy?- zapytała zdumiona Lily nie rozumiejąc koleżanki. Meadowes przewróciła oczami i powiedziała:
- Lilka jasna cholera, Jesteś młoda w twoim ciele buzują hormony każdy potrzebuje tego typu doznań, tylko że w tej kwestii jesteś zupełnie nieodpowiedzialna. Nie muszę się długo zastanawiać co by się stał gdyby Filch się tam nie zjawi, chyba aż mu podziękuje. Nie muszę ci tłumaczyć skąd się biorą dzieci, co? No właśnie, więc to jest eliksir zapobiegawczy...dzieciom. Jedna fiolka działa trzy dni zażywaj regularnie nie chce zostać jeszcze ciocią.
Speszona Lily pod naciskiem koleżanek obiecała, że będzie regularnie przyjmować eliksir i pod wpływem ich rozkazów wypiła pierwsza fiolkę eliksiru.
* * * *
James leżał do połowy rozebrany na łóżku i nie miał ochoty z nikim rozmawiać. Aktualnie był w dormitorium tylko z Syriuszem. Peter pewnie już był na kolacji, a Remus siedział w pokoju wspólnym i obserwował poczynania Matta Thompsona na prośbę Rogacza. Black powoli tracił cierpliwość do przyjaciela, zachowywał się dziwnie i nic nie chciał powiedzieć. Leniwie podniósł z własnego łóżka, wyciągnął z szafy dwa kremowe piwa i podszedł do marnie wyglądającego Pottera. Ten zmierzył go smentnym wzrokiem i powiedział:
- Ja więcej nie pije...
Na co Łapa najpierw wybałuszył oczy, a potem zaczął donośnie się śmiać. Kiedy już się uspokoił i zauważył, że James w ogóle nie zwraca na niego uwagi zmarszczył brwi i usiadł obok przyjaciela. Przez chwile mierzył go wzrokiem, a potem zapytał:
- Stary co jest grane? Dzisiaj przez cały dzień chodzisz dziwnie struty i wkurzony poza oczywiście małymi przebłyskami geniusz prawdziwego Huncwota. Powiesz co się dzieje? A i chcę wiedzieć o co chodziło Thompsonowi
- Bo Lily...
- Co znowu Lily?
- Ona mnie zabije jak się dowie...
* * * * *
Rozdział chciałabym zadedykować mojej koleżance Marcelinie, za to że po prostu jest i kocha sport równie mocno jak ja! <3
"Kiedy łamiesz zasady, łam je mocno i na dobre" ~Terry Pratchett.